sobota, 20 kwietnia 2013

Sixty One.



Kelsey’s POV

- Kelsey! – usłyszałam krzyk mamy, dochodzący z dołu.
Uniosłam wysoko brwi, odkładając książkę, którą właśnie czytałam na bok, po czym zsunęłam się z łóżka. Otworzyłam drzwi od pokoju i wytknęłam głowę na zewnątrz.
- Zejdź na dół, twój ojciec chciałby z tobą porozmawiać – powiedzenie tego jakby sprawiało jej wysiłek, ze względu na to, jaki stosunek miałam do niego w tej sytuacji.
Tylko ze względu na nią, postanowiłam odstawić swoją nienawiść na bok.
- Dobrze, zaraz zejdę – zamknęłam drzwi, zakładając sweter na swój ciasny top.
Następnie z powrotem je otworzyłam i zbiegłam po schodach, zastając moich rodziców pogrążonych w cichej rozmowie.
- Cześć tato – mruknęłam dość niezręcznie, niepewna czy wciąż był na mnie zły, czy nie.
- Kelsey – wziął głęboki oddech wyraźnie zdziwiony, że postanowiłam zejść na dół. – Jak się czujesz?
- Dobrze – odpowiedziałam. Jeśli myślał, że mu wybaczyłam, będzie bardzo zdziwiony.
- Wiem, że jesteś na mnie zła.. ale chciałbym z tobą porozmawiać.
- Okej – wzruszyłam ramionami. – Mów.
- Kelsey.. – zaczęła moja mama, potrząsając głową, ale zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, mój tata jej przerwał.
- Nic się nie stało, Melissa – przeniósł wzrok na mnie. – Ona ma prawo, żeby być na mnie zła.
Zacisnęłam usta, nie wiedząc jak się zachować. Oczekiwałam krzyku, kłótni, a tymczasem na jego ustach pojawił się wyrozumiały uśmiech. Odwróciłam wzrok
- Możemy usiąść i porozmawiać? – zapytał, zajmując miejsce na kanapie i wskazując na mnie ręką. Pokiwałam głową i usiadłam w niewielkiej odległości od niego, kładąc dłonie na kolanach.
Mama patrzyła na nas ze swojego miejsca, licząc na to, że się pogodzimy.
Część mnie również miała taką nadzieję.
- O czym chcesz porozmawiać? – mruknęłam, przerywając ciszę i chcąc już mieć to wszystko za sobą. Nienawidziłam tego oczekiwania na to, co powie druga osoba.
To była strata czasu.
- Chcę porozmawiać o zeszłej nocy.
- Tato.. – zaczęłam, ale szybko uniósł dłoń żeby mnie uciszyć.
- Nie.. Kelsey – potrząsnął głową. – Muszę to powiedzieć.
Skinęłam pokazując mu, że słucham.
- Nie powinienem podnieść na ciebie ręki. Jesteś moją córką i cię kocham. Nic tego nie zmieni. Popełniamy naiwnie decyzje ale przecież.. jesteś moim dzieckiem, częścią mnie a ja nie powinienem zrobić tego… co zrobiłem – smutek pojawił się w jego oczach. – Przepraszam.. – szepnął, patrząc na swoje dłonie.
Mama spojrzała na nas ze łzami w oczach. Uniosłam brwi.
- Przepraszam – położyłam swoją rękę na jego. – Gdybym nie zaczęła krzyczeć, to byś mnie nie uderzył. Byłam oszołomiona tym wszystkim i nie myślałam, co robię.
- Skarbie – przykrył moją dłoń tak, że teraz znajdowała się ona w jego uścisku. – Nie masz za co przepraszać. Broniłaś tego, w co wierzysz. Gdybym był na twoim miejscu i ktoś powiedziałby mi, że nie mogę się widywać z twoją mamą, zwariowałbym – lekko się zaśmiał.
Uśmiechnęłam się, zakładając kosmyk włosów za ucho i wzięłam głęboki oddech.
- Wiem, że to co stało się w czasie obiadu.. to było zbyt wiele. Uwierz mi, na waszym miejscu dostałabym ataku serca, widząc swoją córkę na czyimś celowniku. Ale musicie zrozumieć, że Justin mnie chronił.
Mój tata nic nie powiedział. Zamiast tego słuchał, co miałam mu do powiedzenia a ja uśmiechnęłam się, czując, że do niego przemówiłam.
- Czy to było niebezpieczne? Oczywiście. Czy mogłam umrzeć? Możliwe, ale liczy się fakt, że tutaj jestem – westchnęłam, przypominając sobie to wydarzenie. – Jedyne co widzieliście to Justina ze swoją bronią. Przyznajcie, nie widzieliście jej u Luka.
- Byłem w szoku, Kelsey. Carly powiedziała nam, że Justin jest kryminalistą, ale stwierdziliśmy z mamą, że nie możemy go osądzać, skoro go nawet nie widzieliśmy. Wyobraź sobie jak czuliśmy się kiedy okazało się, że Carly miała rację.
- Ale to nie jest prawda! – wyrwałam rękę z jego uścisku. – Justin robi głupie rzeczy, owszem, ale nie jest kryminalistą. Ma broń dla obrony bo tak, ma wrogów. Wyciągnął ją nie dlatego, że jest bandytą ale po to, żeby mnie obronić – potrząsnęłam głową. – Nie rozumiecie go tak, jak ja.
- Więc wytłumacz nam to, Kelsey, bo ja i twoja mama chcielibyśmy o tym wiedzieć – powiedział tata, marszcząc brwi.
Przygryzłam wnętrze policzka i wzięłam głęboki oddech.
– Justin przeszedł przez wiele rzeczy, które nie są moją sprawą i o których nie powinnam wam mówić. Robi to, co robi bo tego uczył się rosnąc. Był okłamywany przez wiele lat przez tych, których kochał i którym ufał, przez co było mu trudno zaufać komukolwiek innemu. Ja to zmieniłam. Był oschły, bo nie chciał nikogo wpuścić do środka, ale udało mi się zburzyć jego mur. Bo zobaczyłam w nim troskliwego chłopaka, który później stał się mój.
- Wszyscy popełniamy błędy, robimy rzeczy, które chcielibyśmy cofnąć – dokończyłam. – Ale nikt nie jest idealny. Łącznie z Justinem.
To chyba go uciszyło, bo zdawał się to przetwarzać.
- Na obiedzie zobaczyliście prawdziwego Justina. Opiekującego się, słodkiego chłopaka, którego nauczyłam się kochać – potrząsnęłam głową. – Jeśli nie widzicie go takim, jakim jest naprawdę to ja już nie wiem co zrobić – podniosłam się, gotowa do wyjścia.
- Zaczekaj – odezwał się mój tata, zatrzymując mnie.
Odwróciłam się, krzyżując ręce na klatce piersiowej, z grymasem na twarzy.
- Co?
Westchnął i podniósł się.
- Przepraszam.
Uniosłam wysoko brwi.
- Masz rację. Nikt nie jest idealny i nie powinienem go oceniać za te złe rzeczy – ocierając dłonie w swoje dresy, mój tata spojrzał na mnie. – Powinienem być mu wdzięczny – uśmiechnął się. – Wdzięczny za to, że wciąż tutaj jesteś a nie planujesz swój własny pogrzeb.
- Boże, tato. Mogłeś to powiedzieć inaczej – zaśmiałam się, potrząsając głową.
Wzruszył ramionami, uśmiechając się, po czym otworzył szeroko ręce.
Podeszłam do niego odwzajemniając ten gest i obejmując go wokół szyi.
- Kocham cię.
Przycisnęłam policzek do jego klatki piersiowej.
- Ja ciebie też tato.

Justin’s POV

Po podrzuceniu Kelsey wróciłem do domu. Zatrzaskując za sobą drzwi od auta wszedłem do mieszkania i opadłem ciężko na kanapę. Wyciągając przed siebie nogi i zakładając dłonie za głowę, zamknąłem oczy.
Nie minęło długo zanim chłopcy weszli do salonu, rozmawiając ze sobą – głośno, jeśli mogę dodać. Warknąłem zirytowany.
- Czy możecie przestać zachowywać się jak banda dziewczyn i się zamknąć? – wyrzuciłem ręce w powietrze.
Automatycznie się uciszyli, patrząc na mnie w szoku.
- Bieber? Skąd ty się tu wziąłeś? – spytał Bruce.
- Z waginy mojej mamy – odpowiedziałem sarkastycznie, wywracając oczami.
Chłopcy parsknęli śmiechem.
- Najwyraźniej – odpowiedział Bruce. – Mam na myśli to, kiedy wróciłeś? Nie było cię tu przed tym jak wyszliśmy.
- Prawdopodobnie poszedł do jej domu kontynuować to, co zaczęli tutaj – zachichotał Marcus, a ja od razu na niego popatrzyłem.
- Zamknij się. Po prostu ją odwiozłem do domu. A gdzie wy byliście? Nie było was tu rano.
- Poszliśmy się trochę przewietrzyć – Marco zajął miejsce naprzeciwko mnie. – Nie byliście wczoraj najcichszymi osobami na świecie – uśmiechnął się.
Wzruszyłem ramionami.
- Nikt nie powiedział, że mieliście słuchać.
Bruce również usiadł, z uśmiechem na twarzy.
- To było ciężkie biorąc pod uwagę, że jedyne co byliśmy w stanie usłyszeć, to Kelsey krzyczącą twoje imię, jakby jej tyłek był w ogniu.
- Nie bądź zły tylko dlatego, że ty nie możesz tego dostać.
- W każdym razie – John przerwał naszą rozmowę. – Po tych dźwiękach z wczoraj wnioskuję.. że dalej jesteście razem.
- Chyba tak.
- Co znaczy „chyba”? – spojrzał na mnie zdezorientowany nie wiedząc, o co mi chodziło.
- Co jest z tobą? Wydajesz się spięty – zauważył Bruce.
- Znów jesteśmy w punkcie, w którym nie możemy się tak często widywać – mruknąłem.
- A to co znaczy? – uniósł brwi.
- Ona nie może ciągle wymykać się z domu, a ja nie jestem w najlepszych stosunkach z jej rodzicami.
- Przejdzie im – uspokoił mnie Marco.
- Wątpię. Nienawidzą mnie i szczerze, nie winię ich za to. Ja też nienawidziłbym chłopaka, przed którego prawie zginęłaby moja córka.
- Prędzej byś go zabił niż tylko nienawidził – zaśmiał się Marco. – Ale to tak poza tym.
Zaśmiałem się wiedząc, że ma rację.
- Zapewne byli wtedy w szoku ale uwierz mi, wcześniej czy później zdadzą sobie sprawę, że tylko ją chroniłeś.
- Mam nadzieję – mruknąłem. – Możecie pomyśleć, że jestem szalony, ale nie mogę bez niej żyć. Tylko ona utrzymuje mnie przy zdrowym umyśle.
Chłopcy zaśmiali się, zgodnie kiwając głową.
- Czy Bieber staje się miękki?
- Dla mojej dziewczyny? Tak. W innych sprawach? Nie.
Bruce zachichotał.
- Cieszę się, że w końcu się ustatkowałeś, Bieber.
- Z kimś normalnym – dodał Marco ze śmiechem.
Uśmiechnąłem się.
- Cieszę się, że się z tym zgadzacie.
- Zgadzałem się z tym od początku – zapewnił Josh dumnie.
- A z tego co słyszałem wczoraj jestem pewien, że jest też dobra w łóżku – powiedział Marco, lekko uderzając mnie w ramię.
- Mam związane ręce, chłopcy – uśmiechnąłem się, a oni jęknęli.
- Oh no dawaj, musisz nam coś powiedzieć.
Właśnie miałem coś odpowiedzieć, kiedy dźwięk mojego telefonu wszystkich uciszył. Wysunąłem go z kieszeni spodni i zerknąłem na ekran, na którym wyświetlił się numer Kelsey.
- Niech zgadnę, twoja dziewczyna? -  Marco podniósł się, patrząc na mnie z uśmiechem.
Odwzajemniłem ten gest, przesuwając kciukiem po ekranie i odblokowując telefon po czym przyłożyłem go do ucha.
- Halo?
Marco uniósł jedną brew w górę.
- Okej – podniósł dłonie. – Widzę, Bieber. Wybierasz dziewczynę zamiast swoich kumpli. Dobrze.
Odsunął się ode mnie a Bruce, John i Marcus wstali, wychodząc z pokoju.
Marcus poruszył sugestywnie brwiami, a ja pokazałem mu środkowy palec. Parsknął śmiechem i opuścił pomieszczenie.
- Co robisz? – spytała.
- Nic, odpoczywam. A ty? – wyciągnąłem nogi na stół, który kupiliśmy tydzień temu, bo ostatni udało mi się zepsuć.
Mogłem wyczuć jej radość przez ciszę, która między nami zapadła. Zachichotałem i oblizałem usta.
- Skarbie?
- Zgadnij co? – pisnęła, a ja nie mogłem powstrzymać wybuchu śmiechu.
- Co?
- Zgaduj! – mogłem sobie tylko wyobrazić, że się szeroko uśmiechała.
Przebiegłem dłonią po włosach, zastanawiając się przez chwilę.
- Nie wiem, skarbie.
Kelsey wydała z siebie sfrustrowane westchnięcie.
- Psujesz całą zabawę – mruknęła.
Zachichotałem.
- Naprawdę, skarbie? Nie mam pojęcia o co mogłoby chodzić.
- Zabijasz cały dobry humor.
- Jakim cudem? To ty zadajesz niedorzeczne pytania.
- To nawet nie było pytanie – odpowiedziała. – Próbowałam zrobić tylko coś zabawnego no ale nie ważne – westchnęła. – Powiem Ci następnym razem...
- Nie – przerwałem jej. – Powiedz mi teraz.
- Nie.
- Kelsey – jęknąłem. – Nie rób tego. Nie kłóć się ze mną.
- Nie kłócę się.
- Kłócisz – odpowiedziałem. – Nie chcę z tobą walczyć. Mamy już wystarczająco tego.
Między nami zapadła cisza, a Kelsey wzięła głęboki oddech.
- Masz rację.. Przepraszam.
Potrząsnąłem głową.
- Nic się nie stało, po prostu powiedz mi o co chodzi.
- Cóóóóż… - zaczęła. – Rozmawiałam dzisiaj z moimi rodzicami.. właściwie, oni rozmawiali ze mną.. w każdym razie..
Usiadłem prosto zaciekawiony.
- Co powiedzieli?
- Już mówię, spokojnie – zaśmiała się. – Po tym jak mnie podrzuciłeś, mama przyszła do mojego pokoju. Myślałam, że chce na mnie nakrzyczeć, ale ona przeprosiła.
Moje oczy otworzyły się szeroko, a ja szczerze mówiąc byłem bardzo zdziwiony. Z jej mamą się nie zadziera. Byłem zaskoczony, że nie zabiła Kelsey. Gdyby to zrobiła, to czy jest jej mamą czy nie, zabiłbym ją, za położenie ręki na mojej dziewczynie. Ale to tak poza tym.
- Powiedziała, że tego nie chciała – zatrzymała się. – Że bez względu na to, co o tobie sądzi, nie może zignorować faktu, że mnie kochasz.
Zastygłem, nie wiedząc co zrobić, czy powiedzieć.
- Ona co?
Kelsey zachichotała.
- Powiedziała, że widziała, w jaki na mnie patrzyłeś, kiedy Luke mnie przetrzymywał. Widziała, że się o mnie bałeś.
Ciężko było mi w to uwierzyć. Dlaczego nie widziała tego wcześniej?
- A co z twoim tatą?
- Oh – Kelsey zatrzymała się, dając jeszcze bardziej dramatyczne wrażenie. – On też przeprosił.
Praktycznie zakrztusiłem się swoją własną śliną.
- Żartujesz sobie ze mnie, skarbie?
- Nie – zaśmiała się. – Przeprosił, że mnie uderzył i..
- Zaczekaj, co? – zapytałem, niepewny czy dobrze ją usłyszałem.
- Nic – odpowiedziała szybko.
- Kiedy zamierzałaś powiedzieć mi o tej małej informacji? – syknąłem nie wierząc, że jej ojciec byłby w stanie podnieść na nią rękę.
- Ja.. zapomniałam.
- Jak do cholery mogłaś zapomnieć?
- Justin – westchnęła. – Proszę, on tego nie chciał. Okej? Nie bądź zły.
- Jak mam nie być zły, Kelsey? On położył na tobie swoje ręce! – miałem ogromną ochotę pojechać do jej domu i przyłożyć mu w twarz.
- Justin.. uspokój się, proszę – szepnęła.
Potrząsnąłem głową.
- Nie ważne. Masz szczęście, że cię kocham, bo inaczej pojechałbym tam i skopał jego żałosną dupę.
- Justin! – skarciła mnie. – To wciąż mój ojciec.
- No właśnie! Twój ojciec! Jaki mężczyzna kładzie rękę na kobiecie, a zwłaszcza, kiedy jest jego córką? – potrząsnąłem głową. – Zwykły skurwysyn.
- Justin – Kelsey westchnęła. – Przestań. Wiem, że to co zrobił jest złe, ale to wciąż mój ojciec i gdyby nie on, to dzisiaj by mnie tu nie było.
- Technicznie to twoja mama cię urodziła, więc jeśli chcesz komuś podziękować to powinnaś to zrobić właśnie jej.
- Cóż.. on przy tym pomógł.
- Za dużo informacji na raz – zachichotałem. – Więc.. co więcej stało się poza tym, że przeprosił, za coś czego nie powinien zrobić?
Mogłem sobie wyobrazić, że Kelsey właśnie wywróciła oczami.
- Rozmawiałam z nim i w końcu udało mi się do niego dotrzeć. Nie podoba mu się fakt, że nosisz broń i robisz rzeczy, które są niebezpieczne ale.. on to rozumie.
- Co? Czy to znaczy… że możemy…
- Widzieć się bez wymykania? – dokończyła za mnie.
- Tak.
Kelsey znów zamilkła i właśnie miałem to przerwać, kiedy przemówiła.
- Powiedział, że nie czuje się z tym do końca dobrze ale akceptuje fakt, że jesteśmy razem.
Uśmiech pojawił się na moich ustach.
- Mówisz poważnie?
- Mhm. Powiedział też, że chciałby, żebyś do nas przyszedł. Na prawdziwy obiad, bez żadnych dramatów.
Zaśmiałem się. Dramat wokół mnie i Kelsey zdawał się nigdy nie kończyć.
- Upewnij się, że nic się nie stanie. Na przykład, że nie spali się dom, bo jestem pewien, że zostałbym o to obwiniony nawet jeśli byłbym wtedy w łazience – zacząłem się drażnić, a Kelsey zaśmiała się.
- Zamknij się.
- Wiesz, że to prawda.
- Wiem, że to śmieszne.
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Czekałem chwilę licząc, że otworzy któryś z chłopców, ale tak się nie stało. Wywróciłem oczami i podniosłem się.
- Zaczekaj chwilę, skarbie. Ktoś dzwoni do drzwi.
- Okej.
Zajrzałem przez wizjer i zdziwiłem się, że nikogo tam nie było. Nacisnąłem kalmkę i otworzyłem drzwi, ale nie zauważyłem wokół niczego dziwnego.
Wzruszając ramionami miałem właśnie zamknąć je z powrotem, kiedy zobaczyłem ciało.
- Justin? – usłyszałem głos Kelsey.
Nie będąc w stanie oderwać od niego oczu, przyłożyłem telefon do ucha.
- Skarbie, oddzwonię do ciebie.
Zakańczając rozmowę zanim miała szansę się odezwać, schowałem komórkę i zakryłem usta. Pochyliłem się, odgarniając jej włosy.
Wstrzymałem oddech w szoku, kiedy zobaczyłem tam bladą twarz Kayli.
- Kurwa.
Wstając, wyciągnąłem broń i rozejrzałem się dookoła. Jeszcze raz spojrzałem w dół i zauważyłem kartkę przyczepioną do jej klatki piersiowej.
Złapałem ją do ręki i przebiegłem wzrokiem po literach, a moja twarz automatycznie zbladła.
Twoja dziewczyna będzie następna.

____________________________________

@DameBieber