sobota, 4 maja 2013

Sixty Three



Justin’s POV

- Dobra – Bruce klasnął w dłonie, biorąc głęboki oddech.
Od pięciu godzin przygotowywaliśmy wszystko i powiedzenie, że byliśmy zmęczeni byłoby wielkim nieporozumieniem. Byliśmy zupełnie wyczerpani.
- Wszystko jest gotowe, teraz tylko musimy się upewnić, że wyszło perfekcyjnie. Nie możemy niczego spieprzyć – Bruce popatrzył na naszą trójkę. – Luke wybrał czas i miejsce, dobrze wie, co robi. Musimy być więc pewni, że będziemy krok przed nim.
- Jak możemy to zrobić jeśli nawet nie wiemy, co zaplanował? – spytał Marcus, z determinacją w głosie. – To znaczy.. wybrał miejsce.. więc kto powiedział, że nie wyskoczy na nas z bronią palną?
Potrząsnąłem głową.
- On nie jest tak głupi, jak myślimy. Wie co robi, przynajmniej przez większość czasu. Nie jest takim idiotą, żeby to zrobić.
- Słuchajcie, nie wiemy do czego jest zdolny. Z tego co wiem, to również może być pułapka. Musimy być ostrożni, żeby nic złego się nie stało.. – powiedział Marco.
Zanim miałem szansę na odpowiedź, odezwał się Bruce.
-.. Właśnie dlatego ustalamy to wszystko teraz. Przeszliśmy przez ten plan już milion razy. Musimy tylko myśleć pozytywnie i działać według niego.
Pokiwałem głową, opierając ręce na kolanach.
- On ma rację.
- Oczywiście, że tak – uśmiechnął się Bruce, na co wywróciłem oczami.
- Nie bądźmy na razie zarozumiali – zaśmiałem się, oblizując usta. – Przejrzyjmy to jeszcze raz – skinąłem w stronę Bruca.
- Okej… kiedy będziemy na miejscu, staniemy z nimi twarzą w twarz. Zakładam, że gdy tam przyjedziemy oni już tam będą, więc zaczekamy na to aż się ujawnią. Potem porozmawiamy i wysłuchamy tego, co ma do powiedzenia, bo kiedy zaczniemy, będzie błagał na kolanach, żebyśmy przestali.
Uśmiechnąłem się. Wiedząc, że w końcu będę mógł skończyć z nim i z tym wszystkim przez co przeciągnął mnie i Kelsey, wręcz nie mogłem się doczekać wieczoru.
W końcu będę miał szansę się zemścić.
- Cała nasza broń zebrana jest w piwnicy. Twoja, Justin jest pod zamkiem w kontenerze.. bo… chyba tej będziesz używał, prawda?
Pokiwałem głową.
- A kiedy jej nie używam?
Bruce uśmiechnął się, oblizując usta.
- Kiedy dojdzie do strzelaniny, będziemy gotowi. Ale musimy być w tym też sprytni. Oni nie mogą wiedzieć, że je mamy. Niech sądzą, że są górą.
- Będą myśleli, że wygrają, a wtedy zaskoczymy ich, kiedy najmniej będą się tego spodziewać.
- Dokładnie – skinął Bruce i popatrzył na nas. – Rozumiecie?
- Tak, stary, teraz już mam to praktycznie wyryte w głowie – zaśmiałem się.
- Dobrze, powinieneś. Nie chcemy niczego spieprzyć. Pozwoliliśmy mu odejść zbyt wiele razy. Najwyższy czas, żeby zapłacił za to co zrobił tobie i Kelsey.
Zacisnąłem usta myśląc o swojej dziewczynie, która właśnie spała nie zdając sobie sprawy, że nie ma mnie obok.
- Skończyliśmy?
Bruce westchnął i przebiegł dłonią po włosach.
- Tak, na razie. Odpocznijcie trochę, chłopcy, mamy przed sobą długą noc – podnosząc się, klepnął każdego z nas po plecach i zniknął na schodach.
Gdy tylko usłyszeliśmy szczęk zamka w jego pokoju, wstałem z miejsca i porwałem z wieszaka kurtkę i swoje klucze.
- Do zobaczenia później.
- Gdzie idziesz? – spytał Marcus, z zaciekawieniem unosząc brwi w górę.
Odwróciłem się w jego stronę, stojąc w przejściu.
- Chcę spędzić trochę czasu ze swoją dziewczyną. Jestem zmęczony jak cholera i jedyne o czym marzę, to żeby mieć ją w swoich ramionach. Czeka na nas wielka rzecz dzisiejszej nocy, chcę się chociaż trochę rozluźnić.
Pokiwali zgodnie głowami wyrozumiale.
- Baw się dobrze! – krzyknął John, a ja zignorowałem jego znaczący uśmiech i wyszedłem z domu, podchodząc do swojego auta.
Wślizgnąłem się do samochodu zapinając pas i wsuwając kluczyki do stacyjki. Wyjechałem na ulicę zmierzając w stronę domu Kelsey. Nie minęło dużo czasu, kiedy byłem już na miejscu. Wyciągnąłem kluczyki i wyszedłem z samochodu, zamykając za sobą drzwi.
Wspiąłem się po drabinie i bardzo cicho otworzyłem okno, ostrożnie wkładając do środka najpierw jedną nogę, a potem drugą. Ściągnąłem z siebie buty i kurtkę, po czym zdjąłem koszulkę przez głowę i wślizgnąłem się pod koc, którym przykryłem Kelsey.
Moje ciało szybko zrelaksowało się w jej pboliżu. Objąłem ją ramionami i przysunąłem do siebie.
- Kocham cię – mruknąłem jej we włosy, po czym przykładając do nich policzek zasnąłem.

Słońce przedzierało się przez okno, rażąc zarówno mnie jak i Kelsey po oczach. Wziąłem głęboki oddech, próbując je zignorować.
- Skarbie? – usłyszałem cichy głos Kelsey.
- Hm? – mruknąłem, powoli odwracając głowę i otwierając jedno oko.
- Gdzie byłeś? – spytała, przykładając dłoń do mojego policzka.
- Huh? – spróbowałem w końcu się obudzić, jeszcze bardziej odczuwając brak snu.
- Nie było cię tutaj, kiedy się obudziłam – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy z ciekawością.
- Co masz na myśli? – podniosłem się do pozycji siedzącej i oparłem plecami o ścianę, łapiąc i ściskając jej rękę.
- Obudziłam się w środku nocy oczekując, że tu będziesz.. ale cię nie było – zmarszczyła brwi. – Gdzie byłeś?
- Oh – miałem nadzieję, że uda mi się wyjść i wrócić bez informowania jej o tym. – Musiałem wrócić do domu, żeby się czymś zająć.
Zrozumienie pojawiło się na jej twarzy, a ona odprężyła się.
- Oh, okej.
- Dlaczego pytasz?
Jej policzki zaróżowiły się odrobinę.
- Myślałam.. że miałeś problem z moimi rodzicami albo coś.. – zaśmiała się.
Zachichotałem, potrząsając głową.
- Jeśli faktycznie miałbym z nimi problem, uważasz, że pozwolili by ci tak po prostu dalej spać? Zabiliby cię tak samo jak i mnie.
- Masz rację – potrząsnęła głową. – Wyciągnęliby cię stąd za nogi, a na mnie by nawrzeszczeli.
- Skarbie, oboje zostalibyśmy zabici. Myślę, że twoi rodzice skończyli z nami negocjować.
Kelsey wzruszyła ramionami.
- Cieszę się, że tu nie przyszli. Za każdym razem kiedy jesteśmy razem, ktoś nam przeszkadza. Jeśli jeszcze nie zauważyłeś.
- Oh, zauważyłem – zaśmiałem się, obejmując Kelsey w talii i przyciągając ją do siebie. – Byłem zdziwiony, że wtedy nie przerwał nam Bruce, wchodząc do pokoju i krzycząc do nas Bóg wie co.
Kelsey wtuliła twarz w moje ramię.
- Możesz to sobie wyobrazić? O mój Boże..
Uśmiechnąłem się do niej, całując ją w czubek głowy.
- Co ja z tobą zrobię – westchnąłem, przytulając ją do siebie jeszcze mocniej.
- Nie wiem – zaśmiała się.
Przez chwilę między nami panowała zupełna cisza.
- Justin..
- Kelsey..
Zaczęliśmy nagle w tym samym momencie po czym urwaliśmy, wybuchając śmiechem.
- Ty pierwszy – powiedziała Kelsey, zakładając kosmyk włosów za ucho i patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
Wzruszyłem ramionami, nie odrywając od niej wzroku.
- Czegoś mi nie mówisz… O co chodzi, skarbie?
Kelsey oblizała nerwowo usta.
- Byłeś tutaj kilka godzin temu?
- Precyzyjniej, skarbie? – powiedziałem, zastanawiając się o co jej chodziło, a mój żołądek skręcił się nieprzyjemnie.
- Obudziłam się około trzeciej nad ranem.. – przygryzła wargę. – Byłeś wtedy tutaj?
Myślałem o tym przez chwilę, po czym potrząsnąłem głową.
- Nie.. wyszedłem około północy – oblizałem usta. – Dlaczego pytasz?
Potrząsnęła głową.
- To.. nic takiego. Nie ważne – mruknęła zdezorientowana.
- To nie jest nic, skarbie – pogłaskałem ją po policzku. – Powiedz mi.
- Ja tylko.. – westchnęła, unosząc brwi. – Czułam coś.. obok siebie – popatrzyła na otwarte okno, przez które do pokoju wleciał podmuch wiatru.
Moje serce zatonęło w słowach, które wypowiedziała.
- Co masz na myśli?
- Obudziłam się bo coś.. głaskało mnie po policzku, ale jak się rozejrzałam to nikogo nie było wokół. Pomyślałam, że poszedłeś do łazienki, jednak kiedy po pięciu minutach nie wyszedłeś zdałam sobie sprawę, że jestem sama.
Wszystkie kolory odpłynęły mi z twarzy a ja ciężko przełknąłem ślinę, starając się nie myśleć o tym co chodziło mi po głowie.
- Jesteś pewna, skarbie?
Powoli pokiwała głową, po czym znów potrząsnęła.
- Ja… nie wiem, Justin. To było dziwne – ściągnęła usta, wzdychając. – Może mi się tylko wydawało – wzruszyła ramionami. – Może to po prostu moje włosy podrapały mnie po policzku. Czasem tak się dzieje.
Wymusiłem uśmiech, za wszelką cenę starając się nie pokazać tego, jaki efekt wywołała na mnie ta informacja. Gdyby to zauważyła i spytała o co chodzi, musiałbym jej opowiedzieć wszystko.
- Tak, masz rację – pocałowałem ją w policzek. – To także mogli być twoi rodzice..
- Tak – pokiwała głową. – Czasami tak robią – zaśmiała się.- W takim razie dobrze, że cię tu nie było.
Uśmiechnęła się, przyciskając policzek do mojej klatki piersiowej.
- Tak.. dzięki Bogu – zaschło mi w gardle, a moje całe ciało stało się spięte.
Lepiej trzymaj swoją dziewczynę pod kluczem – powiedział Luke. – Nie tylko ciebie obserwuję, Bieber, ale twoją małą sukę również.
Zacisnąłem zęby, a moja klatka piersiowa zaczęła poruszać się dwa razy szybciej.
- Skarbie? – spytała Kelsey, kładąc na niej swoją dłoń i unosząc wysoko brwi. – Co się dzieje?
- Pocałuj mnie – zażądałem, z determinacją w oczach.
- C..
- Teraz – mruknąłem.
Kiedy się nie poruszyła, mocniej objąłem ją w talii.
- Pocałuj mnie – warknąłem.


Około godzinę później, pocałowałem ją jeszcze raz, po czym przykryłem nas prześcieradłem, próbując uspokoić swój oddech.
- Powiesz mi teraz czy później? – spytała Kelsey po – jak się wydawało – godzinach.
Spojrzałem na nią, wymuszając na sobie najbardziej zdziwione spojrzenie na jakie było mnie stać.
- Co masz na myśli?
Westchnęła, przyciskając prześcieradło do swojej klatki piersiowej.
- Wiem, że coś chodzi ci po głowie – mruknęła.
- To nic takiego – potrząsnąłem głową. – Miałem po prostu chwilę słabości, to wszystko.
- Dlaczego? – spytała zdziwiona, próbując zrozumieć to, co jej powiedziałem.
Zacisnąłemm usta, próbując ignorować głos w mojej głowie mówiący mi, żebym powiedział jej całą prawdę.
- Zapomnij o tym – mruknąłem.
- Nie rób tego znowu, Justin – Kelsey westchnęła sfrustrowana. – Po prostu mi powiedz. Powiedziałam ci, o co chodziło mi, więc teraz twoja kolej.
- Mam zwyczajnie dużo rzeczy na głowie.. to wszystko.
- To znaczy? – spytała Kelsey, próbując za wszelką cenę wyciągnąć ze mnie odpowiedź.
Pomyślałem o pierwszej lepszej rzeczy, która wpadła mi do głowy.
- Twoi rodzice..
Cofnęła głowę, żeby na mnie spojrzeć.
- Moi rodzice?
Pokiwałem głową.
- Skarbie, nie masz się o co martwić. Zaakceptowali nas – uśmiechnęła się. – Wiedzą, że szalejemy na swoim punkcie.
- Najwyższy czas – zaśmiałem się. – Ale nie o to chodzi. Chodzi o fakt, że będę musiał stanąć z nimi twarzą w twarz po tym wszystkim…
- Justin – jej usta ułożyły się w uśmiech. – Denerwujesz się?
- Zdenerwowany? Ja? Justin Bieber? – zachichotałem, potrząsając głową. – Ale boję się ich reakcji, kiedy znów mnie zobaczą – powiedziałem, przypominając sobie wydarzenia z tamtego wieczoru.
- Oni ruszyli dalej, Justin. Ty też powinieneś – uśmiechnęła się. – Idę wziąć prysznic.
Oblizałem usta obserwując, jak Kelsey wyplątuje się z prześcieradeł, po czym sięgnęła po moją koszulkę i wciągnęła ją na siebie przez głowę. Była na nią zbyt luźna i sięgała jej aż do kolan.
- Wyglądasz dobrze w mojej koszulce – puściłem jej oko.
- Zamknij się – zarumieniła się, otwierając szuflady i wyjmując z nich bieliznę i inne potrzebne części garderoby, po czym zniknęła w łazience, posyłając mi całusa.
Poczekałem, aż odkręci wodę a następnie ubrałem na siebie bokserki i wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon, wybierając numer Bruca. Cierpliwie czekałem kilka sygnałów na to, aż odbierze.
- Halo? – spytał sennie, a ja zdałam sobie sprawę, że musiałem go obudzić.
- Ten kutas stracił swój pieprzony rozum – powiedziałem ściskając telefon w ręku tak mocno, że byłbym w stanie go zniszczyć.
- Na miłość boską, Justin, co się znowu stało? – mruknął, wyraźnie nie będąc w humorze na zgadywanki.
- Nie tylko ją obserwuje, ale jeszcze wchodzi do jej pokoju – warknąłem przez zaciśnięte zęby, starając się jednak brzmieć normalnie, żeby nie wzbudzić podejrzeć Kelsey.
To chyba zainteresowało Bruca, bo usłyszałem zgrzyt łóżka, zgadując, że właśnie usiadł.
- Skąd to wiesz?
- Kelsey mi powiedziała – furia pulsowała mi w żyłach na myśl, że jego ciało leżało obok jej.
- Widziała go? – spytał Bruce w kompletnym szoku, sam nie wierząc w to, co usłyszał.
- Niezupełnie – westchnąłem, przebiegając dłonią po włosach, spoglądając na ścianę, za którą była Kelsey, wciąż zaniepokojony faktem, że była zaledwie kilka kroków ode mnie.
- Słuchaj, Justin, nie mam na to czasu. Albo go widziała, albo nie!
- Posłuchaj mnie dobrze, Bruce. Ten drań dotknął moją dziewczynę a ja za niedługo stracę swój pieprzony rozum – syknąłem. – Czuła na sobie czyjś dotyk a mnie nie było wtedy obok niej. Stąd wiem, że ten sukinsyn tu był.
- Kurwa – powiedział Bruce, po kilku sekundach ciszy.
Nerwowo uderzałem nogą w podłogę, coraz bardziej się denerwując.
- Dobra – Bruce westchnął ciężko. – Trzymaj swoją dziewczynę na oku i daj jej znać, że nie może nigdzie sama wyjść. Słyszysz mnie?
- Cholera, Bruce – westchnąłem.
- Co? – spytał niecierpliwie.
- Ona nie wie ani o Luku ani o dzisiejszej nocy. Nie mogę jej czegoś takiego powiedzieć, bez podania prawdziwej przyczyny.
- Wymyślisz coś – oznajmił, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Wywróciłem oczami.
- Nie mogę, idioto. Ona wie, kiedy kłamię a ja nie mogę wciąż jej tego robić. Już i tak wystarczająco dużo przed nią ukrywam, nie chcę dodawać do tego jeszcze więcej.
- Jezus Maria, Justin – mruknął Bruce. – Musisz coś wymyślić, dobra? Nie możesz zostawić jej bez opieki.
Pokiwałem głową.
- Myślę, że mam pewien pomysł – usłyszałem odgłos otwieranych drzwi i odwróciłem się w ich kierunku. – Zadzwonię do ciebie później, na razie.
- Cześć – sygnał zakończył się dokładnie w momencie, w którym Kelsey wyszła z łazienki.
- Z kim rozmawiałeś? – spytała, rozczesując włosy.
Wzruszyłem ramionami, odkładając telefon i podchodząc do niej.
- Z nikim – uśmiechnąłem się, obejmując ją ramionami w pasie. – Jak było pod prysznicem?
- Dobrze – posłała mi uśmiech. – Ale byłoby lepiej gdybyś był tam ze mną.
Uniosłem wysoko brwi, patrząc na nią.
- Oh, naprawdę? – spytałem, całując ją w miejsce pod uchem.
Zamknęła oczy pod moim dotykiem.
- Tak – wzięła głęboki, drżący oddech.
Uśmiechnąłem się, lekko odsuwając.
- Teraz moja kolej – odwróciłem się, zabierając swoje ubrania i idąc w stronę łazienki.
- Złośliwiec – mruknęła, potrząsając głową.
Puściłem jej oko, zamykając za sobą drzwi.

Kelsey’s POV

Co ja z nim zrobię?
Westchnęłam.
Po dokładnym rozczesaniu włosów, jeszcze raz przeczesałam je palcami po czym związałam je w luźnego koka na czubku głowy.
Wiedząc, że wyjście z łazienki zajmie Justinowi przynajmniej kilka minut, sięgnęłam po różowy lakier do paznokci, po czym usadowiłam się na zabałaganionym łóżku.
Pomalowałam każdy paznokieć na lewej stopie, po czym przeniosłam się na prawą. Następnie pomalowałam paznokcie na palcach u rąk i ostrożnie zakręciłam buteleczkę.
Zaczęłam dmuchać na każdy z palców, próbując uniknąć nadmiernego ruchu, żeby ich nie zniszczyć. Po około trzech minutach Justin wyszedł z łazienki, z ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
- Co robisz, skarbie?
- Dmucham na paznokcie, żeby szybciej schły, a na co to wygląda? – spytałam, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie po czym pokazałam mu spojrzeniem, że tylko żartowałam.
Na twarzy Justina pojawił się znaczący uśmiech.
- Jest też coś innego, co mogłabyś..
Westchnęłam i uderzyłam go poduszką, co wywołało u niego histeryczny śmiech.
- Tylko żartowałem – urwał. – Może.
- Mało zabawne.
Justin zachichotał podchodząc do mnie i podparł się rękami po moich obu stronach, całując mnie lekko i uśmiechnął się.
- Tylko żartowałem skarbie.
Opuściłam ramiona, a kosmyki włosów opadły mi na twarz. Dmuchnęłam, próbując się ich pozbyć, ale te zsunęły się znowu. Właśnie miałam powtórzyć ten gest, kiedy Justin założył mi je za uszy. Pocałował mnie lekko w nos i odsunął się.
- Masz może jakieś moje ubrania?
- Tak.. sprawdź górną szufladę.. czekaj – uniosłam brwi. – Powinnam być wciąż na ciebie zła.
Uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
- Jestem zbyt kochany na to, żebyś była na mnie zła.
Uniosłam brew, patrząc na niego, a po chwili, która trwała wieki, uśmiechnęłam się, a następnie wybuchłam śmiechem.
- Co jest takie zabawne? – spytał, wciągając na siebie spodnie od dresu. – Przecież wiesz, że to prawda.
Potrząsnęłam głową.
- Tak, okej – pokazałam mu język po czym wzięłam się za robienie porządku na łóżku, kiedy poczułam na sobie parę ramion, która pchnęła mnie na łóżko.
- Justin! – jęknęłam, patrząc na niego.
Wielki uśmiech pojawił się na jego ustach, a on oparł się rękami ponad moją głową.
- Przyznaj to.
- Co mam przyznać? – spytałam chichocząc i próbując wyrwać się z jego uścisku.
- Że jestem kochany.
Wiedząc, że będzie trzymał mnie w tej pozycji przez wieczność, wywróciłam oczami.
- Jesteś kochany – mruknęłam.
- Co to było? – drażnił się ze mną. – Nie usłyszałem cię.
- Na pewno – mruknęłam. – Powiedziałam, że jesteś kochany.
- Wiem – zachichotał całując mnie i uwolnił mnie z uścisku.
- Nienawidzę cię.
- Wcale nie – odpowiedział z uśmiechem.
- Spryciarz – mruknęłam, wracając do porządkowania. Naciągnęłam prześcieradło, po czym poprawiłam poduszki. – Perfekcyjnie.
- Zupełnie tak jak ty – Justin mruknął w moje włosy, obejmując mnie w tali.
Położyłam swoją dłoń na jego, po czym oparłam głowę o jego klatkę piersiową i wzięłam głęboki oddech. Po chwili odchyliłam się patrząc na niego.
- Justin?
- Mm? – spojrzał na mnie.
Oblizałam usta i lekko przygryzłam wargę.
- Myślałeś kiedyś o przyszłości?
Przez moment milczał, po czym odetchnął głęboko.
- Co masz na myśli?
- Jak… - wzruszyłam ramionami. – Przyszłość – co widzisz?
Uśmiechnął się, mocniej mnie obejmując.
- Ciebie. Widzę ciebie.
Moje policzki zaczerwieniły się, a mi zrobiło się gorąco.
- Jesteś dla mnie wszystkim.. wiesz..  Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Bycie odseparowanym od ciebie chociażby na kilka godzin trwa tyle, co wieczność. Czuję się wtedy tak, jakbym stracił część siebie bo.. tak jest. Jesteś częścią mnie – zatrzymał się, patrząc prosto w moje oczy. – Jesteś moim życiem.. moim sercem. Kiedy jesteś daleko, tęsknię za twoim dotykiem. Kiedy cierpisz, ja też cierpię. Nie ma dnia, żebym o tobie nie myślał.
Łzy pojawiły się w moich oczach. Wszystko, co chciałam kiedykolwiek usłyszeć od chłopaka wychodziło z ust osoby, którą naprawdę kochałam. To znaczyło dla mnie więcej niż można to było sobie wyobrazić.
- Jesteśmy pochrzanieni… wiem o tym. Ale to czyni nas… nami. Razem jesteśmy niezwyciężalni i może mówimy i robimy głupie rzeczy ale tak naprawdę, zrobiłbym wszystko żeby wywołać uśmiech na twojej twarzy.
- Jesteś dla mnie numerem jeden i zrobię wszystko co w mojej mocy żeby cię uszczęśliwić. Teraz, jestem tym wszystkim czym ty jesteś. Otworzyłaś mi oczy na dobre rzeczy w życiu i pokazałaś, że nie wszystko jest złe. Wiem, że to brzmi dość oklepanie ale to prawda. Zostałem oszukany tyle razy, że sądziłem, że nigdy nie będę w stanie komukolwiek znów zaufać. Ale wtedy pojawiłaś się ty – zachichotał, potrząsając w głową. – Słyszałaś, że mówią, że najlepsze związki zaczynają się niespodziewanie?
Zaśmiałam się, ocierając łzy.
- Nie.
- Cóż.. tak mówią i to prawda – uśmiechnął się lekko, ocierając moje policzki kciukami. – Jesteś zbyt piękna, żeby płakać – szepnął.
- Nie martw się, to łzy szczęścia – objęłam go rękami wokół szyi i pocałowałam.
Oddając pocałunek Justin przycisnął mnie do siebie, po czym odsunął się lekko i złączył nasze czoła razem.
- Kocham cię – mruknął.
- Ja ciebie też – urwałam, uśmiechając się. – Bardzo.
Przyciągając mnie do jeszcze jednego pocałunku, Justin przytulił mnie mocno.
- Jesteś moim aniołem – szepnął.
Coś w sposobie, w jakim mnie trzymał.. jakby chciał mnie chronić, sprawiło, że poczułam nagłą zmianę nastroju.
- Justin?
Zapadła długa cisza, zanim udzielił odpowiedzi.
- Tak?
- Jesteś pewien, że wszystko jest w porządku?
Jego ciało zesztywniało na sekundę, zanim znów zrelaksował się pod moim dotykiem.
- Tak dobrze jak zawsze, dlaczego pytasz?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem.. wydajesz się spięty. Wiem, że pytałam cię o to już milion razy ale wciąż nie jestem przekonana. Jesteś pewien, że nic cię nie niepokoi?
Na jego ustach pojawił się uśmiech, a on pocałował mnie lekko.
- Wszystko jest dobrze, skarbie, przysięgam. Poza tym, nie mam nic przeciwko twoim pytaniom. To tylko pokazuje, że się o mnie troszczysz a to znaczy dla mnie więcej, niż możesz sobie wyobrazić.
Pokiwałam głową, nie chcąc dalej drążyć tego tematu. Ostatnie czego potrzebowałam to kłótnia o taką błahostkę.
Usłyszeliśmy nagle pukanie do drzwi i odskoczyliśmy od siebie.
- Kelsey, kochanie? Jesteś tam?
- Cholera – syknął Justin, rozglądając się wokół, nie chcąc zostawić ani jednej swojej rzeczy na widoku.
- Ugh.. tak mamo.. jestem tu – spojrzałam na Justina tak samo zszokowana, jak i on.
- Mogę wejść? Chciałabym o czymś szybko z tobą porozmawiać.
- Tak.. ale poczekaj chwilę, ubieram się.. – przygryzłam wargę zdając sobie sprawę z tego, jak głupiej wymówki użyłam.
- Dobra – szepnął Justin. – Schowam się w twojej szafie.
Pokiwałam głową.
- Pospiesz się.
Obserwowałam, jak zniknął za drzwiami szafy, po czym wzięłam głęboki oddech i ostatni raz upewniając się, że wszystko jest w porządku otworzyłam drzwi.
- Cześć mamo – uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry skarbie.
- Dobry – przytuliłam ją.
- Dobrze spałaś? – spytała, odsuwając się.
- Tak, jak dziecko – zaśmiałam się, mając nadzieję, że nie słyszała ani mnie ani Justina.
- To dobrze – założyła kosmyk włosów za ucho i skrzyżowała dłonie. – Chciałabym cię o coś zapytać – uśmiechnęła się szeroko.
- Strzelaj.
- Twój ojciec i ja rozmawialiśmy o paru rzeczach wczoraj wieczorem i doszliśmy do wniosku, że chcielibyśmy zaprosić Justina na kolację. Tutaj, w domu. Dzięki temu będziemy pewni, że nikt cię nie zaatakuje – mimo, że powiedziała to żartem wiedziałam, że część niej była wciąż śmiertelnie poważna.
Przygryzłam wargę, czując motylki w brzuchu. Życie nie mogło być jeszcze lepsze.
- Brzmi fajnie, mamo. Powiem o tym Justinowi.
- Dobrze i poinformuj mnie, co on na to żebym wiedziała, kiedy przygotować jedzenie.
- Okej.
Pocałowała mnie w policzek po czym opuściła pokój i zniknęła na schodach.
Kiedy teren był czysty, pisnęłam cicho z radości nie wierząc w to, co mi się właśnie przydarzyło. Moi rodzice chcieli dać Justinowi kolejną szansę a to znaczyło dla mnie więcej, niż mogli sobie wyobrazić.
- Ktoś tu jest szczęśliwy – zaczął drażnić się Justin.
- Zamknij się – zaśmiałam się. – Cieszę się, że chcąc dać ci szansę – objęłam go za szyję. – Mówiłam Ci.
Justin zaśmiał się.
- Nigdy nie mówiłem, że kłamiesz.
- Ale zdecydowanie w to wątpiłeś.
- Może trochę.
- Mówiłam – zaśmiałam się. – Więc.. – uśmiechnęłam się. – Możesz przyjść dzisiaj wieczorem?
Wpatrując się w moje oczy i przebiegając dłonią po włosach, pokiwał głową.
- Czemu nie?
Pisnęłam, mocno go ściskając.
- Będzie fajnie!
- Oh, spokojnie skarbie. Już widzę ich podekscytowanie kiedy zobaczą mnie w drzwiach – stwierdził z uśmiechem.
- Taki negatywny – mruknęłam, kręcąc głową. – Myśl pozytywnie! – zaśmiałam się, ściskając jego policzki. – Kocham cię.
Śmiejąc się, Justin objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie.
- Chodź tutaj – pochylając się, złączył nasze usta razem.
- Nigdy ci się to nie znudzi, co? – mruknęłam.
- Co? Całowanie cię?
Skinęłam.
Uśmiechnął się.
- Nie – pocałował mnie. – Raczej – i jeszcze raz. – Nie.
- Jesteś szalony – zaśmiałam się, opierając podbródkiem o jego klatkę piersiową.
- A ty seksowna – poruszył brwiami z uśmiechem.
Westchnęłam.
- Dlaczego każdy dzień nie może być taki; pełen miłości, spokoju, zabawy?
- Bo te trzy rzeczy niekoniecznie łączą się z moim stylem życia, skarbie.
Wzruszyłam ramionami.
- Możemy spróbować.
- To prawda – całując mnie jeszcze raz, Justin odsunął się. – Niedługo muszę jechać do siebie.
- Nie – zacieśniłam wokół niego swój uścisk. – Nie rób tego, proszę.
- Muszę, skarbie. Mam trochę rzeczy do zrobienia – powiedział patrząc na mnie, również nie chcąc mnie puścić.
- Na przykład?
- Nie martw się tym. Skup się na dzisiejszej kolacji. Wybierz gorącą sukienkę i wyglądaj pięknie, chociaż z tym problemu nie powinno być bo dla mnie zawsze taka jesteś.
- Justin..
- Mówię poważnie, Kels – biorąc moje dłonie w swoje, lekko je ścisnął. – Będę tutaj wieczorem. Mogę się trochę spóźnić, ale tu będę.
- Wiem, że tu będziesz Justin. Po prostu nie chcę, żebyś odchodził..
- Kelsey – zamknął oczy i wziął głęboki oddech. – Nie utrudniaj mi tego.
- Nie chcę… ale spędzamy razem świetnie czas i nie chcę, żeby to dobiegło końca.
- Pomyśl o tym w ten sposób; im szybciej nadejdzie ten wieczór, tym szybciej będę mógł spotykać się z tobą bez chowania się.
Myślałam o tym przez chwilę, po czym się poddałam.
- Dobrze – pokiwałam głową, lekko się uśmiechając. – Masz rację.
- Oczywiście, że tak. Czy kiedykolwiek się myliłem? – uniósł jedną brew w górę.
- Nigdy – odpowiedziałam sarkastycznie, po czym wywróciłam oczami.
- Dokładnie – ze śmiechem odsunął się ode mnie. – Do zobaczenia później, dobrze?
Pokiwałam głową wpatrując się w niego, kiedy dokładnie mi się przyglądał próbując zapamiętać każdy szczegół. Biorąc moją twarz w dłonie złożył na moich ustach delikatny pocałunek, po czym odsunął się i wziął głęboki oddech.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też – patrząc na mnie jeszcze raz, udał się w stronę okna.
Patrzyłam za nim, jak schodził po drabinie i przebiegł przez trawnik w stronę swojego auta.
To oficjalne. Byłam w nim totalnie zakochana.

Justin’s POV

- Mam dla ciebie propozycję – przemówiłem twardym głosem, ściskając w dłoni telefon.
- Czego pan potrzebuje?
Uśmiechnąłem się wiedząc, że to czego chciałem powinno pójść gładko.
- Spotkajmy się w Ben za dziesięć minut. Nie spóźnij się, albo tego pożałujesz – powiedziałem. – To pilne i potrzebuję to załatwić jak najszybciej.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Niedługo tam będę.
- Dobry chłopak – zakańczając rozmowę wsunąłem telefon do kieszeni, zmieniając pas.
Minutę później dojechałem do Ben, który tak jak oczekiwałem był pusty. Parkując auto sięgnąłem do schowka i wyciągnąłem z niego broń, którą schowałem za sobą zanim wysiadłem.
Zapalając papierosa i poprawiając kurtkę, cierpliwie czekałem na pojawienie się Moshe.
- Co jest tak pilne, że musimy to załatwić teraz, Bieber? – odwróciłem się widząc osobę, na którą czekałem.
- Odpuść sobie te mądre komentarze albo użyję swojej pięści i sprawię, że będziesz błagał o odrobinę powietrza – powiedziałem.
Moshe zastygł w miejscu nie odzywają się już ani słowem.
- A teraz – syknąłem. – Zadzwoniłem do ciebie bo potrzebuję, żebyś miał oko na moją dziewczynę. Mam dzisiaj poważną i niebezpieczną akcję. Ktoś ją obserwuje a ja nie mogę dopuścić do tego, żeby ją zabrał. Rozumiemy się?
- Chcesz, żebym stanął na straży?
- Tak.
Wzruszył ramionami.
- Nie ma problemu.
- Pamiętaj, że ona nie może cię zobaczyć. Blisko jej domu jest opuszczone miejsce w którym możesz stanąć i pilnować, żeby nikt nie wszedł do środka, słyszysz mnie?
- Głośno i wyraźnie.
- Dobrze – wyciągnąłem z kieszeni plik pieniędzy, a kiedy po niego sięgnął cofnąłem się. – Ah, ah, ah – zaśmiałem się. – Dostaniesz to jak będę pewien, że moja dziewczyna jest bezpieczna.
Cofając rękę, Moshe ściągnął usta.
- Rozumiem szefie.
- Dobra, teraz muszę stąd iść. Nie spóźnij się – zacząłem się wycofywać ale odwróciłem się jeszcze na chwilę – I lepiej, żebyś zamknął oczy kiedy będzie się przebierać, a jeśli dowiem się, że ten kutas położył na niej swoje łapy, oddychanie nie będzie już więcej twoim problemem – ostrzegłem.

- - -

- Gdzie do cholery byłeś? – spytał Bruce, kiedy tylko przekroczyłem próg domu.
- Cóż, ciebie też miło widzieć – odpowiedziałem wywracając oczami i zdjąłem z siebie kurtkę.
- Odpuść sobie, Bieber. Jeśli chcemy żeby wyszło perfekcyjnie musimy trzymać się razem a ty nie możesz się tak zachowywać – powiedział Bruce, jakby był moim ojcem.
Spojrzałem na niego z irytacją.
- Myślisz, że tego nie wiem? Musiałem się najpierw czymś zająć. Ostatnim razem jak sprawdzałem, ochraniałem swoją dziewczynę, nie twoją. Myślę, że wiem jakie są priorytety w moim życiu.
- Ostatnim razem – Bruce złapał mnie za koszulkę i w furii przycisnął do ściany. – jak sprawdzałem, nie musiałem ci w niczym pomagać a mimo to chciałem.
Z całą wściekłością kłębiącą się we mnie przez ostatni czas, zabrałem z siebie jego ręce, po czym ściskając go za szyję, wymierzyłem mu porządne uderzenie w twarz, posyłając go na drugi koniec pokoju.
- Dotknij mnie jeszcze raz, a przysięgam na Boga Bruce, że ciebie też zabiję – warknąłem.
- Whoa, uspokójcie się – powiedział John, wyciągając przed siebie ręce i powstrzymując nas przed kolejnym atakiem. – Nie możecie się teraz bić, kiedy czeka nas atak na Luka. Chcecie się pozabijać? Zróbcie to po dzisiejszej nocy. Teraz mnie to nie obchodzi.
- Kto mianował ciebie, Ghandi, królem pokoju? – syknąłem, przebiegając dłonią po włosach.
- Odpieprz się ze swoim sarkazmem, Justin. Mam już tego dość. Uspokój się i wyluzuj. Jesteśmy tylko kilka godzin od największego ataku a ty rzucasz się do bicia ze wszystkimi.
Zaśmiałem się, potrząsając głową.
- Mówisz tak, jakby to było łatwe, John. Spróbuj postawić się w mojej sytuacji chociaż na jeden, cholerny dzień. Nah, wystarczy jedna godzina. A potem wróć do mnie i spróbuj mi powiedzieć, żebym się uspokoił.
- Wiem, że przechodzisz przez wiele.. Jak my wszyscy! Ale nie możesz się tak zachowywać.
- Jest różnica między mną, a tobą John – syknąłem. – Nie masz dzisiaj ataku decydującego o twoim życiu, dziewczyny czekającej w domu, która nie ma pojęcia o co chodzi, wrogów obserwujących twoją dziewczynę i całej odpowiedzialności na swoich ramionach.
- Cholera.. stary. Co to znaczy, że ją obserwuje? – spytał, patrząc na mnie ze współczuciem dokładnie tak jak wtedy, kiedy dowiedział się o śmierci Jazzy.
Przełknąłem głośno ślinę, odwracając wzrok.
- Pamiętasz jak mówiłem wam, że wiedział, co miała na sobie? – skinął głową a ja kontynuowałem. – Więc pojechałem do niej żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku a ona miała na sobie dokładnie to o samo, o czym on mówił.
- Cholera..
- To nie wszystko – oblizałem usta. – W środku nocy on do niej przyszedł.
- Nie było cię tam?
Potrząsnąłem głową.
- Już wtedy wyszedłem.
- Kurwa.
- Kelsey powiedziała mi, że czuła jak ktoś dotykał ją po włosach.. ale nie widziała nikogo bo kiedy otworzyła oczy, nikogo tam nie było – zacisnąłem pięści.
- Jezus Maria.. – John potrząsnął głową. – Co zamierzasz zrobić?
- Zadzwoniłem do Moshe’a i wysłałem go do domu Kelsey. Właśnie ją obserwuje – spojrzałem na Bruca, którego twarz zaczęła powoli sinieć od ciosu. – Dlatego właśnie się spóźniłem.
- Przepraszam, dobra? – podszedł do nas. – Wiemy, że przechodzisz teraz przez wiele ale chcemy mieć pewność, że wszystko wyjdzie tak, jak zaplanowaliśmy. Wiem, co ten drań ci zrobił i uwierz mi, chcę żeby za to zapłacił tak bardzo jak i ty.
- Wiem, że odwalasz tylko swoją robotę ale teraz tego nie potrzebuję. Musiałem się upewnić, że Kelsey jest bezpieczna.
Klepiąc mnie w plecy, Bruce pokiwał głową.
- Rozumiem, stary. Wszyscy to rozumiemy.
- Dziękuję za to. Naprawdę to doceniam, tak samo zapewne Kelsey.
- Będziemy z tobą aż do końca, wiesz o tym.
Zaśmiałem się.
- Czuję się teraz jak dziewczyna.
John zaśmiał się, wywracając oczami.
- Oczywiście, że tak. Ludzie zapominają, że mężczyźni też mają uczucia.
- Przepraszam, John. Może zechciałbyś usiąść na kanapie i poplotkować o innych dziewczynach, a ja w tym czasie pomaluję ci paznokcie? – zatrzepotałem rzęsami.
- Rozumiem – John zaśmiał się, unosząc dłonie w poddańczym geście.
Dzwonek mojego telefonu przerwał ciszę, która między nami zapadła. Wyciągnąłem go z kieszeni a moim oczom ukazał się numer Kelsey. Przejechałem kciukiem po ekranie, odblokowując go i uniosłem go do ucha.
- Halo?
- Okej, więc powiedziałam mamie, że przyjdziesz a ona właśnie przygotowuje jedzenie. Mam nadzieję, że lubisz rybę, pastę, kurczaka, stek i ryż bo ona gotuje to wszystko – zaśmiała się, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu przez jej podekscytowanie.
- To świetnie, skarbie – odchrząknąłem. – Jestem pewien, że cokolwiek twoja mama przygotuje, wyjdzie wspaniale. Zjem wszystko, jeśli to ją uszczęśliwi.
Bruce popatrzył na mnie zaintrygowany, chcąc wiedzieć o co chodzi.
- Mówiłam jej, żeby nie robiła tego tyle bo tego nie zmieścisz, ale uparła się, że kolacja musi być wyjątkowa więc.. – powiedziała ze śmiechem.
- Nie martw się tym, skarbie. Niech przygotuje tego tyle, ile chce. Będę szczęśliwy jeśli będę mógł zabrać trochę tego dla chłopców, jeżeli coś zostanie – chrząknąłem, uparcie unikając ich spojrzenia.
- Oh, okej – urwała. – Nie wiem też co mam założyć.
- Skarbie, jesteś w domu, ubierz cokolwiek. We wszystkim wyglądasz pięknie więc to nie ma znaczenia.
- Dziękuję – odpowiedziała, a jej policzki na pewno zrobiły się czerwone.
Uśmiechnąłem się wiedząc, jaki efekt na niej wywołałem, nawet jeśli mnie tam z nią nie było.
- A ty co zakładasz?
Przygryzłem wnętrze policzka.
- Nie wiem. Zapewne zwykłą parę jeansów i coś na górę.. Chcę utrzymać image grzecznego chłopca.
Zapadła długa cisza podczas której usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Kelsey krzyknęła coś do kogoś, po czym wróciła do telefonu.
- Muszę iść. Do zobaczenia później, dobrze?
- Tak, do zobaczenia skarbie.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Połączenie zakończyło się a ja wpatrywałem się w ekran komórki, naprawdę chcąc z nią tam teraz być.
- O co do cholery chodziło? – spytał Bruce podchodząc do mnie, z wyraźnym rozczarowaniem wymalowanym na twarzy.
Wzruszyłem ramionami, odkładając telefon.
- Chciałem, żeby skupiła się na czymś pozytywnym. Skoro nie może wiedzieć o dzisiejszej nocy, to był to jedyny sposób.
- Okłamywanie swojej dziewczyny nie jest rozwiązaniem, Justin i dobrze o tym wiesz. Skąd wiesz o której wrócimy z tej akcji?
- Wolę, żeby była rozczarowana jeżeli się nie pojawię niż żeby zastanawiała się czy dzisiaj nie umrę! – warknąłem. – Znam Kelsey i wiem, że samo siedzenie w domu i martwienie się jej nie wystarczy. A nie chcę, żeby nagle znalazła się na środku pola walki – przebiegłem dłonią po włosach, pociągając za ich końce. – Uda mi się tam dotrzeć, po tym jak skończymy.
- Będzie wtedy późno.
- Wolę się spóźnić niż nie przyjść wcale, dobra? Ostrzegłem ją, że tak może się stać. Niczego nie będzie podejrzewać. Nie mogę martwić się o dwie rzeczy jednocześnie.
Bruce wziął głęboki oddech.
- Dobra, nie mamy czasu żeby się o to kłócić. Słońce już prawie zaszło, a my musimy jeszcze wszystko przygotować – przełknął głośno ślinę i oblizał usta. – Lepiej wyłącz telefon. Nie chcemy żeby znów nam ktoś przeszkodził.
Skinąłem głową i zrobiłem tak, jak mi kazał.
- Chodźmy.

Godzinę później byliśmy spakowani i gotowi do wyjścia. Poprawiłem bluzkę oglądając się w lustrze, po czym naciągnąłem rękawiczki na dłonie. Zaciskając pięści, wziąłem głęboki oddech.
- Gotowy? – spytał John, kładąc dłoń na moim ramieniu z lekkim uśmiechem.
Pokiwałem głową.
- Najwyższy czas żeby zapłacił za to, co nam zrobił – odwracając się, podniosłem z podłogi torbę. – Gdzie są wszyscy?
- Poszli do auta i przysłali mnie po ciebie.
Jeszcze raz rozejrzałem się po pokoju po czym ruszyłem w stronę schodów. Spojrzałem na telefon zastanawiając się, czy powinienem jeszcze raz zadzwonić do Kelsey, tylko po to żeby usłyszeć jej głos.
- Im szybciej z tym skończymy, tym szybciej będziesz mógł do niej pojechać – uśmiechnął się John pokrzepiająco.
Odłożyłem telefon, biorąc głęboki oddech.
- Tak – skinąłem. – Masz rację. Idziemy.

Regular POV

Justin i John opuścili pomieszczenie, oboje targając ze sobą torby, które wrzucili do bagażnika. Następnie wślizgnęli się do środka auta.
- No to już – Bruce uruchomił silnik. – W końcu mamy szansę z nim skończyć.
Wjeżdżając na ulicę ruszył przed siebie w szybkim tempie. Z każdą sekundą napięcie wewnątrz rosło. Kilka minut później Bruce zwolnił, parkując w pobliżu parku i wyjął kluczyki ze stacyjki.
- Gotowi?
Justin zacisnął mocno szczękę.
- Bardziej niż kiedykolwiek – wyciągając zza siebie broń, upewnił się, że naboje są w środku po czym schował ją z powrotem. Oblizał usta i otworzył drzwi, ostrożnie wychodząc na zewnątrz, a po chwili dołączyli do niego Marcus i Marco.
Każdy z nich upewnił się, że jest w jakiś sposób zabezpieczony, a Justin uśmiechnął się wiedząc, że zabawa miała się właśnie rozpocząć.
- Czas na przedstawienie, chłopcy.
Poruszając się w grupie, bardzo blisko siebie, z wysoko podniesionymi głowami, zaczęli przemieszczać się naprzód. Justin stanął na środku wiedząc, że Luke jest blisko i że za chwilę prawdopodobnie się pokaże.
Jak podejrzewali, po chwili z cienia zaczęły wyłaniać się kolejne kształty.
Justin poczuł złość pulsującą w żyłach, a jego serce odrobinę przyspieszyło bicia.
- A więc jesteś – uśmiechnął się Luke. – Nie myślałem, że wiesz jak odkleić się od swojej dziewczyny. Siedziałeś na niej tak długo, że nie wiem, dlaczego jeszcze cię nie zostawiła.
- Myślę, że mądrym posunięciem byłoby zostawienie mojej dziewczyny z dala od tego. I tak wykopałeś już sobie głęboki dół. Chyba nie chcesz go powiększyć – syknął Justin z całej siły powstrzymując się przed atakiem.
- Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, Bieber, nie boję się ciebie – chory uśmiech pojawił się na jego ustach. – Jesteś niczym w moich oczach i nic, co powiesz tego nie zmieni. Mogę wspominać o Kelsey tyle ile chcę, a wiesz dlaczego? – urwał, dla lepszego efektu. – Bo to moje imię będzie krzyczeć, kiedy tylko z tobą skończę.
Justin trzymał ręce mocno przyciśnięte do swoich boków, dokładnie wiedząc w jaką grę właśnie pogrywał Luke. Przygotował się do tego już wcześniej.
- Ma urocze ciało, wiesz. Niezłe cycki, tyłek. Wielka szkoda, że nie było cię przy niej, kiedy położyłem na niej ręce – Luke oblizał usta, potrząsając głową. – Nic dziwnego, że się nią zainteresowałeś. Na pewno jest dobra w łóżku.
Wszystkie kolory odpłynęły z Justina twarzy.
- Co? Jesteś niemową, Bieber? Na pewno wiedziałeś, że tam byłem – uśmiechnął się. – To znaczy.. to dlatego wysłałeś kogoś, żeby ją obserwował, prawda?
Justin zastygł, nie wiedząc co powiedzieć czy zrobić. Przełknął głośno ślinę.
- Co ty do cholery zrobiłeś? – warknął.
Luke wzruszył ramionami niedbale.
- Zabiłem drania, kiedy nie patrzył. Szkoda, że nie widział, że ktoś za nim stał. Ale zdążyłem jeszcze na show.
- Jakie show? – syknął Justin czując, że kończy mu się cierpliwość.
- Tak się stało, że gdy go zabiłem, Kelsey akurat się przebierała. Pomyślałem sobie; kim bym był, jeśli nie zostałbym i nie popatrzył? Więc stałem tam i obserwowałem twoją dziewczynę, kiedy się rozbierała. Szkoda, że mnie nie widziała, prawda?
- Ty chory sukinsynie! – warknął Justin.
John złapał za kołnierz jednego z mężczyzn po czym przycisnął broń do jego głowy i powalił na podłogę, kopiąc go w brzuch niezliczoną ilość razy.
Bruce złapał dwóch z nich za szyję zanim zdążyli się poruszyć i przycisnął ich do podłogi.
Marco i Marcus pracowali razem, zajmując się tymi, którzy zdecydowali się na nich ruszyć.
Justin kilka razy uderzył Luka w twarz, po czym został odepchnięty przez jego uderzenie wymierzone prosto w nos. Wypluwając krew, która zaczęła mu ściekać po twarzy, Justin kopnął go kilka razy w brzuch po czym cisnął nim o podłogę.
- To za położenie rąk na mojej dziewczynie! – krzyknął Justin.
Blokując parę następnych ciosów, Luke odepchnął Justina i uderzył go łokciem w plecy. Justin wygiął się w bólu, przypadkiem odsłaniając się na kilka uderzeń tamtego.
Zanurzając łokieć w twarzy Luka, Justin zaatakował go, zdzierając sobie skórę z palców, przez liczną ilość uderzeń, ale w tym momencie go to nie obchodziło. Jedyne o czym mógł myśleć to ból, który sprawił Kelsey.
Kiedy Luke był ledwie w stanie się obronić, Justin podniósł się na nogi ocierając krew z twarzy. Następnie, bardzo powoli wyciągnął zza siebie broń, chcąc, żeby tamten dokładnie wiedział co się święci.
Luke wpatrywał się w niego bez żadnego wyrazu na twarzy, krzywiąc się za każdym razem kiedy brał oddech.
- Mogliśmy tego uniknąć, Delgado, jeśli posłuchałbyś tego, co ci powiedziałem – potrząsnął głową, wpatrując się w niego zwycięsko.
- Justin przestań! – liczne głosy zza pleców próbowały go od tego powstrzymać, ale był zbyt przejęty tym, co się miało za chwilę stać, żeby zwrócić na nich uwagę, chociaż ciągle próbowali ją na siebie zwrócić.
- Wygląda na to, że chyba zatrzymam swój tron, Delgado – Justin oblizał usta z uśmiechem. Odblokowując broń, przyłożył ją do jego klatki piersiowej.- Powiedz Parkerowi „cześć”.
- Do zobaczenia w piekle – Luke odkaszlnął, a z jego ust wypłynęła struga krwi.
Bez sekundy zastanowienia, Justin wystrzelił do niego cztery razy.
- Pamiętaj. Nie nazywają mnie Danger bez powodu – oznajmił, obserwując jak Luke powoli zamknął oczy.
Zanim zdążył ucieszyć się zwycięstwem, został oświetlony z kilku stron wokół.
- Wyciągnij ręce tak, żebyśmy mogli je widzieć! – ostry głos dał się słyszeć zza pleców, a Justin odwrócił się w jego kierunku będąc w totalnym szoku. – Teraz, Bieber!
Justin przełknął głośno ślinę i odwrócił się zauważając, że chłopcy również zostali złapani przez kilku policjantów.
Uniósł ręce tak, żeby były na widoku, wiedząc, że był w potrzasku.
- Opuść broń! – łysy oficer, ten sam, który był po zdarzeniu na kolacji krzyknął do niego, a on posłusznie opuścił ją na podłogę z głośnym hukiem.
- Załóż ręce za głowę! – zarządził, po czym wszyscy obserwowali jak Justin wykonał jego polecenie. Nagle został zaatakowany od tyłu. Jeden z policjantów przygwoździł go do ziemi, a on przyległ do zimnej podłogi jednym policzkiem. Poczuł na sobie parę kajdanek.
- Masz prawo zachować milczenie. Każde słowo które wypowiesz, zostanie użyte przeciwko tobie w imię prawa.

Kelsey’s POV

- Kochanie, pomożesz nakryć do stołu? – spytała mama, wpatrując się we mnie.
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową.
- Oczywiście, mamo – wzięłam do ręki pięć talerzy, widelce i serwetki i weszłam razem z nimi do jadalni, gdzie ułożyłam po jednej z rzeczy przy każdym krześle.
- Denerwujesz się? – spytała, kiedy weszłam z powrotem do kuchni.
- Nie.. tak.. trochę – zaśmiałam się, zakładając za ucho kosmyk włosów. – Chciałabym, żeby wyszło idealnie, wiesz?
- Wiem, skarbie. Ale nie musisz się niczym martwić, dobrze? Twój tata i ja jesteśmy podekscytowani tak samo jak i ty.
- Ty mi to mówisz – zaśmiałam się.
Wywracając oczami, mama potrząsnęła głową.
- Chodź, zaniesiemy jedzenie do pokoju.
Biorąc ze sobą dwa talerze, jeden z kurczakiem a drugi ze stekiem ruszyłyśmy w stronę jadalni. Następnie wróciłyśmy po pastę, rybę i chleb.
Kiedy wszystko było gotowe, rozejrzałyśmy się wokół razem z mamą.
- Wszystko jest idealnie.
Mama przyciągnęła mnie do siebie, lekko pocierając moje ramię.
- Wyglądasz absolutnie nieziemsko, skarbie. Justin oszaleje, gdy tylko cię zobaczy – uśmiechnęła się, patrząc na mnie tak, jak chyba każda mama przed pierwszą randką swojego dziecka.
Zarumieniłam się.
- Dziękuję mamo.
- Nie ma za co – przyciskając usta do mojego czoła, odsunęła się. – Mogłabyś ściszyć telewizor? Tata poszedł na górę i chyba o tym zapomniał.
- Oczywiście.
Weszłam do salonu i zwróciłam się w stronę telewizora. Wzięłam pilot do ręki i właśnie miałam go ściszyć, kiedy usłyszałam głośnie bipnięcie, a na ekranie pojawiły się słowa RAPORT SPECJALNY.
Uniosłam brwi, obserwując naszego lokalnego reportera wchodzącego na antenę z plikiem kartek w ręku.
- Przerywamy program, żeby poinformować, że lokalny gangster Justin Bieber, znany również jako Danger – zdjęcie Justina pojawiło się na ekranie. – został zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Luka Delgado. – teraz dla odmiany pokazano jego zdjęcie.- Niedługo odbędzie się konferencja prasowa w tej sprawie, prowadzona przez gubernatora Geoffreya Colemana.
Wszystkie kolory odpłynęły mi z twarzy, a pilot, którzy trzymałam w dłoni wyślizgnął mi się i spadł na podłogę z głośnym łoskotem. Mój żołądek zacisnął się nieprzyjemnie i poczułam łzy napływające do oczu.
Potrząsnęłam głową i przycisnęłam dłoń do ust, będąc w kompletnym szoku. Moja mama wołała mnie kilka razy, ale byłam zbyt zszokowana żeby się chociażby poruszyć.
Czułam, że ściany wokół mnie zaczynają się przybliżać. Wzięłam głęboki oddech, przyciskając drugą dłoń do klatki piersiowej.
Bez żadnego ostrzeżenia, moje ciało nagle osunęło się na podłogę, a po uderzeniu w drewnianą posadzką przed oczami widziałam tylko otaczająca mnie ciemność. Dźwięk mojego imienia było ostatnim, co usłyszałam przez utratą przytomności.

_____________________________________

Tak, kochani, dobrnęliśmy do OSTATNIEGO rozdziału Dangera!
Z tej okazji chciałabym Wam podziękować, za bycie tutaj, czytanie. 
Mimo, że Wy denerwowaliście się na mnie, że długo nie było rozdziału a ja denerwowałam się, że pytaliście, to mimo wszystko tutaj dla siebie byliśmy.
Dziękuję za towarzyszenie mi w tej niesamowitej przygodzie jaką było tłumaczenie Dangera 
no i... nie martwcie się. Przed nami Danger's Back - druga część Dangera! :) 
Jeszcze raz dziękuję 
@DameBieber