środa, 30 stycznia 2013

Thirty Three.

Z wszytkich wydarzeń z mojego życia, to zdecydowanie było najbardziej niezręczne, a uwierzcie, było ich wiele.
Oblizałam usta, przełykając gulę w gardle. Zaczęłam się pocić i mogłabym przysiąc, że serce mi przyśpieszyło.
Czując lekki uścisk ręki, odwróciłam się i zobaczyłam Justina patrzącego na mnie z lekkim uśmiechem. Chłopak po chwili przeniósł wzrok na Carly.
Wzięłam głęboki wdech. Obecność Justina tuż obok dodała mi otuchy. Było łatwiej, gdy wiedziałam, że nie jestem tu sama.
-Carly, hej...
Jej twarz wyrażała zdezorientowanie, marszczyła brwi i miała wydęte usta.
-Cześć.
Nie wiedząc co zrobić, ścisnęłam dłoń Justina jeszcze bardziej. Powinnam wyznać prawdę czy skłamać jej w twarz?
W końcu zdecydowałam. Kłamstwa stały się częścią mojego życia i miałam ich już dość.
-Posłuchaj, to nie to, na co wygląda...
-Chyba jednak tak - warknęła.
Westchnęłam.
-Carly...
Podniosła dłoń, powstrzymując mnie przed kontynuowaniem.
-Nie, Kelsey - potrząsnęła głową. - Okłamałaś mnie.
-Nie, ja...
-Spytałam się, czy rozmawialiście, a ty zaprzeczyłaś. Skłamałaś mi prosto w oczy i zarządałaś zmiany tematu. Sprawiłaś, że poczułam się jak idiotka, kiedy miałam całkowitą rację.
Poczułam jak ogarnia mnie smutek, a do oczu napływają łzy.
-Wiem i przepraszam. Chodzi o to, że... to nie do końca była moja sprawa.
-To nie była twoja sprawa? - zakpiła. - Co to ma do cholery znaczyć?
-To znaczy, że na początku nawet nie wiedziałam co między nami było! Zabroniono mi cokolwiek mówić.
-Jestem twoją najlepszą przyjaciółką! - wyrzuciła ręce w powietrze. - Czy to coś dla ciebie znaczy?
Opadła mi szczęka.
-Oczywiście, że tak! - krzyknęłam. - To znaczy dla mnie wszystko! Wiem, że jesteś moją najlepszą i przepraszam. Nie chciałam kłamać, ale obiecałam! Jakbyś się czuła, gdybyś mi coś powiedziała i poprosiła, żebym nikomu o tym nie mówiła, a ja powiedziałabym... - rozejrzałam się, próbując kogoś znaleźć, gdy mój wzrok padł na chłopaka - o wszystkim Justinowi?
Nic nie odpowiedziała.
-Spodobałoby ci się to?
Zacisnęła usta w cienką linię.
-Huh? - drążyłam.
Odwróciła wzrok, kręcąc głową.
-Nie.
-Dokładnie - wypuściłam oddech. Nawet nie wiedziałam, że go wstrzymywałam.
-Ale to wciąż nie usprawiedliwia skłamania mi prosto w twarz.
-Carly, posłuchaj, mówię ci o wszystkim i dobrze o tym wiesz! Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i uwierz mi, gdybym mogła cokolwiek powiedzieć, zrobiłabym to. Przysięgam, byłabyś pierwszą osobą, do której bym się zwróciła.
Westchnęła, przygryzając wargę.
-Sama już nie wiem w co wierzyć. Skąd mam pewność, że znów mi nie kłamiesz?
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, gdy wyprzedził mnie Justin.
-Nie kłamie.
Patrzyłam na niego zszokowana.
-Co? - przeniosła wzrok ze mnie na niego. Obie patrzyłyśmy na chłopaka jakby miał dwie głowy.
-Powiedziałem, że ona nie kłamie - wzruszył ramionami. - To ja zabroniłem jej cokolwiek mówić. Tylko wykonywała moje polecenia.
Carly wywróciła oczami.
-Ona nie musi cię słuchać. Nie jest twoim pieskiem.
-Nie jest, ale jeśli chciałabyś, żeby była martwa, to...
Jej źrenice się rozszerzyły.
-Zabroniłem jej o tym mówić, bo to nie była niczyja sprawa i tylko w ten sposób mogła zostać bezpieczna. Zaufaj mi, chciała ci o wszystkim powiedzieć, ale jej zakazałem. To nie jej wina. Jeśli chcesz kogoś winić, obwiń mnie - mówił tak noszalancko, że musiałam mrugnąć i upewnić się, że napewno tam stoi.
Carly chwile nad tym myślała, po czym opuściła ramiona, kręcąc głową.
-Nieważne.
-Więc... - prygryzłam wargę. - Wybaczasz mi?
Dziewczyna westchnęła, spoglądając na mnie.
-Sama nie wiem... obiecujesz już mnie nie okłamywać?
Zachichotałam.
-Obiecuję - puszczając dłoń Justina, podeszłam do Carly i ją przytuliłam. - Dobrze jest mieć to już z głowy.
Zaśmiała się.
-Pewnie tak.
-Cieszę się, że sobie to wyjaśniłyśmy. Nienawidzę cię okłamywać - odsunęłam się i założyłam kosmyk włosów za ucho.
Uśmiechnęła się, ale nie trwalo to długo.
-Więc jesteście teraz... razem?
Przechyliłam głowę, nie do końca wiedząc, jak na to odpowiedzieć.
-Tak - Justin się zbliżył i objął mnie ramieniem. - Tak, jesteśmy.
Poczułam, jak czerwienią mi się policzki.
-Dobrze mówi - lekko się zaśmiałam.
Dziewczyna podniosła brew.
-Cóż... to dosyć... interesujące - pokiwała głową. - Nigdy bym tego nie przypuszczała.
Zaśmiałam się.
-Szczerze mówiąc ja też nie.
Justin cicho się zaśmiał.
-Bez względu na to, jak okropnie to dla mnie brzmi - podniosła rękę w obronnym geście. - Bez urazy.
Chłopak wzruszył ramionami.
-Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, troszczę się o ciebie i chcę, żebyś była szczęśliwa - westchnęła. - Nawet, jeżeli narażasz przez to życie.
Poczułam, że Justin drętwieje na jej słowa.
Lekko trąciłam go w bok, chcąc zwrócić jego uwagę i zmusić do spojrzenia na mnie.
Spojrzałam na Carly.
-Cóż, jeśli to tak odbierasz...
-Przepraszam - lekko się skrzywiła. - Tylko w ten sposób mogłam to jakoś nazwać.
Westchnęłam, przytakując.
Carly zaczęła się wiercić.
-Jak przyjęli to rodzice?
Przygryzłam wargę, wzruszając ramionami.
-Nie mam pojęcia.
-Co masz na myśli?
-Uhm - delikatnie się zaśmiałam. - Nie wiedzą...
-Nie wiedzą? - zszokowana otworzyła usta. - Jak ci się to udało?
Justin cicho się zaśmiał.
-Jest w tym bardzo dobra. Potrafi wymyślić dobre kłamstwo od tak.
Carly pokiwała głową.
-Chyba ostatnio często to robisz...
Wzdrygnęłam się.
-Cóż, nie mogłam im powiedzieć prawdy... Wiesz, jaby są.
-Tak i wiem jak zaregują, kiedy się o was dowiedzą. Nie będzie miło, Kels.
-Zaryzykują, a poza tym jak mają się dowiedzieć? Nie wiedzą, kim jest Justin ani że się z nim spotykam.
-Kłamstwo ma krótkie nogi, Kelsey.
-Co to ma być, Carls? Przesłuchanie? - syknęłam, chcąc już skończyć tą rozmowę.
-Nie, po prostu mówię ci prawdę. W przeciwieństwie do twojego chłopaka, nie będę kłamać, że wszystko będzie dobrze.
-Carly!
-Nie - Justin potrząsnął głową. - W porządku.
-Posłuchaj - westchnęła Carly. - Przepraszam. Po prostu... Masz rację. Wiem, jacy są i wiem też, że nie będziesz nawet w stanie zobaczyć światła dziennego, gdy zorientują się, że przez cały czas im kłamałaś.
-Nie dowiedzą się, Carly.
-Dowiedzą, a kiedy to zrobią to koniec. Jesteś skończona.
-Co w ciebie wstąpiło? - spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami. W jednej chwili jest normalna, a sekundę później jej zachowanie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.
Wygląda na to, że nie tylko Justin jest bipolarny.
-Nic... - znów westchnęła. - Zapomnij, że coś powiedziałam. Posłuchaj, muszę iść na lekcję. Do zobaczenia.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale stwiedziłam, że powinna trochę ochłonąć przed kontynuowaniem tej rozmowy.
-Okej, pa.
Szybko mnie przytuliła i odeszła.
-To było dziwne - westchnęłam.
-Yhm, cieszę się, że już się skończyło - Justin cicho się zaśmiał.
-Ta - przerwałam. - Przepraszam za nią. Po prostu się o mnie martwi.
-Ma do tego prawo.
-Tak, ale nie zna cię tak, jak ja.
-Skarbie, ty sama ledwo mnie znasz.
Zmarszczyłam brwi.
-Co to ma znaczyć?
-Nic - potrząsnął głową.
Oblizałam usta.
-Słuchaj, wiem wystarczająco, żeby stwierdzić, że nie ma  się o co martwić.
-Nie powiedziałbym tego, Kelsey. Wczoraj prawie cię zgwałcono, nie wspominając o skrzywdzeniu przez ten nic nie warty kawałek gówna - warknął. - Co mi przypomina.... Jak się dziś czujesz?
-Ocaliłeś mnie, okej? Gdyby nie ty, Luke zrobiłby dużo więcej, a u mnie wszystko dobrze. Jestem trochę obolała i takie tam, ale jest okej.
Pokiwał głową.
-To dobrze.
Gdy szliśmy przez korytarz, nie mogłam się powstrzymać przez wracaniem do jego słów. Co miał na myśli mówiąc, że go nie znam? Oczywiście, że znałam. Praktycznie żyłam z nim przez cały dzień, a poza tym byliśmy razem przez resztę czasu. Widziałam rzeczy, o których inni nie mieli pojęcia.
-Zaczekaj, to moja szafka - podeszłam do niej, wpisałam kod, otworzyłam i wyjęłam książki, których potrzebowałam.
-Nie spuszczam dziś z ciebie wzroku. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
Uśmiechnęłam się.
-Wiem i dziękuję za wszystko - zamknęłam szafkę i się do niego odwróciłam.
-Wszystko dla mojego słonka - łobuzersko się uśmiechnął, po czym złączył nasze usta.
Odsunęłam się, trzymając wargi centymetry od jego.
-Jak na kogoś, kto nie chce, żeby ktokolwiek o nas wiedział, okazujesz dużo uczuć publicznie.
Z uśmiechem wzruszył ramionami.
-Będą plotkować odkąd zobaczyli nas razem rano.
Wydęłam usta, chwilę nad tym myśląc.
-Racja - zaśmiałam się.
-Poza tym jeśli spytają - zaprzecz. Im mniej wiedzą tym lepiej.
-Zgoda - figlarnie się uśmiechnęłam. - A teraz chodź, musimy iść do klasy - chwyciłam go za rękę.
Jęknął.
-Nie rozumiem dlaczego musimy chodzić do tej pieprzonej szkoły. To strata czasu. Poza tym mam już pracę, w której dużo zarabiam. Po co mi edukacja? To nie ma sensu.
Zaśmiałam się.
-To część życia, Justin.
-To strata czasu, Kelsey - zaczął naśladować mój głos, po czym wrócił do swojego. - Mógłbym teraz robić lepsze rzeczy...
-Na przykład co? Zabijanie kogoś? - lekko się zaśmiałam, oczekując, że mi zawtóruje, ale ani trochę go to nie rozbawiło. - O co chodzi?
-To nie było zabawne, Kels - warknął.
-Zmarszczyłam brwi.
-Przepraszam.
-Nie - potrząsnął głową. - Jeśli by tak było, nie powiedziałabyś tego.
-Tylko żartowałam, Justin. Uspokój się.
-Nie mów mi, żebym się kurwa uspokoił - zakpił, odsuwając się ode mnie. Jego oczy pociemniały, przez co dostałam gęsiej skórki.
Skrzywiłam się.
-Co w ciebie wstąpiło?
-Co jeśli ktoś by cię usłyszał? Hm? Co być wtedy zrobiła?
-Powiedziałabym, że to był tylko żart?
-Nie rozumiesz, prawda? Żart czy nie, ludzie dużo gadają i wszyscy wiedzą, co robię. Nie słyszałaś plotek, Kelsey?
-Nie interesują mnie plotki.
Zakpił.
-Cóż, może powinny.
Przygryzłam wnętrze policzka, a moje ciało zadrżało z irytacji, że robi to akurat teraz.
-Nie bez powodu nie mam w mieście najlepszej opinii.
-Naturalnie - wywróciłam oczami.
Natychmiast tego pożałowałam, widząc jak jego mięśnie się napinają. Zaczynał się denerwować i to bardzo szybko.
-Ja...
-Wiesz, przez chwilę myślałem, że może się czegoś nauczyłaś, ale wciąż jesteś ta samą suką, którą byłaś wcześniej.
Skrzywiłam się, słysząc jego słowa. Zabolało, ale złość przerosła rozczarowanie.
-Jaki ty masz kurwa problem?!
-Ciebie! - krzyknął, przez co kilka osób się odwróciło, ale gdy zobaczyli, że to Justin się drze, postanowili go zignorować.
Część mnie chciała, żeby słuchali naszej rozmowy, bo wtedy Justin skończyłby temat, ale w moim życiu rzeczy nigdy nie idą po mojej myśli.
-Ty jesteś moim problemem - syknął.
-Więc zostaw mnie w spokoju.
-Nie.
-Potrzebujesz pomocy psychiatry.
-A ty musisz się nauczyć szanować ludzi.
Zwalczyłam chęć wywrócenia oczami.
-Przejdź już do jebanego sedna, Jsutin!
-Jesteś idiotką.
-A ty chujem.
-Wolałbym być chujem niż bezużyteczną dziwką.
Przerwałam, biorąc do siebie jego słowa. Jeśli to, co powiedział wcześniej zabolało, wyobraźcie sobie jak się czuję teraz.
-Oh, więc teraz jestem dziwką?
Jego klatka piersowa gwałtownie się poruszała.
-I ty chcesz mnie uczyć szacunku - sarkastycznie się zaśmiałam, kręcąc głową. - Jesteś niemożliwy.
Justin na moment odwrócił wzrok, po czym spojrzał na mnie.
-Ludzie wiedzą, co robię - zmienił temat. - Jeśli by cię usłyszeli, byłbym skończony.
Zdecydowałam nie bawić się w jego gierki, nie chcąc ciągnąć tematu.
-Nie mają żadnego dowodu, że moje słowa odzwierciedlają prawdę.
-Nie ważne.
-Zachowujesz się, jakbym popełniła przestępstwo, Justin. Musisz się uspokoić.
-Kurwa, nie mów mi co mam zrobić - warknął. - Wiesz jak kurewsko nienawidzę, kiedy to robisz.
Nic nie mówiłam, wiedząc, że w innym przypadku powiedziałabym coś, czego będę żałować.
-Po prostu się zamknij, okej? Bo następnym razem nie będziesz miała tyle szczęścia.
-Grozisz mi? - odpyskowałam. Zrobiło mi się gorąco w kark. Zbliżyłam się do niego, trzymając twarz kilkanaście centymetrów od jego.
-Nie, mówię prawdę. Jeśli byłby tu Bruce...
-Ale Bruce'a tu nie ma, prawda? - przechyliłam głowę na bok, wskazując rękami naokoło.
Brutalnie złapał mój nadgarstek, przysuwając bliżej.
-Nie wymądrzaj się.
Gwałtownie złapałam powietrze, próbując zabrać z siebie jego rękę.
-Puść mnie - syknęłam. - Krzywdzisz mnie - cicho pisnęłam.
Zignorował mnie, a w jego oczaj pojwiła się złość.
-Bruce'a tu nie ma, ale gdyby był i cię usłyszał, kazałby mi cię zabić.
Zamarłam. Podnosząc brew, postanowiłam go sprawdzić. Wydęłam usta i spojrzałam mu w oczy.
-I co? Zrobiłbyś to?
Nie odpowiedział.
Poczułam, jak coś ściska mi serce.
-Więc to tak? Już nic dla ciebie nie znaczę?
-Kelsey....
-Nie - potrząsnęłam głową, wreszcie wyrywając nadgarstek z jego uścisku. - Muszę iść - to było dla mnie za wiele. Odwróciłam się i zaczęłam iść, gdy chwycił mnie za rękę i pociągnął w tył.
-Gdzie idziesz?
-Gdzieś, gdzie cię nie ma - syknęłam, wyrywając rękę. - I nawet nie próbuj za mną iść - odsunęłam się. - I tak jestem bezużyteczną dziwką - pokręciłam głową i odeszłam.
-Kurwa - usłyszałam jak mruczy pod nosem, uderzając pięścią w najbliższą szafkę.
Skrzywiłam się, pocierając nadgarstek. Zerknęłam na niego i zobaczyłam, że jest na nim czerwony ślad, niemal zlewający się z ranami od sznurów.
Westchnęłam, potrząsając głową.
A myślałam, że się zmienił...

~~~
i smell more drama.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Thirty Two.

Justin's POV

-Cholera, cholera, cholera...cholera.
Jęknąłem, podnosząc się na łóżku, gdy głośne narzekanie dotarło do moich uszu. Próbowałem ponownie zasnąć, ale nie udało mi się to, bo usłyszałem kolejne przekleństwa. Potarłem oczy, po czym je otworzyłem i zobaczyłem chodzącą po pokoju Kelsey, rzucającą wszystkim po drodze.
-Skarbie, co ty wyprawiasz?
-Próbuję znaleźć swoje ubrania! - wciąż dreptała po podłodze z twarzą czerwoną z niepokoju.
Zmarszczyłem brwi.
-Skarbie...
-Gdzie one mogą być?!
-Skarbie... - siadłem na łóżku.
-Serio? - wyrzuciła ręce w powietrze. - Muszą gdzieś być!
-Kelsey!
-Co? - warknęła, odwracając się. Kiedy zobaczyła, że już nie śpię, zatrzymała się. - Przepraszam.
Cicho się zaśmiałem.
-Nie masz za co - oblizałem usta. - Ale denerwujesz się bez powodu.
-Bez powodu? Justin...
-Twoich ubrań tu nie ma. Są w koszu na brudy - próbowałem powstrzymać śmiech, kiedy to do niej dotarło.
-Oh - nieśmiało się uśmiechnęła.
-Tak - lekko się zaśmiałem. - Więc wracaj do łóżka - podniosłem kołdrę, przywołując ją. Wciąż byłem zmęczony.
-O nie! Oszalałeś? - spojrzała na mnie z niedowierzaniem. - Mamy dzisiaj szkołę, Justin! Nie wspominając o tym, że kiedy wrócę do szkoły, rodzice oszaleją!
Moje źrenice się rozszerzyły.
-Nawet o tym nie myślałem.
-Ta, ja też nie - zmierzwiła włosy palcami. - Ich kazanie nigdy się nie skończy. Oni mnie zabiją, Justin - kopnęła w podłogę. - Nawet do nich nie zadzwoniłam, żeby powiedzieć, że wszystko w porządku! Pewnie czekają na mnie teraz w domu. O mój Boże... - zakryła twarz rękami. - Jestem martwa.
-Skarbie - wstałem, podchodząc do niej. - Wszystko będzie w porządku - chwyciłem jej dłonie i odsunąłem od twarzy. - Porozmawiamy z nimi.
-Oczywiście, Justin. Powiemy im, że zerwaliśmy się z lekcji, pokłóciliśmy, mnie porwano, prawie zgwałcono, pobito, ty mnie uratowałeś, ale byliśmy w takim szoku, że zapomnieliśmy dać im znać, że nie wrócę do domu. To taki świetny pomysł - powiedziała sarkastycznie.
Westchnąłem.
-Nie możemy powiedzieć im dokładnie tego, ale można nieco zmodyfikować prawdę.
Jej ramiona opadły.
-Jestem martwa.

Kelsey's POV

-Skarbie, spokojnie, będzie dobrze - Justin potarł moje ramię.
Siedzieliśmy w jego samochodzie zaparkowanym przed moim domem. Przygryzłam wargę, patrząc przed siebie.
-Skarbie...
-Nie rozumiesz, Justin - warknęłam. - Nie są jak twoi normalni, wyrozumiali rodzice. Zabiją mnie i wcale nie przesadzam. Powiedziałam ci co mi zrobili, kiedy wróciłam późno w noc imprezy. Zostałam uziemiona i, oh, nawet tego nie drążmy! Nie powinnam nawet wyjść z domu! - przygryzłam wargę, biorąc głęboki wdech.
-Kelsey... Kelsey, spójrz na mnie - Justin potrał mnie po karku.
Potrząsnęłam głową.
-Kelsey, dalej - uspokajał mnie, gładząc mnie po policzku.
Westchnęłam, patrząc na niego.
-Co, Justin?
-Możesz wyświadczyć mi przysługę?
Tępo się zaśmiałam.
-Jaką?
-Zamknij oczy.
-Co?
-Po prostu zamknij oczy, Kelsey.
Wywróciłam oczy, po czym spełniłam jego prośbę.
-Okej, teraz weź głęboki wdech i go wypuść.
Zaczerpnęłam powietrza, chwilę je przytrzymałam, po czym wypuściłam.
-Teraz policz do dziesięciu.
Przygryzłam wnętrze policzka.W myślach policzyłam od jednego do dziesięciu i powoli się uspokajałam.
-Lepiej ci?
Kiwnęłam głową.
-Okej, teraz otwórz oczy.
Zrobiłam to i na niego spojrzałam.
-Jak to zrobiłeś?
Cicho się zaśmiał.
-To moja tajemnica. Dobra, mamy jakąś godzinę do rozpoczęcia lekcji. Osobiście mało mnie to obchodzi, ale wiem, że nie chciałabyś się spóźnić, więc teraz albo nigdy, skarbie.
Pokiwałam głową. Miał rację. Nie mogę się tu wiecznie ukrywać. Muszę zmierzyć się z rzeczywistością i bez względu na to, jak bardzo nie chciałam, musiałam to zrobić.
-Będę tu na ciebie czekał, w porządku? - ścisnął moją dłoń.
Uśmiechnęłam się, zerkając na nasze złączone dłonie i spowrotem na niego.
-Okej - pochylając się, złączyłam nasze usta, a po chwili się odsunęłam.
-Nie - mocniej chwycił moją dłoń. - Chodź tu - przyciągając mnie bliżej, ponownie złączył nasze usta, tym razem trzymając je zamknięte.
Uśmiechnęłam się, nie przerywając pocałunku i go pogłębiłam.
Justin przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, który mu dałam.
Nasze języki zaczęły toczyć zawziętą walkę, gdy Justin przeniósł mnie na swoje kolana.
Wtedy zaczęło się robić goręcej, a ja wplątałam palce w jego włosy, przyciągając bliżej.
Jęknął, przygryzając moją wargę, zjechał dłońmi na moje pośladki i je ścisnął.
Jęknęłam, chcąc kontynuować, ale wiedziałam, że musieliśmy już kończyć.
-Justin... - szepnęłam, odrywając się od niego.
-Mhm? - zaczął całować mnie po szyi.
-Muszę iść.
-Oh - westchnął. - Racja - odsuwając się od mojej szyi, posłał mi uśmiech. - Dalej - klepnął mnie w tyłek.
Zaśmiałam się, szturchając go, po czym zeszłam z niego i wyszłam z samochodu. Zamykając za sobą drzwi, podbiegłam do domu.
Zaczęłam dreptać w miejscu, zerkając na Justina, który machnął ręką na znak, żebym weszła do środka. Westchnęłam, kiwając głową i odwracając się do drzwi.
Teraz albo nigdy i niestety musiało to być teraz.
Zapukałam.
-Mamo? Tato? - zawołałam. - To ja, Kelsey!
Czekałam chwilę, uderzajac stopą w podłogę. Miałam wrażenie, że minęły godziny.
Kiedy miałam zamiar się poddać i pójść do szkoły wyglądając jak pół dupy zza krzaka, drzwi się otworzyły, ukazując za nimi Dennisa.
-Kelsey? - spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Hej. Są rodzice?
Pokiwał głową, wskazując za siebie.
-Tak, siedzą w kuchni. Gdzie byłaś?
-Gdzieś.
-Gdzie konkretnie? Martwili się! Prawie zadzwonili na policję, ale ich powstrzymałem!
-Ja... nieważne.
-Kelsey, oni cię zabiją!
-Wiem, ale mam bardzo dobrą wymówkę.
-Oh, czyżby?
Przytknęłam.
-Tak. To nie była całkiem moja wina.
-Pewnie nie - weschnął, otwierając drzwi szerzej.
Weszłam do środka w momencie, w którym mama pojawiła się w przedpokoju.
-Kochanie, kto przy... Kelsey?! - pisnęła, a na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie. Wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-Hej mamo... - pomachałam do niej, przygryzając wargę.
-O mój Boże! - mocno mnie przytuliła. - Twój ojciec i ja niesamowicie się martwiliśmy! Wszystko w porządku? Jadłaś coś? Skrzywdzono cię?
-Ugh, wszystko okej, mamo. Jest dobrze, jest świetnie - przytuliłam ją. Co się dzieje? Mieli na mnie krzyczeć, a nie się martwić.
-To dobrze - odsunęła się, zakładając włosy za ucho. - Bałam się, że coś ci się stało.
-Nie, nic mi nie jest - uśmiechnęłam się.
-Okej, więc mamy to już za sobą. Gdzie byłaś, młoda damo? - wbiła we mnie wzrok. - Wiesz, która jest godzina? Nie było cię całą noc! I co to za ubrania? - spojrzała na mnie. - Czyje one są?
A myślałam, że Justin był bipolarny...
-Więc widzisz, ta dziewczyna, Cameron, i ja zostałyśmy przydzielone do zrobienia tego projektu i pracowałyśmy nad nim przez całą lekcję, a potem zadecydowałyśmy, że powinnyśmy skończyć go jak najwcześniej, więc poszłyśmy do niej. Nie chciałam zostać długo, bo wiedziałam, że mam karę - westchnęłam, przygryzając wargę. Nie chciałam kontynuować, ale wiedziałam, że musiałam. - Przypadkiem wylałam na siebie picie, więc pożyczyła mi swoje ubrania i wznowiłyśmy pracę, a potem, sama nie wiem jak to wyszło, ale zasnęłyśmy.
-Zasnęłyście?
-Tak - przytaknęłam. - Wiem, że to brzmi głupio, ale byłyśmy zmęczone. Pracowałyśmy nad tym projektem bardzo ciężko i chciałam iść do domu, ale jej mama była miła i zaprosiła mnie na kolację, a ja konałam z głodu, bo zapomniałam lunchu i nie zjadłam nic w szkole, a dalej samo się potoczyło...
Mama ścisnęła czubek nosa, myśląc nad moimi słowami.
-To już drugi raz, kiedy coś takiego robisz, Kelsey. Naprawdę mnie rozczarowałaś.
-Wiem mamo i naprawdę przepraszam! Nie miałam telefonu i całkiem zapomniałam ci powiedzieć.
-A myślałam, że się czegoś nauczyłaś, Kelsey...
-I tak jest!
-Nie, tak nie jest, Kelsey, bo nie zrobiłabyś wtedy czegoś takiego! W nocy nie mogłam spać, bo myślałam o wszystkim, co mogło ci się przytrafić! Prawie zadzwoniłam na policję, ale dzięki Bogu twój brat mnie powstrzymał!
-Wiem, mamo. Naprawdę przepraszam.
-Przeprosiny nie zawsze wystarczą, Kelsey. Idź na górę, przygotuj się do szkoły, a gdy skończysz przyjdź do kuchni. Twój ojciec i ja musimy z tobą porozmawiać.
-Ale...
-Idź już, Kelsey - wskazała w kierunku schodów.
-Mamo...
-Natychmiast - krzyknęła.
Westchnęłam, obeszłam ją i wbiegłam po schodach, kierując się do pokoju, a następnie łazienki, gdzie szybko się odświeżyłam.
Podeszłam do szafy, z której wyjęłam jeansy, białą koszulkę, czarną kurtkę z rękawami do łokci, a do tego baletki. Zdjęłam ubrania Justina i włożyłam te wcześniej wybrane, przejżałam się w lustrze, po czym zeszłam na dół, prosto do kuchni, na małą 'rozmowę' z rodzicami.
-Hej tato...
-Siadaj - wskazał na krzesło naprzeciwko.
Wykonałam jego polecenie, nie patrząc mu w oczy.
-Twoja matka opowiedziała mi co się stało i muszę przyznać, że jestem tobą bardzo rozczarowany. Wychowaliśmy cię lepiej.
-Wiem i przepraszam.
-Czasem 'przepraszam' nie poprawi sytuacji, Kelsey. Ostatnim razem też przeprosiłaś i mimo, że cię uziemiliśmy, znów zawaliłaś.
-Nie chciałam...
-Bez względu na to czy chciałaś czy nie, ani ja ani twoja matka już ci nie ufamy, Kelsey. Masz już szlaban, co jeszcze możemy zrobić?
Westchnęłam.
-Nie wiem, ale powiem wam jedno - po raz pierwszy od przyjścia na nich spojrzałam i zabolał mnie błysk w ich oczach. - Bardzo, bardzo przepraszam. Wiem, że mi nie wierzycie, ale naprawdę chciałam dostać dobrą ocenę z projektu i udowodnić wam, że biorę edukację na poważnie. Chciałam, żebyście byli ze mnie dumni i... przepraszam - zaczęłam się wiercić.
Ogarnęła nas cisza.
Chciałam otworzyć usta i coś dodać, ale uprzedził mnie tata.
-Po prostu idź już do szkoły Kelsey, a gdy skończysz, wróć prosto do domu. Będziemy czekali. Twoja matka i ja musimy omówić kilka spraw.
Pokiwałam głową.
-Okej - wstałam i zamierzałam wyjść, ale coś mnie powstrzymało. Podeszłam do nich i przytuliłam.
-Kocham was.
Zajęło im to chwilę, ale też lekko mnie przytulili.
-My ciebie też, słoneczko. A teraz idź do szkoły, bo się spóźnisz.
Odsunęłam się z delikatnym uśmiechem.
-W porządku, pa - pomachałam, po czym opuściłam kuchnię i drzwi frontowe, a następnie skierowałam się do samochodu Justina.
Kiedy już weszłam do środka, chłopak odpalił silnik.
-I jak poszło?
-Cóż... lepiej, niż sądziłam. Jak widzisz nie zabili mnie, ale są mną rozczarowani - westchnęłam.
-Nie przejmuj się, skarbie - lekko poklepał mnie po kolanie. - Przejdzie im.
-Mam nadzieję - wyjrzałam przez okno.
-Tak czy inaczej, co im powiedziałaś?
Kiedy skończyłam opowiadać, chłopak sie zaśmiał. Zmarszczyłam brwi.
-Co?
-Wymyśliłaś to od tak?
-Tak...
-Kurde, skarbie, mogłabyś równie dobrze pracować dla mnie - cicho się zaśmiał, zerkając na mnie na sekundę.
-Nie, dzięki - zawtórowałam mu.
-Ja tylko mówię.... to naprawdę dobre kłamstwo.
-To najlepsze, co mogłam wymyślić!
-Nie moge uwierzyć, że to kupili.
-To dosyć wiarygodna wymówka.
-Pewnie tak... - ponownie się zaśmiał.
Uśmiechnęłam się, odwracając wzrok.
-Oh, przy okazji, Bruce i reszta chce cię poznać po szkole.
-Co?
-Bruce wie o tobie... o nas i zdaje sobie sprawę ile dla mnie znaczysz, więc stwierdził, że chce cię poznać, a chłopaki się z nim zgodzili.
-Powinnam się martwić?
-Nie - zachichotał. - Kiedy ich poznasz, są spoko.
-Jestem tego pewna - łobuzersko się uśmiechnęłam. - Ale będziemy musieli to przełożyć.
-Co? Dlaczego?
-Bo moi rodzice chcą ze mną pogadać, a nie chcę znów im kłamać.
-Cholera - skręcił, kierując się do szkoły. - Czy to znaczy, że nie możemy być razem po szkole?
Wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem. Nie znam jeszcze swojej 'kary', więc nie mam pojęcia, na co mi pozwolą.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Tak czy inaczej, coś wymyślę. Jak zawsze.
Uśmiechnęłam się.
-Oh, przy okazji, twoja torba jest z tyłu. Zapomniałaś jej, kiedy poszliśmy coś zjeść.
-Cholera, prawie o niej zapomniałam -  odwróciłam się, szukając torby, a gdy już ją znalazłam siadłam prosto, a Justin zaparkował.
-Nie chcę tu być - jęknęłam.
-Ja też nie. Wystarczy, że w nocy nie zmrużyłem oka. Ostatnim, czego chcę, jest wysłuchiwanie skrzeczenia nauczycieli w tej dziurze.
-Nie dałam ci spać? - zmarszczyłam brwi. - Jeśli tak, to przep...
-Co? Nie, skarbie, po prostu dużo myślałem, a musiałem jeszcze coś załatwić z chłopakami.
Pokiwałam głową, przygryzając wargę.
-Skoro tak mówisz.
-Skarbie - chwycił moją dłoń. - Nie masz się czym martwić.
-Wiem - uśmiechnęłam się.
-W takim razie chodźmy i pozwólmy temu dniu upłynąć jak najszybciej.
Otworzyłam drzwi, wyszłam i czekałam na Justina. Kiedy już do mnie podszedł, złapał moją dłoń, przyciągając bliżej.
-Nie kłamałeś mówiąc, że będziesz obok mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę - zaczęłam się z nim drażnić.
-Cóż, zawsze dotrzymuję obietnic. Zwłaszcza jeśli dotyczą one ludzi, na których mi zależy.
Poczułam, ze czerwienią mi się policzki.
-Rumienisz się, skarbie? - Justin łobuzersko się uśmiechnął.
-Nie - ukryłam twarz.
-Chyba jednak tak...
-Oh, zamknij się - żartobliwie uderzyłam go w tors.
Zaśmiał się.
-Wiesz, skarbie, ostatnio często mnie tak nazywasz.
Podniósł brew.
-Mhm... nie podoba ci się to?
-Nie, kcoham to. Tylko... mówisz to częściej niż kiedykolwiek.
-To dlatego, że najpierw mogłem cię tym denerwować, a teraz.... mam do tego powód.
-Oh, czyżby?
Uśmiechnął się.
-Chcesz wiedzieć jaki?
Uśmiechnęłam sę.
-Jaki?
-Bo jesteś teraz moja - łobuzersko się uśmiechnął i złączył nasze usta.
-Kelsey?
Zmarszczyłam brwi, odsunęłam się od chłopaka i zobaczyłam zszkowaną Carly, stojącą naprzeciwko nas.
Kurwa.

~~~
 
let the drama begin.

piątek, 25 stycznia 2013

Thirty One.

Zamknąłem za sobą drzwi Kayli i się zaśmiałem, szłysząc jej narzekania o tym, co jej zrobiłem.
To nie moja wina. Suka na to zasłużyłam.
-Zapłacisz za to Bieber! - krzyknęła. - Obiecuję ci to!
Ignorując ją potrząsnąłem głową i zszedłem na dół do chłopaków, którzy automatycznie przestali gadać i się na mnie spojrzeli.
-I? - Bruce wstał. - Zrobiłeś to? Masz przesyłkę?
Kiwnąłem głową, wyjmując przesyłkę zza pleców, po czym rzuciłem ją przez pokój, a on złapał.
-Dobra robota, Bieber - z podziwem pokiwał głową. - Jak to zrobiłeś?
Łobuzersko się uśmiechnąłem, przypominając wcześniejsze wydarzenia.
-Jak mógłbym zawieść tak seksowną dziewczynę jak ty? - jęknąłem nisko, przyciągając ją bliżej za biodra. Zanurzyłem twarz w jej włosach i zacząłem popychać w kierunku łóżka.
Przygryzając wargę, chwyciła mnie za koszulkę, składając jednocześnie mokre pocałunki na mojej szczęce.
-Nie wiem, ale jeśli się postarasz to obiecuję, że dam ci tą przesyłkę - zbliżyła się do moich ust, ale wyprzedziłem ją, przyciskając wargi do jej szyi.
Chłopaki są mi za to sporo winni.
Kiedy jej nogi zderzyły się z łóżkiem, poleciała na nie, ciągnąc mnie za sobą. Ułożyłem się tak, żeby na nią nie napierać. Pochylając się, złożyłem mnóstwo pocałunków na jej szyi i przeniosłem na klatkę piersiową.
Jęknęła, wplątując palce w moje włosy, żeby przyciągnąć mnie jeszcze bliżej.
Jęknąłem, żeby ją zadowolić. Musiała uwierzyć, że mi się to podoba. Suka nie mogła nic podejrzewać.
-Justin... - gwałtownie nabrała powietrza, gdy lekko przygryzłem jej skórę. - O mój Boże... - jęknęła głośno.
W duchu modliłem się, żeby Kelsey nic nie usłyszała. Ostatnim, czego potrzebowałem, była moja dziewczyna budząca się przez jęki z końca korytarza.
Oderwałem się od niej, trzymając twarz nad jej.
-Brakowało mi tego - przygryzłem wargę.
Wypuściła oddech.
-Mi też - chwytając mnie za kark, pociągnęła mnie w dół, żeby złączyć nasze usta, ale tak jak poprzednio, odsunąłem się.
Nie ma mowy, żebym ją pocałował.
Skończyłem z jej gierkami, a to był ostatni raz, kiedy pozwalam czemuś takiemu się wydarzyć.
Kelsey była dla mnie wszystkim i nie miałem zamiaru jej zdradzać. Zwłaszcza, kiedy miałem przy sobie kogoś jak ona.
Głęboko w sercu czułem, że staję się dla niej delikatny. Nigdy nie przypuszczałbym, że coś takiego się stanie.
Odkąd Jen mnie wykiwała, nie ufałem żadnej kobiecie. Wtedy ona weszła do mojego życia i pokazała, że jeśli się przyjżę, to zobaczę, że jest jeszcze kilku ludzi, którym mogę zaufać i mimo, że poznałem Kelsey w dziwnych okolicznościach, to cieszę się, że weszła do lasu i zobaczyła jak zabijam Parkera.
Bez względu na to, jak pojebanie to brzmiało, zbliżyło nas to do siebie i będę za to wdzięczny do końca życia. Nawet nie wiem co by się stało, gdybym jej nie poznał, ale jednego jestem pewien - moje życie nie byłby wtedy tak ciekawe.
Zauważyłem, że Kaylę zaczyna denerwować mój brak chęci do wymiany śliny, więc zrobiłem coś równie dobrego. Zacząłem ściągać jej szlafrok. To na chwilę odciągnie jej myśli.
Jeśli dasz jej coś, nad czym może pracować, to skupi na tym całą swoją uwagę, więc jeżeli musiałem zdjąć jej szlafrok, a następnie dać jej ściągnąć moją koszulkę, to byłem skłonny do poświęceń.
Kiedy już mieliśmy to za sobą, przebiegła palcami po moim torsie. Normalnie bym jęknął i uznał to za pociągające, ale mogłem myśleć jedynie o tym, że jej palce nie dorównywały palcom Kelsey.
Kayli były żądne, a Kelsey delikatne. Kalya ciągnęła, podczas gdy Kelsey pchała. Były całkowitymi przeciwieństwami.
Przejechałem dłońmi po jej rękach i złączyłem nasze palce, a mój oddech uderzał o jej twarz.
-Kayla?
-Hm? - mruknęła. Zamknęła oczy, biorąc głębokie wdechy.
Zaczęła się podniecać, więc to był dobry moment.
-Gdzie jest przesyłka? - wymamrotałem jej do ucha, po czym złożyłem na nim delikatny pocałunek.
Pokręciła głową.
Zacząłem składać lekkie pocałunki, chcąc sprawić, żeby zapomniała, że miała mi nic nie mówić dopóki nie skończymy.
-Gdzie ona jest, Kayla? Muszę mieć pewność, że nie kłamiesz.
-Nie kłamię - wydyszała.
-W takim razie - zassałem. - Powiedz mi - przygryzłem. - Gdzie ona jest - polizałem, a ona się poddała.
-Pod moim łóżkiem - powiedziała na wydechu.
Łobuzersko się uśmiechnąłem, nie odrywając ust od jej skóry.
-Dzięki skarbie - wciąż całowałem jej szyję, podczas gdy jedna z moich rąk zanurkowała pod łóżko.
Nie miała pojęcia co się dzieje i tak miało zostać. Przenosząc się na drugą stronę, zacząłem ssać i przygryzać, przez co wygięła plecy w łuk. Macałem wszystko pod materacem, chcąc jedynie znaleźć tą przesyłkę i stąd wyjść.
Kiedy miałem zamiar wstać i zacząć jej szukać, wyczułem coś pod palcami i od razu wiedziałem, że właśnie tego szukałem. Wyciągając ją spod łóżka, odsunąłem się od Kayli.
-Miło mi się z tobą pracowało, skarbie. Mam nadzieję, że to kiedyś powtórzymy - wstałem, podszedłem do swojej poszulki i ją założyłem.
-O czym ty mówisz? - powiedziała, nierówno oddychając.
-Ty, moja droga, właśnie zostałaś ograna - łobuzersko się uśmiechnąłem. - Przez gracza.
-O czym ty do cholery mówisz, Bieber? - warknęła, siadając na łóżku.
Lekko się zaśmiałem, podnosząc w górę przesyłkę.
-Powinnaś już wiedzieć jak nie ulegać pokusie. Niczego się nie nauczyłaś?
-Ty gnojku! - krzyknęła.
Zaśmiałem się.
-Jakbym już tego nie słyszal - otworzyłem drzwi, ale przed wyjściem się odwróciłem. - Następnym razem, kiedy spróbujesz takich sztuczek, nie będę cię uwodził. Zabiję cię - i po tych słowach wyszedłem.
Co śmieszne, to nie była pusta obietnica.
-Ona cię zabije! - zaśmiał się Marco.
-Lepiej śpij dziś z jednym okiem otwartym - zaśmiał się Dean, sięgając po puszkę piwa.
Zachichotałem.
-Zaufaj mi, nic mi nie zrobi. Ta suka wie, że ze mną się nie pieprzy.
-Nie jestem tego taki pewien, Bieber - John siadł naprzeciwko. - Dziś widocznie miała ochotę się z tobą pieprzyć.
Zaśmiałem się.
-To przez ten urok. Działa za każdym razem - żartobliwie puściłem im oczko, po czym zerknąłem na swój zegarek. - Cóż, jest za piętnaście druga, a ja padam na twarz.
-Ta, lepiej się już kładźmy. Mamy przed sobą ciężki dzień, a ciebie czeka szkoła, Bieber - Bruce wskazał na mnie.
-Cholera - mruknąłem. Całkiem o tym zapomniałem.
-Po prostu się prześpij - zawołał Marco.
-Ta, dla ciebie to łatwe. Nie musisz budzić się za kilka godzin - mruknąłem, wstając.
-Hej - podniósł ręce w górę. - Ja tylko mówię.
Wzdychając, potarłem swój kark.
-Wiem - oblizałem usta. - Do zobaczenia później.
Wszyscy kiwnęli głowami.
-Jestem z ciebie dumny, Bieber - Bruce poklepał mnie po plecach i potarł ramię w ramach uznania. - Odwaliłeś dzisiaj kawał dobrej roboty. Nie tylko dałeś sobie radę z Lukiem...
-Pieprzona małpa dałaby sobie radę z Lukiem, Bruce. Ten dzieciak jest cholernie słaby - wywróciłem oczami.
Lekko się zaśmiał.
-Okej, okej, masz rację - uśmiechnął się. - Ale poza tym uratowałeś swoją dziewczynę i odzyskałeś moją wysyłkę. I to wszystko jednego dnia.
-Jeśli to nie jest swag, to nie wiem co! - krzyknął Dean.
-Dzięki, doceniam to.
Mimo, że mieliśmy z Brucem większe i mniejsze kłótnie, wciąż byliśmy jak bracia.
-Nie ma za co, a teraz na górę do swojej dziewczyny. Jestem pewien, że za tobą tęskni - cicho się zaśmiał, po czym zajął swoje stałe miejsce.
Uśmiechnąłem się.
-Do zobaczenia - przybiłem z chłopakami piątkę, po czym wszedłem po schodach i swojego pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
Kelsey wciąż spokojnie spała na moim łóżku, szczelnie owinięta kołdrą i przytulona do poduszki. Lekko się zaśmiałem. Wyglądała tak niewinnie.
Coś we mnie miało nadzieję, że zostanie taka na zawsze.
Odwróciłem się i zamknąłem drzwi na klucz. Nie chciałem ryzykować, że Kalya wtargnie tu w nocy i spróbuje się na mnie odegrać.
Mimo, że ją ostrzegałem, a ona wiedziała, że nie powinna ze mną zadzierać, nie miałem zamiaru ryzykować zwłaszcza, gdy była tu Kelsey.
Podchodząc do łóżka, upewniłem się, że wszystko jest w porządku, po czym delikatnie pogładziłem dłonią jej policzek. Rozcięcia powoli się leczyły i byłem pewien, że zostaną po nich blizny, ale nie mogłem nic na to poradzić.
Wzdychając pochyliłem się i przycisnąłem usta do jej czoła, po czym się odsunąłem. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale się powstrzymałem.
Nie byłem gotowy, a ona tym bardziej.
Wyprostowując się, miałem zamiar odejść i poszukać jakiejś pościeli, którą mógłbym położyć na ziemi, żeby było mi w miarę wygodnie, gdy poczułem lekkie pociągnięcie za rękę.
Marszcząc brwi odwróciłem się i zobaczyłem Kelsey patrzącą na mnie sennym wzrokiem.
-Nie idź - szepnęła.
Wpatrywałem się w nią, chcąc, żeby kontynuowała.
-Zostań ze mną - przesunęła się na łóżku. - Proszę - wymamrotała.
Prygryzłem wargę, zastanawiając się co zrobić, gdy przypomniałem sobie dzisiejsze wydarzenia i uświadomiłem, że mnie potrzebowała.
Obiecałem, że będę ją chronił.
Podniosłem kołdrę, położyłem się obok i okryłem nas oboje, po czym objąłem ją ręką, przyciągając bliżej.
-Wszystko w porządku? - szepnąłem.
Kiwnęła głową.
-Prześpij się trochę, skarbie.
Ziewnęła, wtulając się we mnie, po czym odpłynęła w głęboki sen.
Czas mijał, a ja się w nią wpatrywałem. Musiałem mieć pewność, że wszystko było dobrze i nic jej nie przeszkadzało.
Obserwowałem, jak jej klatka piersiowa rytmicznie się unosi i opada, a jej ciało coraz bardziej się relaksuje.W głowie miałem tylko jedno - musiałem się upewnić, że wydarzenia z dzisiaj już nigdy się nie powtórzą. Że będzie bezpieczna bez względu na wszystko. Miałem potrzebę bycia blisko niej 24/7.
Sama myśl o jej straceniu doprowadzała mnie do szaleństwa, a wizja kogoś ją krzywdzącego wywoływała u mnie instynkt mordercy.
Byłem pewien, że oszalałem, ale gdy czas mijał, a ja wciąż podziwiałem jej piękno, uświadomiłem sobie, że to nie szaleństwo.
Nie.
Ale, zamiast tego, przytafiło się coś dużo bardziej niebezpiecznego niż się spodziewałem.
Zakochałem się w niej.
I to przerażało mnie najbardziej.


~~

ASDFGHJKL CHCIAŁAM BARDZO WAM PODZIĘKOWAĆ, BO MOJE TŁUMACZENIE PRZEKROCZYŁO DZISIAJ 100 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ <3
DZIĘKUJĘ ZA WSPARCIE, MIŁE SŁOWA, KOMENTARZE, TO ZNACZY DLA MNIE BARDZO WIELE <3

KOCHAM WAS BARDZO BARDZO ♥

mrał

czwartek, 24 stycznia 2013

Thirty.

Justin's POV

Po wzięciu prysznica czułem się dużo bardziej odświeżony.
Naturalnie, pocałunki Kelsey ukoiły moje nerwy, ale gorąca woda spływająca po moich mięśniach jeszcze bardziej to polepszyła.
Owijając ręcznik wokół bioder, wyszedłem z łazienki i ostrożnie podszedłem do szafy, próbując nie obudzić Kelsey.
Kiedy już mi się to udało, otworzyłem ją, wyciągnąłem dresyi koszulkę podobne do tych, które dałem dziewczynie, po czym upuściłem ręcznik na podłogę i się ubrałem.
Przebiegając palcami po włosach, po raz ostatni zerknąłem na Kelsey, a następnie wyszedłem z pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi.
Zbiegłem po schodach i zobaczyłem wszystkich, łącznie z Brucem, siedzących na kanapie. Westchnąłem. To będzie ciekawe...
Oblizałem usta.
-Hej - przygryzłem wargę, zastanawiając się jak zareaguję, ale otaczała mnie jedynie cisza, którą przerwał Bruce.
-Jak się trzymasz? - spojrzał mi w oczy, a ja zobaczyłem w jego szczerość.
Wzruszyłem ramionami.
-Raczej dobrze - siadłem na foltelu, przejeżdżając po wszystkich wzrokiem.
-Jak ona się czuje? - spytał kilka sekund później. Zaalarmowany podniosłem głowę.
-John powiedział nam co się stało - odchrząknął, wiercąc się na krześle.
Kiwnąłęm głową, zerkając na Johna, żeby się upewnić. Posłał mi spojrzenie mówiące, że tak było, więc przeniosłem wzrok spowrotem na Bruce'a.
-Jest trochę roztrzęsiona, ale nie jest tak źle... - urwałem, przypominając sobie jej płacz w łazience. - Mogłoby być lepiej - oparłem się o tył fotela.
Pokiwał głową.
-Przepraszam
Zmarszyłem brwi.
-Za co? Nie zrobiłeć nic...
-Zrobiłem - potrząsnął głową. - Byłem dla ciebie dosyć oschły, zwłaszcza jeśli chodzi o dziewczynę, która zapewne jest teraz w twoim pokoju. Nie zdawałem sobie sprawy ile dla ciebie znaczy, ale dzisiejszy wieczór otworzył mi oczy.
Zacząłem się wiercić. Nigdy nie przepadałem za mówieniem o uczuciach, więc jedynie ponownie pokiwałem głową.
-Słyszałem co jej zrobił... - Bruce potrząsnął głową.  - Powinieneś do nas zadzwonić. Bylibyśmy tam w sekundę i upewnilibyśmy się, że za wszystko zapłaci.
Nie mogłem powstrzymać delikatnego uśmiechu. Kiedy chodziło o mnie i ludzi, na których mi zależy, chłopaki naprawdę się przejmowali.
-Dzięki, wiem o tym, ale myślałem, że mam wszystko pod kontrolą... Miałem wszystko pod kontrolą, kiedy Kelsey powstrzymała mnie przed zabiciem tego gnojka - zacząłem się denerwować.
Powinienem ją zignorować i po prostu go zabić, ale nie byłem w stanie skrzywdzić jej jeszcze bardziej.
-Czemu to zrobiła? - Bruce spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Kiedy John powiedział, że pozwoliłeś mu żyć, nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Od kiedy nie zabijasz swoich ofiar?
-Od kiedy Kelsey weszłado mojego życia - i to było w stu procentach szczere.
Bruce zacisnął usta w cienką linię, myśląc nad moimi słowami.
-Jest jeszcze na nogach? Chciałbym ją poznać.
-Nie, zasnęła - odwróciłem wzrok. Czułem się, jakbym rozmawiał ze swoim ojcem.
-Cóż, kiedy się jutro obudzi, chciałbym ją poznać. Zakładam, że będziesz spędzał z nią więcej czasu? - wpatrywał się we mnie.
Łobuzersko się uśmiechnąłem.
-Nie, przeszedłem przez to wszystko, żeby jutro wywalić ją na bruk - zwalczyłem chęć wywrócenia oczami, a sarkazm przesiąknął każde moje słowo.
-To nie byłby pierwszy raz - odpowiedział, na co momentalnie zamarłem i zwężyłem oczy.
-Co to miało znaczyć? - warknąłem.
Wzruszył ramionami.
-To, co powiedziałem.
Już miałem coś powiedzieć, kiedy mi przerwano.
-Jest seksowna? - odwróciłem się i zobaczyłem Marcusa wpatrującego się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
Cicho się zaśmiałem. Tylko Marcus potrafi żartować podczas niezręcznych sytuacji.
-Co to za pytanie?
-Normalne - wzruszył ramionami. - Mój chłopak nie może umawiać się z brzydką dziewczyną, prawda? - podniósł brew.
Zaśmiałem się.
-Pewnie nie.
Jego śmiech zmieszał się z moim.
-Więc odpowiedz.
Kiedy już miałem coś powiedzieć, ktoś wszedł mi w słowo.
-Kto jest seksowny? - odwróciłem się i zobaczyłem Kaylę wchodzącą do salonu.
Nikt nic nie mówił, a ona stała tam w czerwonych butach pasujących do szminki. Przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, położyła dłoń na biodrze.
-Więc? - przejechała wzrokiem po nas wszystkich, po czym zatrzymała go na mnie.
-Nikt - warknąłem, pokazując jej, że to nie jej sprawa.
Zakpiła, zarzucając włosy za ramię.
-Jestem częścią grupy, mam prawo wiedzieć o kim mówicie...
-Jeśli nie chodzi o ciebie, to nie masz - syknąłem. - A nawet, jeśli tyczyłoby się to ciebie - łobuzersko się uśmiechnąłem. - I tak nic ci nie powiemy - posłałem jej sztuczny uśmiech. - Więc spadaj.
Wydęła usta.
-Nie mów do mnie w ten sposób.
-Będę do ciebie mówił jak mi się podoba, suko - syknąłem zimnym tonem. Dziewczyna rozejrzała się wokół szukając kogoś, kto ją wesprze, ale Bruce i reszta byli cicho. Wiedzieli, że nie powinni się wplątywać, bo w przypadku Kayli działa jedynie zasada 'wszyscy przeciwko suce'.
Zakpiła z niedowierzanie,.
-Bardzo miło chłopcy. Jak zawsze bronicie jego dupy - potrząsnęła głową.
-Przyzwyczajaj się Kayla i lepiej tak do nich nie mów - chłodno patrzyłem jej w oczy, pokazując, że nie miałbym problemu ze skrzywdzeniem jej.
Mógłbym wywalić ją na bruk i dobrze o tym wiedziała, ale mimo to lubia grać w swoje małe gierki.
-Oh, czyżby? - podniosła brew.
Kiedy przytaknąłem, zaśmiała się.
-W takim razie pewnie nie będziecie potrzebowali tego, po co mnie wysłaliście - uśmiechnęła się łobuzersko.
Na mojej twarzy pojawiło się niezrozumienie.
-O czym ty mówisz?
-Bruce wie, co mam na myśli, prawda? - zatrzepotała rzęsami w jego kierunku.
Chwilę nad tym myślał, po czym zrozumiał.
-Masz przesyłkę?
-Mam i wiesz co? - urwała, czekając na naszą odpowiedź, ale wiedziała, że nic nie powiemy, więc kontynuowała. - Nie dam wam jej.
-Co do kurwy nędzy ma znaczyć, że jej nam nie dajesz? - Bruce gwałtownie wstał, a jego dłonie zwinęły się w pięści.
Wzruszyła ramionami.
-Dokładnie to, co powiedziałam. Nie. Dam. Jej. Wam. Możecie podziękować za to swojemy koledze - uśmiechnęła się. - Kiedy wyrosną wam jaja, możecie przyjść pogadać, ale do tego czasu nic nie dostaniecie. Do zobaczenia, chłopcy - pomachała ręką, po czym się odwróciła i weszła po schodach.
-O co do kurwy nędzy chodziło? - spytałem.
-Spierdoliłeś, o to chodzi! - warknął zirytowany Bruce.
-Co ja do cholery zrobiłem? - wyrzuciem ręce w powietrze.
-Nie mogłeś się zamknąć i teraz nie da mi tego, czego potrzebuję!
-A co to jest?
-Wysłałem ją do odwalenia roboty, kiedy ciebie i Johna nie było. Oprócz twoich prywatnych problemów, mamy też inne rzeczy do zrobienia, więc wysłałem ją po coś, co można dostać tylko z jej mozliwościami.
Pokiwałem głową, dając znak, żeby kontynuował.
-Teraz to ma, ale nam nie da, bo byłeś na tyle głupi, żeby dostać się na jej czarną listę - pokręcił głową, wracając myślami do wydarzeń sprzed kilku minut. - Musisz to naprawić.
-Co?
-Słyszałeś mnie. Napraw to. Nie mam na to czasu, Bieber. Do jutra musimy załatwić kilka spraw, a jeśli nie dostaniemy tej wysyłki, jesteśmy skończeni. Zacząłeś gadać, wkurzyłeś ją, teraz do odkręć.
Mentalnie warknąłem.
-Pierdolenie - warknąłem.
-Czyżby? Miejmy nadzieję, że nauczyłeś się kiedy być dupkiem, a kiedy nie. Teraz idź - zarządził i zwalczyłem chęć odpyskowania, bo miał rację. Potrzebowaliśmy tej przesyłki.
Wstając, wyszedłem z pomieszczenia i wszedłem po schodach. Podszedłem do jej drzwi, otworzyłem je i wszedłem do środka.
-Kayla?
Zero odpowiedzi.
Westchnąłem.
-Kayla, jesteś tu? - kiedy nie otrzymałem odpowiedzi, zacząłem się denerwować. - Pieprzyć to - warknąłem i się odwróciłem, kiedy usłyszałem znajomy głos.
-Czego chcesz, Bieber? - warknęła, wychodząc z łazienki w samym szlafroku. Przygryzłem wargę, próbując uspokoić swoje hormony.
-Chcę przesyłki.
-Za późno - wzruszyła ramionami.
-Za póżno? - sarkastycznie się zaśmiałem. - Chyba nie rozumiesz...
-Oh, rozumiem i ci go nie dam - skrzyżowała ręce, podnosząc podbródek jak suka, którą jest.
-Bo? - warknąłem.
-Bo nie chcę, a poza tym jesteś chujem - zadrwiła, ciskając we mnie piorunami z oczu.
-Nie mam czasu na twoje pierdolenie, Kayla, więc daj mi tą cholerną przesyłkę i dam ci spokój - fuknąłem, chcąc już stąd wyjść i sprawdzić co u Kelsey.
Pokręciła głową.
-Nie wydaje mi się.
Starczy tego. Czując, jak kończy mi się cierpliwość, chwyciłem ją za ramiona i popchnąłem na ścianę, trzymając twarz centymetry od jej.
Syknęła z nagłego bólu, przygryzając wargę.
-Co do cholery?! - warknęła.
-Daj mi tą przesyłkę Kayla - zagroziłem z ciemnymi oczami.
Pokręciła glową.
-Nie.
Chwytając ją jeszcze mocniej, zbliżyłem się do jej twarzy.
-Daj mi przesyłkę, Kayla.
-Nie.
-Świetnie - puściłem ją, odwróciłem się i zacząłem przeszukiwać jej pokój. - Sam ją znajdę - zacząłem rzucać wszystkim po drodze.
-Nie dasz rady tego znaleźć. Myślisz, że byłam na tyle głupia, żeby schować to w swoim pokoju? - spytała. - Nie wydaje mi się.
Warknąłem, puszczając rzeczy trzymane w rękach i się do niej odwróciłem.
-Po prostu mi to daj, Kayla!
Łobuzersko się uśmiechnęła.
-Wiesz, wyglądasz cholernie seksownie kiedy się złościsz - przygryzła wargę, przelatując po mnie wzrokiem.
Zakpiłem, potrząsając głową.
-Jesteś bipolarną suką - warknąłem.
Kayla nieznacznie się uśmiechnęła, po czym uwodzicielsko oblizała usta, obchodząc mnie wokół.
-Chcesz przesyłkę? - spytała.
Wywróciłem oczami.
-To chyba oczywiste, Kayla.
-Więc lepiej daj mi dobry powód - zatrzymała się tuż przede mną.
Podniosłem brew.
-I jak mam to niby zrobić?
Figlarnie się uśmiechnęła, przybliżając się na tyle, że poczułem jej oddech na ustach.
-Pokaż mi jak bardzo chcesz tej przesyłki - jej palce przejechały od mojego torsu do podbrzusza, zatrzymując się tuż przed dresami. - A może rozważę oddanie ci jej.
Oblizałem usta, pochylając się nad nią.
-A jeśli tego nie zrobię?
-Nigdy jej nie dostaniesz - przycisnęła usta do skóry tuż przy moim uchu, bawiąc się sznurkami dresów. - Co ty na to Bieber?
Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki wdech, po czym je otworzyłem, odsuwając się od niej.
Zmarszczyła brwi.
Odwracając się, odszedłem. Podchodząc do drzwi, chwyciłem za klamkę i zerknąłem za siebie, gdzie zobaczyłem Kaylę wpatrującą się we mnie z zaciekawieniem. Zamknąłem drzwi, a na jej ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz.

~~~~

Co teraz zrobi Justin? Czy da Kayli czego ona chce? Czy dostanie przesyłkę? :o

przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Twenty Nine.

Kelsey's POV

Wydarzenia z dziś wciąż pojawiały mi się w umyśle. Od momentu, w którym zemdlałam, obudziłam się przywiązana do krzesła, Luke uderzający mnie, Andrew tnący po twarzy, aż do ocnknięcia się na łóżku i czucia rąk Luke'a na całym ciele.
Łzy ponownie pojawiły mi się w oczach, ale nie pozwoliłam im wypłynąć.
Byłam silniejsza i dobrze o tym wiedziałam. Musiałam się zebrać do kupy.
Nie pozwolę nikomu, nawet Justinowi, wpłynąć na to, jaka jestem i zamierzam zacząć od teraz.
Żaden suknisyn tego nie zniszczy.
Wycierając twarz, pociągnęłam nosem, próbując się ogarnąć, po czym wyszłam z wanny i owinęłam się ręcznikiem.
Ostrożnie się wycierałam, krzywiąc za każym razem gdy dotknęłam którejś rany, próbując nie nacisnąć na żadną zbyt mocno. po czym skupiłam się na włosach.
Ignorując ból, wytarłam włosy ręcznikiem, po czym związałam je w niechlujnego koczka na czubku głowy.
Kiedy skończyłam, zerknęłam na swoje nadgarstki i coś ścisnęło mnie w brzuchu. Były czarne i niebieskie, z licznymi ranami od sznura.
Potrząsając głową, wytarłam lustro z pary, a gdy w nie spojrzałam zorientowałam się, że rana biegnąca od policzka na szyję wreszcie przestała krwawić.
Przyciskając do niej palce, przygryzłam wargę i odwróciłam wzrok, nie będąc w stanie dłużej na siebie patrzeć.
Widząc szlafrok wiszący przy drzwiach, chwyciłam go i wsunęłam ręce w rękawy, po czym zawiązałam go w talii.
Kiedy miałam zamiar wyjść, usłyszałam głosy dochodzące z pokoju Justina. Marszcząc brwi, zaciekawiona przystawiając ucho do drzwi.
- Nie powinienem był pozwolić jej wejść do tego samochodu - usłyszałam mamrotanie Justina.
- Nie - ktoś warknął. - Nie powinieneś, ale co się stało, to się nie odstanie i nie możesz tego zmienić, Justin. Ale wiem, co możesz zrobić.
Przygryzłam wargę, przez chwilę słysząc tylko ciszę.
-Możesz się upewnić, że wszystko u niej w porządku i ją pocieszyć, bo właśnie tego teraz najbardziej potrzebuje. Twoje obwinianie się jej nie pomoże. Potrzebuje kogoś, kto tu dla niej będzie i oboje wiemy, że tym kimś jesteś ty - usłyszałam ciche kroki, które po chwili ustały. - Jeszcze jedno, Justin.
Tu wystąpiła jeszcze jedna przerwa
-Możesz uważać się za niepokonanego, ale wszyscy czasem przegrywamy - i drzwi się zamknęły.
Przygryzłam dolną wargę, myśląc chwilę o słowach nieznajomego, po czym wolno otworzyłam drzwi i oparłam się o framugę, widząc Justina patrzącego przez siebie ze smutkiem wymalowanym na twarzy.
-On ma rację - powiedziałam.

Justin's POV

Zmarszczyłem brwi, spojrzałem w stronę drzwi od łazienki i zobaczyłem Kelsey w szlafroku i koku na czubku głowy. Pomimo złego stanu, wciąż wyglądała pięknie.
Nic nie mówiłem, wpatrując się w nią.
-Chodź tu - szepnąłem, kiwając głową.
Przygryzła wargę, rozważając moje słowa, po czym podeszła.
Siedziałem na końcu swojego łóżka, ze stopami na drewnianej podłodze. Kiedy dziewczyna do mnie podeszła, położyłem dłonie na jej talii, przyciągając bliżej.
-Wszystko w porządku? - szepnąłem.
Przytaknęła.
-Nie kłam - mruknąłem, patrząc jej w oczy.
Odwróciła wzrok i westchnęła.
-Wszystko okej.
Pokiwałem głową.
-Boli cię ciało?
Przytaknęła, przygryzając wargę.
-Ta...
Pochylając się, przyłożyłem palce do rany na jej policzku, przesuwając nimi aż do szyi.
Skrzywiła się.
-Przepraszam - szepnąłem.
Potrząsnęła głową.
-Nie masz za co mnie przepraszać.
-Popełniłem błąd...
-Oboje popełniliśmy błąd, Justin - pokręciła głową, a kilka kosmyków opadło jej na twarz.
Delikatnie pogładziłem ją po policzku.
-Powinienem po prostu powiedzieć ci prawdę o Jen.
-A ja nie powinnam wchodzić do tego samochodu - wzruszyła ramionami, wpatrując się w swoje dłonie. - Nie możemy zmienić przeszłości.
Pokiwałem głową.
-Wiem, ale żałuję, że nie uratowałem cię wcześniej.
-Nawet, jeśli byś to zrobił, Luke znalazłby inny sposób, żeby mnie skrzywdzić - wymamrotała.
Odwróciłem jej twarz, żeby na mnie spojrzała.
-On nigdy więcej cię już nie skrzywdzi, rozumiesz?
Przytaknęła.
-To dobrze, bo od teraz nie spuszczę z ciebie wzroku - lekko się zaśmiałem, chcąc rozluźnić atmosferę.
Przywołała na usta delikatny uśmiech.
-Czy to obietnica? - łobuzersko się uśmiechnęła.
-Oh, tak, to obietnica - rozciągnąłem wargi w szerokim uśmiechu.
Potrząsnęła głową, rumieniąc się.
Spojrzałem na nią, nie przestając się uśmiechać. Jakim cudem znalałem dziewczynę jak ty?
-Huh? - spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
Nawet się nie zorientowałem, że powiedziałem to na głos.
Odchrząkając, odwróciłem wzrok.
-Nic - oblizałem usta.
-Nie kłam - szepnęła, wykorzystując moich słów przeciwko mnie.
Zerknąłem na nią, a moje serce zabiło szybciej.
-Ja... - odchrząknąłem. - Zastanawiałem się, jakim cudem znalazłem dziewczynę... - chwyciłem jej dłoń - jak ty? - wymamrotałem, przyciągając ją bliżej, aż stała między moimi nogami.
Lekko się pochyliła, stykając nasze czoła.
-Nie wiem - zaczęła się ze mną drażnić. - Ale szczerze mówiąc, cieszę się, że spotkałam kogoś jak ty - uśmiechnęła się.
-Masz na myśli samolubnego, ignoranckiego, humorzastego dupka? - łobuzersko się uśmiechnąłem, delikatnie głaszcząc jej usta kciukami. - Nie wydaje mi się, skarbie.
Zachichotała.
-To pasuje do bycia uciążliwą suką - wzruszyła ramionami.
Lekko się zaśmiałem, oplatając ją rękami.
-Tak się bałem, że cię stracę... - szepnąłem.
Smutno popatrzyła mi w oczy, przygryzając wnętrze policzka.
-Nigdy nie mógłbyś mnie stracić - mruknęła. - Nawet, jeśli byś chciał.
-Nigdy - oblizałem usta, przesuwając wzrokiem od jej oczu do ust. Zatykając jej włosy za ucho, chwyciłem jej policzek w dłoń i wziąłem głęboki wdech, wciąż się w nią wpatrując.
Kelsey się pochyliła, patrząc na moje usta, po czym się przysunęła.
Lekko otarłem swoje usta o jej, a nasze oddechy się ze sobą mieszały, gdy patrzyliśmy sobie w oczy.
-Mogę? - szepnąłem.
Przytaknęła, kładąc dłonie na moim torsie.
Oblizałem usta i pewnie złączyłem je z jej.
Kelsey od razu odwzajemniła pocałunek, a jej wargi idealnie współgrały z moimi.
Wciąż trzymając dłoń na jej biodrze, przyciągnąłem ją bliżej, jeszcze bardziej napierając na nią ustami.
Chwytając mnie za szyję, przyciągnęła moją głowę bliżej siebie, a nasze nosy się złączyły.
Zjeżdżając dłonią z policzka na talię, oplotłem ją rękami i posadziłem na swoim kolanie tak, że siedziała na mnie okrakiem.
Usadawiając się wygodnie, Kelsey przerwała pocałunek, spojrzała mi w oczy, a jej oddech był nierówny. Przygryzła wargę, po czym przycisnęła usta do mojej szyi i zaczęła ją ssać i przygryzać.
Jęknąłem, odchylając głowę w bok, aby dać jej więcej miejsca.
Zjechałem rękami na jej tyłek i lekko go ścisnąłem, na co ona pisnęła. Łobuzersko się uśmiechnąłem.
Odsuwając się od mojej szyi, ponownie złączyła nasze wargi.
Poczułem jak napiera dłońmi na mój tors, zmuszając mnie do położenia się na łóżku, po czym sama kładzie się na mnie, ani na chwilę nie przerywając pocałunku.
Chwyciłem ją za talię i nas odwóciłem tak, że teraz ja byłem na górze. Składając pocalunki od jej ust do szyi, zacząłem zadowalać ją tak, jak ona mnie wcześniej, dodając więcej języka i zębów, otrzymując w zamian jej jęki.
Wracając do jej ust, przejechałem językiem po jej dolnej wardzę, prosząc o dostęp, który z ochotą mi dała. Nasze języki zaczęły się o siebie ocierać, walcząc o dominację.
Odsuwając się, Kelsey nas obróciła i teraz ona siedziała na mnie, ale zamiast ponownie złączyć nasze usta, siadła na mojej dolnej części. Spojrzałem na nią pytająco.
Przygryzła wargę, chwytając sznurki przy szlafroku.
Zerknąłem na jej ręce, po czym spowrotem na oczy.
Wzięła głęboki wdech, gotowa do pociągnięcia za nie i odsłonięcia swojego pięknego ciała dla moich łapczywych oczu.
Bez wzglęgu na to, jak bardzo tego chciałem, nie mogłem do tego dopuścić.
Delikatnie chwyciłem jej dłonie.
-Nie - mruknąłem.
Zmarszczyła brwi, patrząc na mnie z zaciekawieniem. Wyglądała na niezadowoloną.
-Czemu nie?
Wyglądała tak niewinnie. Odchrząknąłem, na chwilę odwracając wzrok.
-Ponieważ - potrząsnąłem głową, patrząc na nią. - Nie możemy. Nie w ten sposób.
Puściła sznurki, marszcząc czoło.
Podniosłem się na łokciach.
-Nie bierz tego do siebie, kochanie. Z wielką chęcią bym to z tobą zrobić i nie zrozum mnie źle, ale nie wydaje mi się, żeby robienie tego teraz było dobre. Nie po tym, co się wydarzyło - pochyliłem się, gładząc palcami jej policzek.
Pokiwała głową, powoli ze mnie schodząc i siadając na łóżku.
Podniosłem brew.
-Nie powiedziałem, że masz zmienić pozycję - łobuzersko się uśmiechnąłem.
Wywróciła oczami.
-Za późno - wytknęła język.
Lekko się zaśmiałem.
-Prześpij się trochę, okej? - szepnąłem, wstając. - Miałaś długi dzień.
Mogłem dostrzec ból w jej oczach na wspomnienie dzisiejszych wydarzeń.
-Hej - szepnąłem, kładąc dłoń na jej szyi.
Spojrzała na mnie.
-On nigdy więcej cię nie skrzywdzi, rozumiesz? Nie dopuszczę do tego - zapewniłem.
Kelsey przez chwilę na mnie patrzyła, po czym wolno pokiwała głową. Wstając z łóżka, zerknęła w moim kierunku.
-Masz coś, co mogłabym założyć? Nie koniecznie chcę spać w samej bieliźnie - przygryzła wargę, lekko się rumieniąc.
Cicho się zaśmiałem.
-Pewnie - podszedłem do szafy, z której wyjąłem dresy i białą koszulkę, po czym do niej wróciłem. - Trzymaj.
Uśmiechnęła się i je wzięła.
-Dzięki.
Kiwnąłem głową, wkładając ręce do kieszeni. Delikatnie się skrzywiłem, gdy jeansy otarły się o moje poharatane dłonie.
Zauważając to, Kelsey gwałtownie wciągnęła powietrze.
-O mój Boże!

Kelsey's POV

Byłam tak skupiona na sobie, że nawet nie zauważyłam, że Justin był tak samo, jeśli nie mocniej, poharatany. Wyraz jego twarzy gdy potarł rękami o jeansy sprawił, że ścisnął mi się żołądek. Wtedy zauważyłam też rany na jego twarzy. Delikatnie je dotknęłam, przygryzając wargę.
Jego twarz pozostała bez wyrazu, gdy zamknął oczy, czując mój dotyk.
Wyglądał tak spokojnie.
Pochyliłam się, całując każdą bliznę na jego twarzy.
Otworzył oczy, gdy się odsunęłam.
-Ktoś powinien to obejrzeć.
Pokręcił głową.
-Dam radę.
-Nie - warknęłam. - Te rany same się nie zagoją...
-Zawsze zapominasz, że jestem to tego przyzwyczajony, skarbie. Dam radę. To nic, czego nie wyleczą leki, bandaże i inne pierdoły.
Westchnęłam, przechylając głowę na bok i na niego spojrzałam.
-Co ja mam z tobą zrobić?
Łobuzersko się uśmiechnął, przyciągając mnie do siebie za biodra.
-Co powiesz na buziaka? - szepnął.
Zanim miałam szansę odpowiedzieć, pochylił głowę i złączył nasze usta.
Uśmiechnęłam się, oplatając jego szyję rękami, pogłębiając pocałunek, po czym się od niego oderwałam, pozwalając swojemu czołu opierać się o jego.
-Idź wziąć prysznic.
-Chcesz dołączyć? - oblizał usta, mrugając do mnie.
Zachichotałam, lekko go odpychając.
-Nie, dzięki.
-Twoja strata - cicho się zaśmiał, ostatni raz mnie całując, po czym ruszył w kierunku łazienki.
Wywróciłam oczami.
-Oczywiście.
Słysząc za drzwiami śmiech, zdjęłam szlafrok, odłożyłam go na bok i włożyłam na siebie ubrania Justina, po czym położyłam się w jego wygodnym łóżku.
Zamknęłam oczy i zanim się zorientowałam, zapadłam w głęboki sen.

~~~

ASDFGHJKL J E L S E Y F E E L S *-* oni są tacy perfekcyjni, że zaraz umrę, po prostu kjsdnvwudbfiubfauerif nie wiem nawet co tu napisać, bo przez nich mam w mózgu takie dziwne coś, to nawet chyba papka nie jest
jak to jeszcze czytasz, to wiedz, że cię bardzo bardzo bardzo bardzo BARDZO kocham <3

sobota, 19 stycznia 2013

Twenty Eight.

Liczę na brawa, bo rozdział był tłumaczony w notatkach w telefonie na trasie Gdańsk-Olsztyn-Gdańsk. Dziękuję za uwagę.

~~~~

Justin's POV

Powrót do domu minął w całkowitej ciszy. John nic nie mówił, patrząc na drogę, a Kelsey wyglądała przez okno, lekko trzęsąc się z zimna, bo pod moją kurtką miała jedynie stanik.
Złączyłem zęby, mocno zaciskając szczękę. Sama myśl o Luke'u kładącym na niej swoje łapy doprowadzała mnie do szaleństwa.
Nie powinienem jej pozwolić wejść do tego samochodu.
Nie powinieniem aż tak jej denerwować.
Powinienem po prostu powiedzieć jej prawdę o Jen.
Jeszcze mocnej ścisnąłem kierownicę, ignorując ból w całym ciele. Może i porządnie pobiłem Luke'a, ale on też wyrządził mi trochę krzywdy.
John spojrzał na mnie surowo.
Tylko potrząsnąłem głową, próbując się nie zdenerwować.
Jedyne, o czym mogłem myśleć, to zabicie tego gnojka: sprawienie, żeby zapłacił za wszystko, co zrobił Kelsey. Powinienem to zrobić, ale nie mogłem. Nie kiedy Kelsey mnie prosiła. Co innego, gdyby to był zwykły dzień, ale dziś było... inaczej. Bała się, była bez koszulki, zraniona, pocięta i tak bardzo chciała wyjść, że nie miałem serca jeszcze bardziej jej zasmucić.
Skręciłem i kilka minut później wjechałem na podjazd i zatrzymałem się przed domem. Oparłem się o siedzenie, pozwalając swojej głowie uderzyć o zagłówek.
Ciche mruczenie silnika było jedynym dźwiękiem nas otaczającym.
John spojrzał na mnie, po czym kiwnął głową, poklepał mnie po ramieniu, po czym wyszedł i zniknął w ciemności.
Nie odzywałem się, bo nie wiedziałem co mógłbym w tym momencie powiedzieć.
Usłyszałem z tyłu szelest, ale postanowiłem go zignorować.
Chciałem jedynie zamknąć oczy i zniknąć raz na zawsze. Może wtedy wszystko wróciłoby do normalności, a Kelsey byłaby bezpieczna.
Po kilku minutach stwierdziłem, że przydałoby się coś powiedzieć, żeby przerwać ciszę.
-Chcesz iść do domu?
Czekając na odpowiedź uderzałem palcami o podłokietnik.
-Nie - wymamrotała cicho. - Moi rodzice nie mogą zobaczyć mnie w takim stanie... - szepnęła.
Kiwnąłem głową, po czym się pochyliłem i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki. Wyszedłem z samochodu, trzasnąłem drzwiami i podszedłem do strony Kelsey. Pociągnąłem za klamkę, kucając, żeby być z dziewczyną na jednym poziomie. Lekko pogładziłem ją po policzku, po czym wślizgnąłem rękę pod jej nogi i wokół talii, a następnie ją podniosłem, zamykając drzwi biodrem i skierowałem się w stronę drzwi frontowych.
Na szczęście były uchylone. Kopnąłem je, po czym wszedłem do środka i po schodach, nie sprawdzając nawet czy chłopaki są w środku.
Idąc wzdłuż korytarza, doszedłem do swojego pokoju, wszedłem do niego i posadziłem Kelsey na łóżku. Westchnąłem patrząc na nią, a następnie delikatnie zamknąłem drzwi.

Kelsey's POV

Patrzyłam jak Justin zamyka drzwi, zostawając nas samych. Przełknęłam ślinę, oblizując usta.
Bolało mnie całe ciało i miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie mi głowa.
Nawet nie byłam w stanie opisać dzisiejszych wydarzeń. Miałam wrażenie, że brałam udział w jakiejś operze mydlanej.
Nie mogłam uwierzyć, że przytrafiło mi się coś takiego, ale przynajmniej było już po wszystkim.
Chciałam jedynie wziąć długi prysznic i wymazać to z pamięci.
Podniosłam wzrok, słysząc szelest. Prygryzłam wargę, nie wiedząc co zrobić czy powiedzieć. W duchu wzdychając, zaczęłam bawić się palcami, unikając wzroku Justina.
Łóżko lekko opadło od ciężaru chłopaka.
-Chcesz wziąć prysznic? - usłyszałam delikatne mruknięcie Justina.
Spojrzałam na niego, kiwając głową.
-Tak, bardzo chętnie.
Wstał, po raz drugi biorąc mnie w ramiona i wszedł do łazienki.
Posadził mnie na szafce obok zlewu, a ja wzięłam głęboki wdech, trzymając go przez chwilę za ramiona, próbując się uspokoić.
Justin spojrzał mi na chwilę w oczy, a następnie podszedł do wanny. Odkręcił kran, pozwalając gorącej wodzie polecieć.
Przygryzłam wargę, obserwując jak stojąc tyłem do mnie sprawdza ręką temperaturę wody.
Kiedy wszystko było gotowe, podszedł spowrotem do mnie.
-Okej, wszystko jest gotowe. Dasz radę sama czy potrzebujesz pomocy? - oblizał usta, ponownie patrząc mi w oczy.
Nie wiedziałam dlaczego, ale gdy na mnie patrzył, mój żołądek wywijał fikołki.
Lekko pokręciłam głową.
-Nie, poradzę sobie.
Przytaknął.
-Daj znać, gdybyś czegoś potrzebowała. Będę w pokoju, okej?
Zatknęłam kosmyk włosów za ucho.
-Okej.
Pochylił się, całując mnie w czoło, po czym wyszedł z łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Ostrożnie zeskoczyłam z szafki, nie chcąc skrzywdzić się jeszcze bardziej, a następnie zdjęłam jeansy i kurtkę Justina. Przez chwilę ją trzymałam, badając palcami powierzchnię.
Wzięłam głęboki wdech, rzuciłam ją na bok, po czym ignorując ból zdjęłam bieliznę, którą też upuściłam na ziemię.
Wchodząc do wanny, syknęłam, czują nagłe ciepło, ale po chwili się do niego przyzwyczaiłam i usiadłam.
Dobrze było znów czuć się bezpiecznie. Być w atmosferze, do której byłam przyzwyczajona, a nie w tej sprzed jakiejś godziny. Przyjemnie było też zmyć z siebie cały ten brud.
Chwytając małą gąbkę, zaczęłam trzeć nią skórę, chąc zapomnieć ten dzień, usta i ręce Luke'a na sobie.
Wreszcie umyłam głowę i wróciłam do mycia ciała, na którym dzisiejsze wydarzenia pozostawiły ślady. Widząc rany i rozcięcia na nadgarstkach, moje emocje osiągnęły wyższy poziom, a do oczu napłynęły mi łzy, rozmazując obraz.
Nawet nie zauważyłam jak mocno zaczęłam płakać, aż zobaczyłam, że moje ręce i nogi są czerwone przez ciągłe ich tarcie, gdy łzy kapały do chłodniejszej wody.
Przygryzłam wargę, chcąc się uciszyć. Ostatnim, czego potrzebowałam, był ktoś zastający mnie tu płaczącą i nagą w wannie.
Przełknęłam ślinę, potrząsając głową.  Musiałam pozbyć się tych myśli. Zapomnieć o Luke'u, Andrew i wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
Musiałam.

Justin's POV

Kiedy usłyszałem dźwięk puszczanej wody, zacząłem się uspokajać. Opierając się o poduszkę, wziąłem kilka głębokich wdechów, oczyszczając umysł.
Jak mogłem dopuścić temu zajść tak daleko? Jak mogłem dopuścić do skrzywdzenia Kelsey? Jak mogłem dopuścić Luke'a do położenia na niej rąk?
Powinienem szybciej wpaść na to, że on ją zabrał. Powinienem się pośpieszyć, myśleć bardziej racjonalnie i może wtedy uchroniłbym ją przed przechodzeniem przez to wszystko.
Przebiegłem palcami po włosach, z frustracji ciągnąc końce. Jak możesz ratować tego, na kim ci zależy, kiedy nie możesz nawet uratować siebie?
Po kilku minutach usłyszałem ciche szlochanie i coś ścisnęło mnie w sercu.
Nasłuchiwałem, modląc się w duchu, żeby się już skończyło.
Chciałem tam wejść i ją uspokoić. Chciałem ją zapewnić, że będzie dobrze, że wszystko się poprawi i wróci do normalności.
Ale wiedziałem, że jeśli nawet udałoby się o tym nie myśleć, wspomnienia i blizny nieustannie będą jej przypominały, co się stało.
Nie mogła uciec.
Potarłem oczy, potrząsając głową, gdy szlochanie przeszło w płacz. Dźwięki wydawane przez Kelsey przeszły przez ścianę i rozbrzmiały mi w uszach. Nie chciałem tego słyszeć.
Nie było mnie tam, gdy Luke ją dotykał.  Nie było mnie tam, kiedy prawie została zgwałcona. Nie było mnie tam, gdy się bała i mnie potrzebowała. Nie było mnie tam i nigdy nie będę w stanie sobie tego wybaczyć.
Zapiekły mnie kąciki oczu i zanim się zorientowałem po policzkach poleciały mi łzy.
Zacisnąłem powieki, kręcąc głową.
-Przepraszam - szepnąłem w przestrzeń, chociaż w sercu wiedziałem do kogo mówię. - Przepraszam, że nie uratowałem się wcześniej - przerwałem, oblizując usta. - To wszystko moja wina.
-To nie twoja wina - usłyszałem cichy głos i natychmiast podniosłem na łóżku, a następnie zacząłem pocierać oczy widząc Johna stojącego w wejściu do pokoju.
Siedziałem cicho, nie będąc w stanie niczego powiedzieć. Potarłem rękami twarz, próbując pozbyć się wszelkich dowodów na to, że płakałem.
-Nie musisz ukrywać swoich uczuć - wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. - Widzę to w twoich oczach. Zależy ci na niej i zabija cię to od środka. Zżera cię fakt, że nie uratowałeś jej wcześniej, ale musisz zrozumieć, że nie masz kontroli nad wszystkim.
Potrząsnąłem głową.
-Powinienem jej powiedzieć o tej cholernej sprawie z Jen. Jeśli bym tak zrobił, nic złego by się nie wydarzyło - powiedziałem gorzko.
John westchnął.
-Nawet, gdybyś to zrobił, Luke znalazłby inny sposób, żeby ją zdobyć. Wiesz o tym. Nie jesteś superbohaterem, Justin. Jesteś człowiekiem jak każdy inny.
Odwróciłem wzrok.
- Nie powinienem był pozwolić jej wejść do tego samochodu.
- Nie - warknął John. - Nie powinieneś, ale co się stało, to się nie odstanie i nie możesz tego zmienić, Justin. Ale wiem, co możesz zrobić.
Oblizując usta, przełknąłem ślinę, czekając na jego następne słowa.
-Możesz się upewnić, że wszystko u niej w porządku i ją pocieszyć, bo właśnie tego teraz najbardziej potrzebuje. Twoje obwinianie się jej nie pomoże. Potrzebuje kogoś, kto tu dla niej będzie i oboje wiemy, że tym kimś jesteś ty - po tych słowach odwrócił się z pokoju. - Jeszcze jedno, Justin.
Spojrzałem na niego.
-Możesz uważać się za niepokonanego, ale wszyscy czasem przegrywamy - sekundę później drzwi się zamknęły, zostawiając mnie w pokoju samego.

~~~

Przepraszam, że tak późno. Cały dzień nie było mnie w domu :C ALE wciąż mamy sobotę, wyrobiłam się ;)

czwartek, 17 stycznia 2013

Twenty Seven.

Kelsey's POV

Poczułam, że coś przewraca mi się w żołądku, kiedy zrozumiałam, że będę zmuszona do zrobienia czegoś, na co nie mam najmniejszej ochoty.
Poza tym, że byłam przywiązana do łóżka, on nie chciał przestać, bez względu ile razy go prosiłam. Jedynie kontynuował robienie tego, co go zadowalało, wywołując u mnie jeszcze więcej łez.
Czułam się bezużyteczna, brudna... obrzydliwa.
Chciałabym, żeby się pośpieszył i było już po wszystkim. Zabija mnie fakt, że nie mogę zorbić nic oprócz przeleżenia całego wydarzenia.
Zacisnęłam powieki czując, że chwycił guzik moich jeansów. Zaczęłam krzyczeć, próbując go odciągnąć od tego, co zamierzał zrobić.
Zamiast tego Luke się zdenerwował i zatkał mi usta dłonią.
-Proszę... - moje łkanie brzmiało jak bełkot.
Zaczęłam ruszać dolną połową ciała, próbując go kopnąć gdzieś, gdzie by go zabolało. Wszystko, żeby tylko zyskać trochę więcej czasu.
-Pieprzona suko, przestań się ruszać! - warknął, napierając na mnie jeszcze bardziej, przez co gwałtownie złapałam powietrze.
Zaczęłam jeszcze głośniej krzyczeć w jego rękę, chcąc, żeby ten koszmar się już skończył.
Luke łobuzersko się uśmiechnął, potrząsając głową.
-Nie potrafisz się nauczyć, prawda, kochanie? - zakpił. - Mam zamiar cię pieprzyć i nic na to nie poradzić - mrugnął do mnie uwodzicielsko, po czym się pochylił i ponownie przyssał się do mojej szyi.
Zaczęłam skomleć z przerażenia i niedowierzania. Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły, a moje ciało zaczęło się trząść ze strachu, kto mógł tu wejść.
-Masz trzy sekundy, żeby z niej zleźć albo rozpierdolę ci głowę w kawałki - usłyszałam znajomy głos z nutą groźby, przez którą dostałam gęsiej skórki.
Luke odsunął usta od mojej szyi, nisko warcząc.
-Kto do kurwy nędzy pozwolił ci przerwać? Powiedziałem już, że potem ją dostaniesz.
Ktokolwiek stał w drzwiach, cicho się zaśmiał.
-Chyba nie rozumiesz, Luke...
-To raczej ty nie rozumiesz - odpyskował. - Jestem zajęty.
Pół sekundy później kula z pistoletu przeleciała centymetry od mojej głowy. Podskoczyłam, kuląc się.
-Co do cholery?! - warknął Luke, odwracając się w kierunku drzwi, dając mi świetny widok na stojącego tam Justina z nienawiścią wymalowaną na twarzy.
Ogarnęła mnie ulga, a z oczu popłynęły łzy. Przyłożyłam dłoń do ust, zszokowana widząc go tutaj.
-Następnym razem ta kulka przeleci przez twoją pierś - zakpił Justin, trzymając w dłoni broń.

Justin's POV

-Bieber - warknął Luke przez zaciśnięte zęby. - Co ty tu kurwa robisz?!
-Nie pomyślałeś, że poskładam wszystko do kupy? - zaśmiałem się, potrząsając głową. - Za jak głupiego mnie masz?
Luke otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale byłem pierwszy.
-Jesteś jebanym idiotą myśląc, że nie zorientuję się, że ją zabrałeś. Popełniłeś duży błąd, bo gdybyś był sprytny, nie zrobiłbyś tego, co zrobiłeś - spojrzałem na niego, mówiąc chłodnym tonem.
-Dosyć długo ci to zajęło, Bieber - zachichotał Luke. - To znaczy, ile minęło? - udał, że patrzy na zegarek. - Godzina? Dwie? Więcej? Sądziłem, że jesteś w tym dobry.
Łobuzersko się uśmiechnąłem.
-Wiesz - zacząłem, bawiąc się pistoletem. - Jestem najlepszy w zabijaniu - podniosłem wzrok.
-Powinienem się ciebie bać? - podniósł brew.
Rozbawiony się uśmiechnąłem. Co to za pytanie? Każdy inny już dawno by się posrał ze strachu.
Pamiętam, jak Parker się prawie posikał, kiedy rzuciłem go na ziemię.
-Zdecydownie powinieneś - powiedziałem i wycelowałem pięść w jego twarz, przez co odleciał do tyłu. Podszedłem do niego, uderzając go jeszcze kilka razy, sprawiając, że zwinął się z bólu.
Wykorzystałem ten moment, żeby podbiec do Kelsey i odwiązać jej lewą rękę, po czym przenosząc się na prawą. Przeklnąłem pod nosem, próbując rozwiązać węzły. Kiedy uwolniłem jej dłonie, poczułem, że jestem odciągany do tyłu i uderzyłem w podłogę, po czym dostałem w nos.
Usłyszałem chrupnięcie, co znaczyło, że był złamany. Luke kilkukrotnie uderzył mnie w policzki i szczękę, aż go z siebie zepchnąłem, po czym trafiłem go w twarz.
Jęknął z bólu, co wywołalo u mnie triumfalny uśmiech. Jeśli teraz był obolały, poczekajcie na to, aż z nim skończę.
Podniosłem się z niego, po czym chwyciłem go za szyję, pociągnąłem w górę i rzuciłem o ścianę. Zbliżyłem się do jego twarzy.
-Nawet nie wiesz w jakie gówno się wpakowałeś, kładąc ręce na mojej dziewczynie - warknąłem.
Z trudem utrzymywał się na nogach, mimo to łobuzersko się uśmiechnął.
-Ma ciało, za które można zabić, Bieber - oblizał usta. - I wielkie cycki - urwał, próbując przywrócić swój oddech do normalności. - Nic dziwnego, że wciąż ją trzymasz.
Odciągnąłem go od ściany, po czym znów nim w nią rzuciłem.
-Na twoim miejscu uważałbym na słowa - zacisnąłem szczękę, ignorując ból z każdej jej części.
-Albo co?
Złośliwie się uśmiechnąłem.
-Zabiję cę - ściszyłem głos do szeptu i gdy miał zamiar rzucić jakąś ripostę, mocno złapałem go za szyję, sprawiając, że się zachwiał.
Zaczął mi się wyrywać, chcąc, żebym go puścił.
Pokręciłem głową, zwijając dłoń w pięść, po czym trafiłem nią w jego brzuch, przez co zaczął kaszleć.
Ponownie wycelowałem w jego jelito, a następnie trafiłem w profil.
Wyczułem obecność kogoś innego w pokoju. Nie odwracając się, trzymałem Luke'a, zaciskając z wściekłości zęby.
Wszystko, co ten gnojek mi zrobił, zaczynając od jego pierwszych słów, Jen, restauracji, dźgnięcia nożem, zabrania Kelsey i robienia z nią Bóg wie co. To było już za dużo i wiedziałem, że muszę z tym skończyć.
Chwytając jego koszulkę, rzuciłem nim przez pokój, a jego głowa uderzyła w ścianę.
Odwracając się, zobaczyłem trzęsącą się, skuloną Kelsey z rękami owiniętymi wokół własnego ciała.
Moje oczy złagodniały i dopiero wtedy zobaczyłem ranę na jej policzku, szyi, odsłoniętą klatkę piersiową i rozpięte jeansy. Eksplodowała we mnie wściekłość i pewnie byłem cały czerwony.
Uspokoiłem się wystarczająco, żeby zdjąć kurtkę i podejść ostrożnie do jej trzęsącego się ciała.
-Proszę, załóż to - szepnąłem delikatnie, wiedząc, że się bała.
Przygryzła wargę, zastanawiając się co zrobić.
Delikatnie położyłem jej dłoń na ramieniu, na co ona się wzdrygnęła i odwróciła głowę.
Zalała mnie fala smutku. Bała się.
-Nie skrzywdzę cię - wymamrotałem. - Tylko włóż na siebie kurtkę, przykryje cię.
Słabo przytaknęła i trzęsącą się ręką wzięła ode mnie okrycie, po czym przysunęła je do swojej klatki piersiowej.
Chciałem jedynie mocno ją przytulić i obiecać, że wszystko będzie dobrze. Chciałem się upewnić, że wszystko w porządku i zabrać ją do domu, gdzie będzie bezpieczna, ale wcześniej musiałem załatwić ważną sprawę.
Wtedy to wszystko mnie zalało, gwałtownie się odwróciłem i zobaczyłem, że Luke zniknął. Zmarszczyłem brwi, zdezorientowany.
Podchodząc do drzwi, miałem zamiar wyjść, kiedy usłyszałem słaby głos mówiący, żeby uważał, a chwilę później coś uderzyło mnie w tył głowy. Upadłem z bólu i jęcząc podniosłem się na łokciach.
Podnosząc wzrok, zobaczyłem Luke'a trzymającego w ręce broń. Moją broń.
Nawet się nie zorientowałem, że mi wypadła.
Wszystko przede mną lekko zawirowało, a po chwili widzałem przed sobą dwie postacie. Spojrzałem na nie niezadowolony. Jeden mi wystarczy, dziękuję bardzo.
Próbowałem usiąść, ale zostałem spowotem powalony na ziemię przez but Luke'a na swojej piersi.
Spojrzałem na niego spode łba.
-Naprawdę myślałeś, że możesz zrobić to wszystko i tak po prostu odejść? - rozbawiony porkęcił głową. - Nie wiesz, do czego jestem zdolny, Bieber.
Zwalczyłem chęć wybuchnięcia śmiechem. Zachowuje się, jakby siedział w tym już długi czas, ale tak naprawdę był to tylko rok. Ja robiłem to odkąd tylko pamiętam.
Nieznacznie odwróciłem głowę i zobaczyłem, że John wszedł po schodach. Podniósł pistolet i delikatnie nim potrząsnął, pokazując, że chroni moje tyły.
Pokiwałem głową, po czym odwróciłem się spowrotem do Luke'a.
-Możesz ssać mi kutasa - zakpiłem.
-Szkoda, że nie jestem twoją małą dziwką. Co przypomina mi - łobuzersko się uśmiechnął - że zamierzam ją ostro zerżnąć, kiedy już z tobą skończę.
-Dlaczego sądzisz, że tego dożyjesz? - podniosłem brew.
Luke miał zamiar odpowiedzieć, kiedy John podniósł broń i strzelił przez pokój, zdobywając pełną uwagę Luke'a, dając mi wystarczająco czasu na wstanie, chwycenie jego nadgarstka i wyrwanie my pistoletu z ręki.
Oderzyłem jego koniec o głowę Luke'a, rozcinając ją, po czym uderzyłem nim o podłogę. Odsuwając się, patrzyłem jak trzyma się za nią i brzuch, jęcząc z bólu.
-Miło było cię poznać, Luke - wymówiłem jego imię z obrzydzeniem, przez które przenikała nienawiść. Podniosłem broń, wycelowałem w jego pierś, gotowy, żeby strzelić i na dobre zakończyć jego życie.
-Nie - odezwał się delikatny głos.
Zmarszczyłem brwi, ale nie odważyłem się odwrócić.
-Co?
-Nie strzelaj, Justin - rozpoznałem głos Kelsey.
Wzmocniłem uścisk na pistolecie.
-Dlaczego nie?
-Ponieważ... - zbliżyła się do mnie, przyciskając do siebie kurtkę.
Pokeciłem głową.
-Nie ma mowy, żebym pozwolił tego suknisynowi żyć. Zapłaci za to, co ci zrobił.
-Jest okej, Justin. Spójrz, nic nie zrobił.
-Ta, nie ma za co. Jeśli bym nie przyszedł, zgwałciłby cię i Bóg wie co jeszcze - zacisnąłem zęby, z każdą sekundą jeszcze bardziej chcąc go zabić.
-Ale mnie uratowałeś - szepnęła, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Czy nie to się liczy? Że nic mi nie jest?
-Oczywiście, że to się liczy - wymamrotałem. - Ale to wciąż go nie usprawiedliwia. Zabiję go za samą myśl o położeniu na tobie rąk. Co innego atakować mnie, co innego ludzi, na których mi zależy.
-Nie rób tego, Justin. Proszę. Chcę tylko iść do domu - szepnęła. - Proszę... - mogłem wyczuć w jej głosie desperację.
Chwilę nad tym myślałem, po czym opuściłem rękę. Włożyłem broń do tylnej kieszeni, a Kelsey wypuściła oddech.
-Dziękuję - szepnęła.
Przytaknąłem, po czym się odwróciłem i od razu owinąłem ręce wokół jej drobnego ciała, przytulając ją. Po chwili się we mnie wtuliła. Przycisnąłem usta do czubka jej głowy.
Objęła mnie jeszcze mocnej, przytulając głowę do mojego torsu.
-Przepraszam - szepnąłem. - To nie miało się stać.
-To nie twoja wina - odszepnęła.
Odsunąłem się, patrząc na jej pociętą twarz. Coś przekręciło mi się w żołądku. Biorąc jej twarz w dłonie, spojrzałem jej głęboko w oczy, po czym się schyliłem i pewnie złączyłem nasze usta.
Odwzajemniła pocałunek, chwytając mnie za kark.
Oderwałem się od niej, a nasze oddechy się zmieszały. Chwyciłem jej dłoń.
-Chodźmy stąd.
Pokiwała głową.
Zanim wyszliśmy odwróciłem się i zobaczyłem Luke'a zwijającego się z bólu.
Wyciągając broń z jeansów, strzeliłem mu w nogę.
-Karma to suka - warknąłem, po czym zszedłem po schodach i wyszedłem z magazynu. Kelsey szła obok, a John tuż za nami.
Może go nie zabiłem, ale chuj i tak dostanie to, na co zasługuje.
Postaram się o to.

~~~~

Asdfghjkl, gdzie mogę dostać takiego Justina?

wtorek, 15 stycznia 2013

Twenty Six.

Nawet się nie zorientowałam, że odleciałam, dopóki nie otworzyłam oczy i stwierdziłam, że jest prawie wpół do piątej (patrząc na ilość słońca za malutkim oknem w pokoju).
Prawie zapomniałam, że jestem związana. Próbowałam się rozciągnąć, a moje plecy wygięły się w łuk. Spojrzałam na siebie i zauważyłam, że nie byłam już na krześle. Byłam zaskoczona, że znajdowałam się teraz na łóżku.
Jakim cudem się tu znalazłam?
Kręcąc się, zerknęłam na nadgarstki, które były mocno przywiązane do ramy łóżka.
Syknęłam z bólu, gdy sznur wbił się w moją skórę. Jęknęłam, chcąć się stąd wydostać.
Dlaczego takie rzeczy zawsze przytrafiają się mnie? Czy naprawdę jestem aż tak znienawidzona przez Boga?
Poczułam, że żołądek zaciska mi się od zżerającego mnie niepokoju. Czy kiedykolwiek stąd wyjdę? Umrę? Czy będę mogła jeszcze kiedyś zobaczyć rodziców? Czy będę w stanie spotkać Dennisa, Carly, a nawet Justina?
Pociągając nosem, próbowałam zatrzymać łzy chcące zacząć lecieć. Nie mam zamiaru pokazywać tym gnojkom słabości.
Odwracając głowę, syknęłam z bólu pochodzącego z rozciętego policzka i szyi. Miałam wrażenie, jakby ktoś posypał je solą. Przygryzłam wargę, powstrzymując wrzask.
Zamykając oczy zdecydowałam, że najlepiej będzie spróbować znów zasnąć. Może w ten sposób czas upłynie później.
Dosłownie chwilę po tym, jak udało mi uspokoić, prawie wyskoczyłam z własnej skóry, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły, a do środka wszedł ten gnojek, znów z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
Jeśli wtedy się bałam, teraz byłam zdecydowanie przerażona.
-Patrzcie, kto się wreszcie obudził - usłyszałam ten sam kpiący, irytujący głos. Ten sam, który należał do faceta, przez którego tu jestem. Tego, który zagwarantował, że zrobi ze mną co będzie chciał.
Ciężko przełknęłam ślinę.
-Chyba dziewczyna Biebera jest gotowa na trochę zabawy. Jak sądzicie? Już czas? - uśmiechnął się obrzydliwie, wywołując u mnie odruch wymiotny.
Wszyscy głośno zagwizdali.
Ponownie pociągnęłam za sznury.
-Odwiąż mnie - syknęłam.
Zaśmiał się.
-Nie ma mowy, kochanie. Mam zamiar się z tobą zabawić - potarł ręce, oblizując usta.
-Hej, Andrew, masz kamerę? - uśmiechnął się, a moje źrenice się rozszerzyły.
Kamera? Po co?
-Pewnie, stary. Jest tu - odwróciłam się i zobaczyłam, że trzyma to w górze, a na twarzy ma wymalowane zadowolenie.
Jeśli nie byłabym związana, kopnęłabym go w twarz.
Odwrócił się i do niego podszedł.
-Dzięki - wziął ją.
-Nie ma za co, Luke.
W gradle zrobiło mi się sucho. Luke? Ten z restauracji? Coś przekręciło mi się w żołądku. Dlatego wydawał się taki znajomy. To nim gradził Justin. On dźgnął Justina nożem.
I właśnie dlatego mnie zabrali. Stąd wiedzieli, że się znamy.
Pierdolę takie życie.
-Ty jesteś Luke? - szepnęłam bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego, ale chyba powiedziałam to dosyć głośno, bo chłopak odwrócił się do mnie z łobuzerskim uśmiechem.
-Oh, więc mnie pamiętasz? - podniósł brew.
Nic nie powiedziałam.
-Myślałem, że nigdy się nie pojawisz - podszedł do szafki i postawił na niej kamerę. Włączył ją, a po chwili zaczęło migać czerwone światełko, sygnalizując, że się nagrywa.
-Justin cię zabije - warknęłam z jadem w głosie. Wiem, że Justin chroni ludzi, na których mu zależy. Jeśli by tak nie było, nie obchodziłby go jego gang.
Chłopak głośno się zaśmiał, a dwóch pozostałych mu zawtórowało.
-Czyżby? W takim razie gdzie on jest, kotku? Bo kiedy ostatnio sprawdzałem, mieliście wielką kłótnę, a on nawet za tobą nie pobiegł.
-Myślisz, że pozwoliłby mi odjechać z jakimś śmieciem i zostawić na pastwę losu? - łobuzersko się uśmiechnęłam, lekko chichocząc. - Musisz być głupszy, niż myślałam - mogłam się wydawać pewna siebie, ale w rzeczywistości było całkiem inaczej.
Nie wiedziałam gdzie do cholery był Justin ani czy w ogóle po mnie przychodził. Kto wie? Może odpoczywa u siebie z chłopakami, ciesząc się życiem beze mnie.
Jego twarz spoważniała, nisko warknął.
-Jeśli sama byłabyś mądra, nie mówiłabyś nawet połowy z tego - warknął. - Na twoim miejscu siedziałbym cicho. Wyzywanie mnie jest ostatnim, co powinnaś robić.
Spojrzałam na niego.
-Albo co? Znów mnie uderzysz? Potniesz? - zakpiłam, odwracając głowę. - Dupek.
Gwałtownie złapałam powietrze, czując pięść uderzającą w moją twarz, co sprawiło, że zaczęłam niespodziewanie kaszleć, a moje ciało się odchyliło, przez co sznury jeszcze bardziej wbiły mi się w skórę.
Luke chwycił moją twarz, zmuszając, żebym na niego spojrzała.
-Zdecydowanie za często otwierasz usta. Powinnaś do do czegoś wykorzystać - warknął z obrzydzeniem, wbijając palce w moją brodę, przez co pisnęłam z bólu.
Wykorzystując resztkę siły, którą w sobie miałam, spojrzałam mu w oczy i, czując narastającą we mnie nienawiść, splunęłam mu w twarz.
-Ty suko! - krzyknął, wycierając ślinę tyłem dłoni, po czym chwycił moją szyję i zaczął mnie dusić.
Zaczęłam desperacko próbować zaczerpnąć powietrza, a moje oczy się rozszerzyły.
-Prze-przestań.
-Zapłacisz za to - syknął i po raz ostatni ściskając moją szyję, rzucił mnie spowrotem na łóżko.
Wzięłam gwałtowny wdech i zaczęłam kaszleć.
Jego klatka piersiowa szybko się unosiła, a twarz była czerwona z wściekłości.
-Możecie już wyjść. Wygląda na to, że tej suce przydałaby się mała lekcja - łobuzersko się uśmiechnął.
Andrew razem z drugim chłopakiem pokiwali głowami, po czym wyszli i zamknęli za sobą drzwi.
Luke wciąż patrzył na mnie z pożądaniem, a w jego oczach tańczyły złośliwe iskierki. Chwycił za rąbek swojej koszulki i ją zdjął, po czym rzucił na bok.
Poczułam, że staje mi serce, a w żołądku się coś przewraca, kiedy chłopak się nade mną oparł. Cicho zaskomlałam, czując się bezużyteczna.
-Teraz ze mną nie wygrasz, suko - mruknął, po czym schylił się do mojej szyi i zaczął ją ssać i całować.
-Nie, przestań - wymamrotałam, próbując się pod nim poruszyć. - Proszę.
Przygryzł moją skórę, pokazując, że nie ma zamiaru się poddać, po czym zaczął szarpać moje ubrania.
Poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy.
-Proszę, nie rób tego. Przepraszam - szepnęłam.
-Za późno, skarbie - syknął, po czym przycisnął usta do moich.
Potrząsnęłam głową, chcąc się go z siebie pozbyć.
Luke'a to nie obchodziło. Wciąż ściskał mnie za boki, miażdżąc mi usta. Zaczęłam płakać, próbując go odepchnąć.
Kiedy wreszcie się ode mnie oderwał, niemal poczułam ulgę, dopóki nie pociągnął mojej bluzki i rozerwał ją jednym pociągnięciem.
-Przestań! - krzyknęłam. - Nie rób tego! Proszę, zrobię wszystko - załkałam. - Proszę...
-Nie ma mowy, kochanie - wymamrotał z ustami przy mojej odsłoniętej klatce piersiowej.

Justin's POV

Kiedy dorwę tego skurwiela, zabiję go. Będzie żałował, że kiedykolwiek mnie spotkał.
Jeszcze mocniej zacikając ręce na kierownicy, kontunuowałem jazdę, mając w dupie, że łamię przepisy.
Skręcając, poczułem, jak serce bije mi coraz szybciej.
Co, jeśli coś jej się stało? Jeśli Luke ją dotknął?
Warknąłem na samą myśl.
-Uspokój się - syknął John. - Musisz się skupić na tym, co mamy zrobić. Nie możesz kipieć ze złości, gdy tam wejdziemy, bo od razu cię to przekreśli.
-Jak do cholery mam się uspokoić, jeśli nawet nie wiem co oni z nią robią? Mogli ją nawet zabić! - krzyknąłem, czując, jak rozsadza mnie wściekłość.
Już sama myśl o Luke'u kładącym na niej ręce doprowadzała mnie do szaleństwa.
-Wiem, że to trudne. Nie mówię, że nie możesz się martwić, ale nie pozwól, żeby nienawiść do tego faceta przejęła nad tobą kontrolę. Muszisz ją uratować i upewnić się, że gnojek za wszystko zapłaci. Nie będziesz w stanie zrobić obu tych rzeczy, jeśli skupisz się tylko na jego zabiciu.
Kiwając głową, próbowałem się uspokoić. John miał rację. Nie mogłem pozwolić temu przejąc nade mną kontroli. Muszę myśleć trzeźwo.
Skręcając ponownie, nacisnąłem jeszcze mocniej na pedał gazu, przyśpieszając i przekraczając 120 km/h.
Kiedy wreszcie dotarliśmy niedaleko celu, zwolniłem, nie chcąć przykłuwać do siebie uwagi. Powoli jechałem przed siebie.
Ostatnim, czego potrzebowałem, było zauważenie przez jednego ze znajomych Luke'a.
Zbliżając się do terytorium Luke'a, zauważyłem czerowny samochód, którym odjechała Kelsey. Zakpiłem, potrząsając głową.
-Wiedziałem.. Byłem pewien, że suknisyn za tym wszystkim stał.
John spojrzał w tym samym kierunku co ja.
-Więc gnojek naprawdę ją zabrał - pokręcił głową.
Zatrzymałem samochód i oparłem się o skórzanie siedzenie.
-Będzie żałował, że kiedykolwiek mnie poznał - pochyliłem się i wyciągnąłem naładowany pistolet, po czym podałem go Johnowi. - W razie, gdybym potrzebował pomocy, trzymaj. Nigdy nie wiadomo któremu idiocie zachce się strzelać.
Pokiwał głową, biorąc broń i chowając za sobą. Otworzyliśmy drzwi w tym samym czasie, po czym cicho je zamknęliśmy.
Zbliżając się do magazynu, upewniłem się, że nikogo nie ma wokół, po czym zakradłem się wokół domu, John tuż za mną. Wyciągnąłem zza pleców pistolet i się do niego odwróciłem. Kiwnąłem głową, po czym wstałem i wykopałem tylne drzwi z zawiasów. Trzymając przed sobą pistolet, rozejrzałem się wokół. Na szczęście nikogo tam nie było.
Bezszelestnie wchodząc do środka, zajerzeliśmy przez każde drzwi, wykopywaliśmy te zamknięte i przemykaliśmy się po korytarzach.
Usłyszeliśmy głosy dochodzącce za drzwi obok. Słuchając przez chwilę, zrozumiałem, że siedziała tam cała jego grupa.
John położył mi rękę na ramieniu, pokazując, że się nimi zajmie.
Pokiwałem głową, odwracając się do drugiej strony pokoju, z plecami przyciśniętymi do ściany. Mogłem stąd zobaczyć chłopaków. Nie było tam ani Luke'a, ani Kelsey. Poczułem, że coś przewraca mi się w żołądku.
Mogłem stąd dostrzec schody, ale niestety chłopaki też, więc nie mogłem się tam dostać niezauważony. Posłałem Johnowi znaczące spojrzenie, które od razu zrozumiał, gdy też zauważył schody.
Ukrył się za ścianą, wystawiając poza nią rękę, po czym kilka razy strzelił, przykuwając ich uwagę.
Przebiegłem przez pokój i w górę po schodach w momencie, w którym zaczęli się zbliżać do Johna. Martwiłbym się, gdybym nie był pewnien, czy sobie poradzi, ale miał już do czynienia z gorszymi rzeczami. Wie, jak ich wszystkich załatwić.
Kiedy dostałem się na górę, zacząłem iść po korytarzu, kopiąc w każde drzwi, chcąc znaleźć Kelsey.
Doszedłem prawie do końca, kiedy usłyszałem ciche łkanie zza drzwi, które właśnie minąłem.
Powoli do nich podszedłem. Chwytając klamkę, przyłożyłem do nich ucho i usłyszałem znajomy głos błagający, żeby cokolwiek miało się stać, przestało.
To wystarczyło, żeby doprowadzić mnie do szaleństwa. Odsuwając się, z całej siły wykopałem drzwi z zawiasów. Wchodząc, zauważyłem Luke'a leżącego na trzęsącym się ciele Kelsey.
W moich oczach pojawił się błysk mordercy.
Nikt nie dotyka mojej dziewczyny, nie ponosząc za to konsekwencji.

~~

KJSNBUIOWQBFDUI DANGER JĄ ZNALAZŁ :O Co się teraz stanie z Lukiem? Czy z Kelsey będzie wszystko w porządku? :O :O

niedziela, 13 stycznia 2013

Twenty Five.

Justin's POV

Wydałem z siebie sfrustrowane warknięcie, a moje zwinięte pięści dotknęły stołu naprzeciwko.
-To jest kurewsko niedorzeczne! - krzyknąłem, czerwony na twarzy.
-Chłopie, uspokój się - głos Johna był delikatny, ale ja tylko energicznie potrząsnąłem głową, ignorując go.
-Jak to kurwa nie możemy jej namierzyć? To gówno się posuło czy coś? - kopnąłem stół, na którym został rozłożony cały sprzęt.
Przebiegłem palcami po włosach, ciągnąc za końce.
-Kopanie stołu nic nie zmieni, Justin - odezwał się Bruce, kręcąc głową. - Musisz usiąść i się skupić.
Chodziłem w tą i spowrotem, ignorując jego słowa. Wiedziałem tylko, że musiałem znaleźć Kelsey, a potem oszalałem.
Bruce przygryzł język przed powiedzeniem czegoś uszczypliwego.
-Co jeszcze możesz nam powiedzieć?
-Co jeszcze chcecie usłyszeć? - warknąłem, odwracając się i łapiąc kontakt wzrokowy. - Wiem tylko, że odjechała spod restauracji w dół ulicy, w czerwonym samochodzie tego suknisyna.
Bruce potarł swoje czoło.
-Znajdziemy ich, okej? Musisz się tylko do cholery uspokoić i skupić. Nie możesz kopać stołu za każdym razem, kiedy wydaje nam się, że jesteśmy w kropce. Nie znajdziemy jej, jeśli twoim jedynym wkładem będzie robienie afery.
-Nie robię afery - powiedziałem nisko. - Po prostu nie mogę ryzykować tracenia czasu - spochmurniałem. - Minęło ile? Chyba od godzimy tu siedzimy, próbując ją znaleźć. Co, jeśli potrzebuje teraz mojej pomocy?
Sama myśl o niej w kłopotak sprawiła, że zacząłem się martwić.
-Dlaczego do kurwy nędzy ona w ogóle od ciebie uciekła? - syknął Bruce.
Wzruszyłem ramionami, drapiąc się po karku.
Bruce gorzko się zaśmiał z niedowierzaniem.
-Nie wzruszaj na mnie ramionami i powiedz cholerną prawdę. Co się stało?
-Poszliśmy od restauracji, zdenerwowała się i wyszła - odwróciłem wzrok.
-Tak, ale dlaczego? - patrzył na mnie intensywnie.
Westchnąłem.
-Nie wiedziełem, że Jen jest tam kelnerką, a to ona miała nas obsługiwać. Powiedziałem, że ma odejść, Kelsey zorientowała się, że się znamy, chciała wiedzieć skąd i dlaczego. Nic jej nie powiedziałem, więc się wkurzyła i wyszła - przygryzłem wargę, przypominając sobie naszą kłótnię.
Byłem takim idiotą.
Powinienem jej po prostu powiedzieć...
-Dlaczego jej nie powiedziałeś?
Wypuściłem głeboki oddech.
-Jak miałem wytłumaczyć to gówno w naszym życiu? Huh? W jaki sposób miałem powiedzieć, że Jen jest dwulicową dziwką, która finalnie mnie oszukała?
-Dokładnie tymi słowami - powiedział John, jakby to było coś oczywistego.
Wywróciłem oczami.
-A wtedy chciałaby wiedzieć co takiego zrobiła Jen - potrząsnąłem głową, oblizując usta. - Nie mogłem ryzykować, okej? Poza tym, przeszłość moja i Jen to nasza przeszłość. To nie była sprawa Kelsey.
-Cóż, jeśli jest twoją dziewczyną, ma prawo wiedzieć? - John spojrzał na mnie znacząco.
-Kto powiedział, że jest moją dziewczyną? - warknąłem.
-Chłopie, kogo ty próbujesz oszukać? - zakpił. - Znam cię jak własną kieszeń i wiem, że jeśli ona nic by dla ciebie nie znaczyła, nie przechodziłbyś przez to wszystko - wskazał na nas i stół - tylko żeby ją znaleźć. Nie wspominając o tym, że słyszałem, co powiedziałeś Bruce'owi - pomachał na mnie palcem z łobuzerskim uśmiechem.
-Nieważne - wymamrotałem.
Bruce siedział w ciszy, myśląc o wszystkim, co zostało powiedziane.
-Widziałem tą dziewczynę tylko raz i przyniosła więcej kłopotów niż wszystkie nasze misje razem wzięte - potrząsnął głową. - Lepiej, żeby była tego warta, Bieber, bo obiecuję, że jeśli nas wykiwa, zamorduję was oboje - po tych słowach wrócił do szukania jej.
Nie mogłem powstrzymać cichego śmiechu.
-Nie martw się. Nie zrobi tego - usiadłem obok Johna, pomagając im to wszystko ogarnąć.
-Z kim mogłaby odjechać? - odezwał się John. - To znaczy, czy ten samochód był znajomy? Widziałeś go kiedyś wcześniej? To mogłoby nam pomóc.
Zmarszczyłem brwi, długo myśląc nad jego pytaniem. Chwilę zajęło mi poskładanie wszystkich elementów. Odchyliłem się w tył, moje źrenice się rozrzerzyły, a usta otworzyły.
-Luke.
-Co? - Bruce podniósł wzrok.
-Terytorium Kings'ów - zakpiłem z niedowierzaniem. - Widziałem ten samochód niedaleko nich, zanim zostałem dźgnięty nożem. Kiedy szedłem, zauważyłem go z daleka. Nie przykułem do niego zbyt wielkiej uwagi - ponownie zwinąłem dłonie w pięści.
-Czekaj, próbujesz mi powiedzieć, że Luke zabrał Kelsey? - Bruce przerwał to, co robił i skupił na mnie uwagę.
-Oh, to nie był Luke. Kelsey wie, jak on wygląda. Byłby idiotą, gdyby sam po nią przyjechał. To był ktoś z Kingsów - pokiwałem głową, zgadzając się z własnymi słowami. - Cały czas stał za tym Luke - wstałem.
-Whoa, przemyśl to przez chwilę, zanim zrobisz coś, czego będziesz żałował - Bruce również się podniósł.
-Nie - warknąłem. - To on. Na pewno. Kto inny zabrałby Kelsey, jeśli nie wiedziałby kim ona jest? - przerwałem. - Jeśli nie wiedziałby, że ja ją znam - potrząsnąłem głową, czując jak złość eksploduje w moich żyłach. - Dlaczego mamy czekać na strzelaninę? Możemy równie dobrze zrobić to teraz.
Podchodząc do szafy stojącej niedaleko, szeroko otworzyłem drzwi, po czym zacząłem w niej grzebac i wyjąłem metalowe pudełko. Podchodząc do stołu obok, położyłem je na nim, a następnie wbiłem szyfr i je otworzyłem. Wyjmując ze środka pistolet, odbezpieczyłem go, upewniając się, że w środku jest wystarczająco dużo pocisków, po czym znów zabezpieczyłem i włożyłem do tylnej kieszeni jeansów. Zamykając pudełko, włożyłem je spowrotem do szafy i podszedłem do Bruce'a i Johna.
-Skończyłem z gierkami. Jeśli ci idioci lubią igrać z ogniem, zaraz się poparzą.

Kelsey's POV

Jęknęłam, czując, że się budzę. Nie pamiętam, żebym zasypiała. Kilka razy mrugnęłam, po czym wreszcie otworzyłam oczy.
Wszystko było w porządku do chwili, gdy się rozbudziłam i zorientowałam się, że nie rozpoznaję miejsca, w którym się znajduję.
Ogarnęła mnie panika. Zaczęłam się kręcić, chcąc stąd wyjść, gdy zauważyłam, że jestem przywiązana do krzesła. Szerzej otworzyłam oczy, a moje serce na moment zamarło.
Gdzie ja do cholery byłam?
Przełykając ślinę, próbowałam sobie przypomnieć, co się wydarzyło. Do głowy przyszła mi kłótnia z Justinem, odchodzenie w złości, podjeżdżający samochód... kurwa.
Andrew. On za tym wszystkim stał. Ten gnojek.
Próbowałam uwolnić ręce, ale skończyło się na ryciu po skórze sznurem, którym była obwiązana. Wydając z siebie cichy jęk bólu, syknęłam, zirytowana swoją głupotą.
Stąd musi być jakieś wyjście.
Musiałam je znaleźć. Bóg wie kim są ci ludzie i co chcą ze mną zrobić.
Rozejrzałam się wokół, próbując znaleźć coś, co mogłoby mi pomóc się odwiązać, gdy za drzwiami pojawiły się głosy i zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, zostały one szeroko otwarte.
Zobaczyłam cztery osoby stojące w wejściu.
-Ładnie, ładnie. Czy to nie dziewczyna Biebera? - zdecydowanie zbyt znajomy głos rozbrzmiał w uszach.
Skąd wiedzieli, że znam Justina?
Spojrzałam na nich spode łba, żeby ukryć swoje myśli.
-Nie jestem niczyją dziewczyną, dziękuję bardzo - warknęłam.
Wiem, że nie powinnam pyskować do głupy facetów, których nie znałam i nie wiedziałam, do czego są zdolni, ale byłam znana z gadania dużo i nie miałam zamiar pokazać tym idiotom, że się boję.
Jeśli się poddasz, będzie jeszcze gorzej.
Jak widać opery mydlane się do czegoś przydają.
Lekko się zaśmiał.
-Nie musisz kłamać. Wszyscy wiemy, że jesteś związana z Bieberem.
-Nie wiem o czym ty do cholery mówisz - syknęłam.
Nie ma mowy, żebym cokolwiek powiedziała. Zwłaszcza facetom, którzy mnie porwali.
-Wiesz... - przechylił głowę na bok. - Nie toleruję kłamców - syknął, zbliżając się. Stał teraz naprzeciwko mnie.
-Nie kłamię - powiedziałam.
Podniósł brwi.
-W co ty próbujesz grać, mała?
Kątem oka mogłam zobaczyć Andrew i dwóch innych chłopaków, których nie znałam. Stali tam z łobuzerskimi uśmiechami.
Jeśli tylko mogłabym je zetrzeć z ich twarzy...
Poczułam uderzenie w policzek, odrzucające moją głowę w prawo, sprawiające, że skrzywiłam się z bólu.
-Co do cholery? - warknęłam, odwracając się zszokowana. Patrzył na mnie z rozbawieniem.
-Jeśli jest coś, czego nienawidzę bardziej niż kłamców, są to ludzie ignorujący mnie - opowiedział, krzywo na mnie patrząc.
-Jesteś pojebany - syknęłam z obrzydzeniem. - Jak mogłeś uderzyć dziewczynę? - gnojek.
-To całkiem łatwe, skarbie. Musisz tylko podnieść rękę i przejechać nią po ich twarzy. Właśnie tak - znów mnie uderzył.
Przygryzłam wargę, powstrzymując się przed krzykiem.
Uśmiechnął się.
-Mogę zrobić co mi się podoba, suko, a ty nic na to nie poradzisz.
-Jeśli nie byłabym przywiązana do krzesła, na pewno bym zareagowała, skarbie - powtórzyłam jego słowa. - To śmieszne, że musiałeś mnie związać, żeby zrobić coś tak obrzydliwego.
-Masz rację - pokiwał głową.
Nie odzywając się, podniosłam brwi. Patrzyłam na niego z ciekawością. A myślałam, że to Justin był bipolarny...
-Jeśli nie to krzesło, nie zrobiłbym tego. Właściwie zrobiłbym dużo więcej, niż tylko uderzenie cię - łobuzerko się uśmiechnął, podkreślając ukryte znaczenie jego słów.
Odwróciłam wzrok.
-Wiesz - urwał, obchodząc wokół krzesła, na którym siedziałam. - Jak na dziewczynę jesteś całkiem zadziorna... - figlarnie się uśmiechnął, schylając się, żeby być ze mną na jedym poziomie. - Nie dziwie się, że Bieber cię trzyma. Musisz być świetna w łóżku - mrugnął.
-Jesteś obrzydliwy - skrzywiłam się, odwracając głowę, żeby na niego spojrzeć.
-To twoje nowe ulubione słowo czy coś? - położył ręce po moich bokach. - Bo jeśli tak, może powinnaś się przywyczić do mówienia czegoś innego... - znów mrugnął, a uśmieszek na jego ustach zrobił się jeszcze większy. - Będę miał z tobą dużo zabawy - szepnął, przesuwając dłonią po mojej twarzy.
Wzdrygnęłam się, odsuwając od jego dotyku.
Lekko się zaśmiał, po czym wstał.
-Nie będziesz w stanie mnie odepchnąć, kiedy już położę na tobie ręce.
Kątem oka obserwowałam, jak podchodzi do drzwi, szepcze coś do reszty, po czym opuszcza pokój z dwoma nieznanymi mi chłopakami, zostawiając Andrew.
Ugryzłam język, żeby nic nie mówić i unikałam patrzenia na niego.
Nawet nie zauważyłam, że do mnie podszedł, aż poczułam jego obecnośc obok. Powstrzymując chęć przeklnięcia jego życia, siedziałam bez ruchu, nic nie mówiąc.
Coś metalowego rozbłysło w pokoju, głównie dzięki światłu z małego okna, sprawiając, że zrobiło mi się sucho w gardle, a w moich oczach pojawił się strach.
Powstrzymałam się przed gwałtownym zaczerpnięciem powietrza, gdy czubek noża dotknął mojej twarzy. Przygryzając wargę, nie chciałam pokazać ani odrobiny lęku, na co Andrew łobuzersko się uśmiechnął.
-Szkoda by było zranić tak piękną twarz, czyż nie? - jego głos sprawił, że przeszły mnie ciarki.
Zacisnęłam powieki, nic nie mówiąc.
-Niestety będę musiał - szepnął, po czym przycisnął ostrze mocniej do mojej skóry i zjechał nim po policzku. Przeciął moją skórę, wywołując u mnie krzyk niemożliwego bólu.
-Powinnaś była posłuchać swojego chłopaka, skarbie - mruknął mi do ucha, przejeżdżając nożem po mojej szyi, na co krzyknęłam jeszcze głośniej. - Nie powinnać wsiadać do mojego samochodu - polizał skórę za moim uchem. - Zgaduję, że dostałaś już swoją lekcję - mrocznie się zaśmiał, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą.
Z całej siły próbowałam powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu.
Gdzie jesteś, Justin?

~~~

Biedna Kelsey :C Justin naprawdę się przejmuje, jednak nie jest dupkiem bez serca...