wtorek, 26 lutego 2013

Forty Four.

nie jestem odpowiedzialna za to, co chcecie czytać ;)
~~
Justin's POV

-Co jest z tobą nie tak? - spytała Kelsey, gdy wyszedłem z samochodu i do niej podszedłem.
W duchu przeklnąłem jej zdolność zauważania nawet najmniejszych zmian. Na przykład, kiedy zmienia mi się nastrój, ona potrafi to wyczuć.
Wzruszyłem ramionami, oplatając ją ręką.
-Nic.
Jej usta opuściło ciężkie westchnęcie. Oblizałem wargi, chcąc poczuć na nich jej.
-Mówisz to za każdy razem, gdy o coś takiego pytam - wymamrotała.
-Więc po co pytać, skoro zna się odpowiedź? - cicho się zaśmiałem, przyciągając ją bliżej.
Wywróciła oczami.
-Bo czasem mam nadzieję, że powiesz prawdę, zamiast ciągle kłamać.
Skrzywiłem się, lekko od niej odsuwając.
-Chwila, skarbie, nigdy cię nie okłamałem.
-Owszem, okłamałeś i wciąż to robisz - stwierdziła. - Za każdym razem, kiedy pytam cię co jest nie tak, a uwierz mi, wiem, że coś cię dręczy, zbywasz mnie, mówiąc, że to nic, gdy wiem, że o coś chodzi. Jestem z tobą wystarczająco długo, że wiem kiedy nie jesteś do końca szczery.
-Oh, naprawdę? - ponownie się zaśmiałem. - Więc dlaczego twierdzisz, że tym razem kłamię? - spojrzałem na nią z rozbawieniem.
-Cóż, zacznijmy od tego, że po wyjściu trzasnąłeś drzwiami samochodu, a pamiętajmy, że mnie prawie za to zabiłeś. Traktujesz samochody jak swój skarb i po drugie - podniosła w górę dwa palce. - Masz taką minę, jakbyś chciał kogoś zamordować.
Pokiwałem głową, pod wrażeniem jej toku myślenia.
-Nieźle - łobuzersko się uśmiechnąłem. - Naprawdę nieźle.
Z dumą się uśmiechnęła.
-Ale - podniosłem palec, na co zmarszczyła brwi. - Dlaczego sądzisz, że nigdy nie skłamałem, zachowując się normalnie? To znaczy, bądźmy szczerzy, skarbie. Kiedy żyjesz tak, jak ja, kłamstwo to twoje drugie imię - uśmiechnąłem się do niej. - Poza tym jest wcześnie rano. Naprawdę sądzisz, że może mnie to cieszyć?
-Ja po prostu... - wydęła usta, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę - wiem, że nie kłamałeś.
Postanowiłem trochę się z nią podrażnić.
-Cóż, może gdy ci coś mówiłem, kłamałem. To znaczy, skąd możesz wiedzieć czy tak nie było?
Wiedziałem, że jakoś do niej dotarłem, bo zaczęła się wiercić, myśląc nad odpowiedzią.
-Może skłamałem mówiąc, że jesteś seksowna - powiedziałem z uśmiechem.
Wciągnęła powietrze.
-Nie zrobiłbyś tego!
Powstrzymałem chęć wybuchnięcia śmiechem.
-Skąd wiesz? - podniosłem brew.
Wydęła usta.
-Bo nie okłamałbyś mnie w takiej sprawie.
-Skarbie, masz o mnie zbyt dobre zdanie - zaśmiałem się, a na jej pięknej twarzy pojawił się grymas.
Skrzyżowała ręce na piersi, skupiając wzrok na ścianie naprzeciw.
-Jestem seksowna i dobrze o tym wiem.
Nie mogłem już znieść tego, jak urocza była - nazwijcie mnie szalonym, ale ta dziewczyna jest wręcz rozkoszna - i wybuchnąłem śmiechem, a ona jeszcze bardziej skrzywiła.
-Nienawidzę cię - mruknęła, przechodząc obok i wchodząc po schodach do szkoły.
-Czekaj, skarbie - zaśmiałem się, biegnąc za nią. Chwyciwszy za ramię, obróciłem ją przodem do siebie. - Tylko żartowałem.
-Skąd mam wiedzieć, że tylko żartowałeś? - powiedziała dziecięcym głosikiem.
-Skarbie... - wymamrotałem, kładąc jej dłoń na policzku. - Nie mógłbym skłamać na temat tego jak... - cicho się zaśmiałem. - Seksowna jesteś.
Uderzyła mnie w tors.
-Jesteś strasznym dupkiem - mruknęła.
-Przepraszam - pochyliłem się, żeby nasze oczy były na tym samym poziomie. - Nie chciałem się zaśmiać - z uśmiechem pogłaskałem ją kciukami po policzkach.
Spojrzała mi w oczy, po czym wzdychając odwróciła wzrok.
-I tak wiem, że coś cię dręczy.
-Dręczyło, ale przestało. Dzięki tobie jest lepiej - oblizałem usta, próbując nawiązać z nią kontakt wzrokowy.
Po kilku sekundach znów się do mnie odwróciła.
-Powiesz mi o co chodziło?
Opuściłem ręce, wiedząc, że nie odpuści.
-O Kaylę.
Zmarszczyła brwi, a na jej twarzy wymalowane było zdezorientowanie.
-Kayla? - spytała. - Kto to jest?
-Ta sama suka, która kocha mnie wkurwiać - mruknąłem.
Podniosła brwi, chcąc, żebym kontynuował.
Rozejrzałem się, po czym zaciągnąłem ją na bok korytarza.
-Weszła do pokoju, kiedy powiedziałem ci o - zakaszlałem. - Jen.
Kelsey przygryzła wnętrze policzka, próbując sobie przypomnieć.
-Ohhh. Pamiętam ją. Też jej nie znoszę - z obrzydzeniem wydęła usta.
Lekko się zaśmiałem.
-To jest nas dwoje, skarbie.
-Więc co zrobiła tym razem?
Zamarłem, przypominając sobie jak Kayla groziła, że opowie Kelsey o naszej przeszłości. Zacząłem się zastanawiać czy powinienem jej powiedzieć i zdecydowałem, że powinienem zrobić to później.
-Potem ci powiem.
-Dlaczego nie możesz powiedzieć tego teraz? - jęknęła, nieusatysfakcjonowana.
-Bo mamy w tej szkole niesamowicie wścibskich ludzi, poza tym to długa historia. Ta, którą chciałbym ci powiedzieć, gdy jesteśmy samo - wyszedłem z rogu, w którym staliśmy i zaczęliśmy iść korytarzem.
-Ale...
Pochylając się, złączyłem nasze usta. Po kilku sekundach się odsunąłem.
-Za dużo gadasz, wiesz?
Kelsey przygryzła wargę.
-Może powinnam to robić częściej.
-Dlaczego? - uśmiechnąłem się.
-Bo wtedy musiałbyś mnie częściej całować.
Przysuwając się bliżej, otarłem o siebie nasze usta.
-Nie muszę mieć pretekstu, żeby to zrobić, skarbie - pocałowałem ją, przysuwając bliżej.
Polizałem jej dolną wargę, na co otworzyła usta. Wślizgnąłem do nich swój język i jęknąłem, chwytając ją z tyłek, jednocześnie popychając na szafki, nie będąc w stanie dłużej się kontrolować.
Kelsey przebiegła dłońmi po mohc plecach i włosach, napierając swoimi ustami na moje, nasze języki poruszały się w każdą stronę.
Czułem, że ludzie wokół się na nas gapią, co dało mi dodatkowy zastrzyk adrenaliny i chcęć pokazania im kto jest mój i że Kelsey Jones jest dla nich wszystkich niemożliwa do zdobycia.
Odsunąłem się, opierając o siebie nasze czoła. Oboje ciężko oddychaliśmy, wpatrując się sobie w oczy. Kiedy miałem zamiar ponownie złączyć nasze usta, dziewczyna położyła mi dłonie na klatce piersiowej, chcąc przed tym powstrzymać. Pokiwałem głową, pokazując, że rozumiem. Musnąłem jej wargi, po czym chywciłem ją za rękę.
Kelsey poprawiła bluzkę, jednocześnie oblizując usta, rozkoszując się smakiem. Chwilę później mocno się zarumieniła, uświadamiając sobie, że gapiła się na nas prawie cała szkoła.
Cicho się zaśmiałem, przyciągając ją bliżej. Przysunąłem usta do jej ucha.
-Ignoruj ich. Są po prostu zazdrośni, że jesteś moja, a ja twój.
Kelsey z uśmiechem przygryzła wargę.
Patrzyłem na nią, gdy szliśmy w kierunku jej szafki. Część mnie krzyczała, żeby nie mówić jej nic o Kayli. Że jeśli to zrobię, mogę zniszczyć wszystko, ale ta druga część twierdziła, że właśnie tak będzie najlepiej. Że Kelsey wolałaby to usłyszeć ode mnie niż od Kayli, która mogłaby skłamać tylko, żeby zniszczyć jedyną dobrą rzecz w moim życiu.
Kelsey ścisnęła moją dłońm, wyrywając z zamyślenia.
-Wszystko okej? - szepnęła.
Przytaknąłem, przywołując na usta uśmiech.
-Tak, wszystko w porządku.
Z uśmiechem pokiwała głową, po czym otworzyła szafkę.
Włożyłem dłonie do kieszeni jeansów, zastanawiając się która ze stron miała rację.
Czas mijał, a ja zorienowałem się, że wyłapuję wszystko, co kocham w Kelsey. Na przykład to, że gdy się denerwowała, przygryzała wargę albo kiedy robiła się zażenowana, rumieniąc się zasłaniała twarz. Kochałem czuć jej usta na swoich, to, jak nie godziła się na moje pierdolenie, jak bez wahania walczyła o swoje...
W sumie opisałem wszystko, co kochałem i wtedy zdecydowałem, że jedyną słuszą decyzją będzie powiedzenie Kelsey prawdy. Bez względu na konsekwencje.

-Okej, co chciałeś mi powiedzieć? - Kelsey siadła w moim samochodzie.
Była pora lunchu, a ja napisałem do niej, żebyśmy spotkali sie tutaj. Nie chciałem jej więcej okłamywać ani czekać do końca dnia.
Teraz albo nigdy.
-Kiedy wróciłem rano do domu, byłem szczęśliwy, że wszyscy jeszcze spali, bo szczerze mówiąc nie chciało mi się ich słuchać, ale oczywiście Kayla była już na nogach i jak zawsze zaczęła gadać byle co, żeby tylko mnie wkurzyć. Wspomniała o tobie i spytała czy to z tobą byłem w nocy. Powiedziałem, że to nie jej sprawa i wtedy... - przełknąłem ślinę, oblizując usta. - Zagroziła, że powie ci o... - urwałem, nie będąc w stanie skończyć.
Kelsey zauważyła, że czuję się niekomfortowo, więc zalała ją fala troski. Chwyciła mnie za dłonie.
-Śmiało - zachęciła.
-Zagroziła, że powie ci o... naszej przeszłości - skrzywiłem się na to słowo.
Spojrzałem na nią, próbując wyczytać z jej twarzy emocje, ale mi się nie udało. Ścisnęło mi się serce, kiedy puściła moją rękę i położyła sobie dłonie na kolanach.
-Co to znaczy? Twoja przeszłość? - spytała cicho.
Zacisnąłem powieki, kręcąc głową, w duchu przeklinając, że pozwoliłem temu zajść tak daleko.
-Do znaczy, że kiedy się złościłem, ja...
-Ty co?
-Szedłem do jej pokoju...
Kelsey wiedziała, co teraz powiem, ale chciała to usłyszeć ode mnie.
-I? - szepnęła.
-I uprawialiśmy tam seks.
Dziewczyna przez chwilę nic nie mówiła. Jedynie cała zdrętwiała, zaszkliły jej się oczy, przez co wyglądała jak posąg.
Napięcie wzrosło. Zacząłem odliczać sekundy, aż coś powie.
Doszedłem do stu, kiedy zaczęła się kręcić na siedzenie. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że jej oczy były pełne łez.
-Kelsey...
Potrząsnęła głową, uciszając mnie. Oblizała usta, po czym przygryzła dolną wargę.
-Próbujesz mi powiedzieć, że za każym razem, gdy się denerwowałeś, po prostu... uprawiałeś z nią seks?
Schowałem usta do środka, przeklinając dzień, w którym dotknąłem Kayli.
-Tak.
-Za każdym razem, kiedy się pokłóciliśmy, po prostu tam szedłeś i ją pieprzyłeś?
-To nie tak jak myślisz - zacząłem, ale mi przerwała.
-To nie tak jak myślę? - spojrzała na mnie z niedowierzaniem. - To jest dokładnie tak, jak myślę. Właśnie przyznałeś, że uprawiałeś z nią seks za każdym razem, gdy się zdenerwowałeś.
-Tak, ale to było zanim zaczęliśmy się spotykać.
- Czekaj - podniosła ręce w górę. Z zamkniętymi oczami pokręciła głową, próbując uporzadkowac myśli. - O co dokładnie ci chodzi?
-Pieprzyłem się z nią tylko wtedy, gdy dopiero się poznaliśmy - zapewniłem. - Ciągle na siebie warczęliśmy, a ja i tak miałem dużo na głowie. Dopiero co zabiłem Parkera, a ty to widziałaś. Nie wiedziałem co z tobą zrobić i szczerze mówiąc, strasznie mnie wtedy wkurwiałaś. Musiałem się jedynie wyładować.
Kelsey pokiwała głową.
-A co z tym razem, kiedy się pokóciliśmy po... no wiesz, pocałunku? - położyła jedną dłoń na drugą. -Wiem, że nie byliśmy wtedy do końca oficjalnie razem, ale... - wzruszyła ramionami, przygryzając wargę.
Odwróciłem wzrok, przypominając sobie jak John do mnie przyszedł mówiąc, że czuję coś do Kelsey, a ja poszedłem do Kayli. Spojrzałem na swoje dłonie.
Kelsey uznała moją ciszę za odpowiedź, a napięcie jeszcze bardziej wzrosło.
-Czy to cokolwiek dla ciebie znaczyło?
Gwałtownie podniosłem głowę.
-Co? Pocałunek? Oczywiście...
-Nie - pokręciła głową. - To, co robiłeś z Kaylą...
-Oh - oblizałem usta, odrobinę się do siebie śmiejąc. - Zupełnie nic. Była tylko ucieczką od problemów, nic więcej.
Kelsey zaczęła bawić się palcami, a ja wpatrywałem się w nią, zastanawiając o czym myśli.
-Czy kiedykolwiek... dotknąłeś ją... po tym, jak zaczęliśmy być razem?
-Nie.
-Naprawdę?
Przytaknąłem.
-Skrabie, już ci mówiłem. Wszystko działo się zanim cokolwiek między nami zaszło.
-Okej.
-Okej? - spytałem, niepewny jej odpowiedzi.
-Ta, okej - wzruszyła ramionami.
Siadłem prosto, wpatrując się przed siebie. Po jakimś czasie ciszy, zdecydowałem ją przerwać.
-Czy... wybaczysz mi?
Patrzyłem, jak chwilę nad tym myśli, po czym wreszcie przytaknęła.
-Tak.
Moja twarz się rozświetliła.
-Naprawdę?
-Tak, to znaczy, czy to boli? Pewnie, ale nie byliśmy wtedy oficjalnie razem ani nic - spojrzała na mnie. Miałeś pełne prawo robić co chcesz. Nie miałam na ciebie żadnego wpływu.
-Przepraszam - wymamrotałem. - Wiem, że powinienem powiedzieć ci o tym wcześniej, ale myślałem, że to nie jest jeszcze właściwy moment.
-W porządku - wzruszyła ramionami. - Jak już mówiłam, nie byliśmy wtedy razem.
-Cieszę się, że mamy to już za sobą i nie muszę martwić się Kaylą opowiadającą ci kłamstwa.
Kelsey delikatnie sie uśmiechnęła.
-Jak na kogoś kto cię nienawidzi, ma na twoim punkcie sporą obsesję.
Wywróciłem oczami na myśl o Kayli.
-Jest suką.
-Nigdy nie byłeś z nią w żadnym związku, prawda?
Pokręciłem głową.
-No co ty. Oszalałaś? Była dobra do tylko jednej, jedynej rzeczy, o której ci już mówiłem.
Kelsey wypuściła głęboki wydech.
-To dobrze. Ostatnim, czego potrzebuję, jest jedna z twoich byłych, próbująca wszystko zniszczyć.
 -Nawet, gdyby Kayla była moją byłą, którą nie jest, nie miałabys się o co martwić. Teraz ty jesteś moją dziewczyną i tylko to się liczy - delikatnie pogłaskałem ją po policzku.
-A przy okazji - Kelsey się podniosła i siadła na mnie okrakiem.
Zszokowany na nią spojrzałem, kładąc dłonie na jej udach.
-Tak?
-Jeśli kiedyś będziesz zły czy coś takiego, zawsze możesz przyjść do mnie - przejechała palcami od mojej szyi, przez klatkę piersiową, aż do paska.
Oblizałem usta, ściskając jej uda.
-Oh, naprawdę?
 Przytaknęła.
-A teraz się liczy? - szepnąłem.
-Jesteś zły? - mruknęła seksownie.
-Bardzo - jęknąłem.
-W takim razie tak.
Nie zawahałem się przed złączeniem naszych ust. Wplątałem jej dłoń we włosy, przyciągając bliżej, drugą ręką chwytając w pasie.
Przesunęła dłońmi po moim torsie, po czym oplotła mi je wokół szyi. Zaczęła bawić się moimi włosami, ocierając o siebie nasze dolne połowy.
Jęknąłem jej w usta, chcąc poczuć ją całą. Te wszystkie ubrania tylko stały nam na drodze, a w tym momencie chciałem dotknąć jej skóry.
- Tak bardzo cię pragnę - warknąłem jej do ucha.
-Jak bardzo? - szepnęła z ustami przy mojej szyi.
-Cholernie bardzo - wymamrotałem. - Nawet nie wiesz jak bardzo chcę poczuć twoją skórę przy mojej. Mój penis poruszający się w tobie. To, jakbyś się wokół niego zaciskała - jęknąłem na samą myśl, ocierając się swoim okrytym penisem o jej krocze.
-Justin... - jęknęła. Zaczęła całować mnie po szyi, po czym wróciła z powrotem do ust, trzymając dłonie po obu stronach mojej głowy.
Zjechałem ręką w dół, aby chwycić zapadkę. Pociągając ją, drugą ręką przytrzymałem Kelsey, a górna część siedzenia się położyła, żeby łatwiej było się nam ruszać. Zjechałem dłońmi na jej tyłek i lekko go ścinąłem, na co dziewczyna głośno jęknęła.
Przejechałem swoim językiem po jej, kosztując jej słodkości. Zaskomlała mi w usta, przez co uświadomiłem sobie jaka była niewinna.
Obracając nas tak, że byłem na górze, położyłem ręce po obu stronach jej głowy, próbując znów oddychać w normalnym tempie. Odgarnąwszy jej włosy z twarzy, złączyłem nasze wargi w obiecującym pocałunku, przez który miała zapomnieć o otaczającym ją świecie.
Wypchnęła biodra w górę, pokazując, że chciała więcej. Robiło się zbyt gorąco, żeby przestać. Wpadłem na pewien pomysł, gdy oderwałem się od jej ust i zacząłem składać pocałunki na jej szyi, zjeżdżając aż do jej osłoniętych piersi.
-Tak bardzo cię pragnę - szepnąłem.
-Więc mnie bierz.
 Pokręciłem głową.
-Nie tutaj.
Kelsey przestała się ruszać.
-Proszę... - wymamrotała.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że jej są zamknięte.
-Spójrz na mnie..
Zrobiła to, o co ją poprosiłem.
-Jak bardzo tego chcesz? - spytałem, kreśląc językiem wzorki na jej klatce piersiowej.
Kelsey jęknęła.
-Bardzo, bardzo mocno.
Przesunąłem twarz tuż nad jej.
-Zrobię drugą najlepszą rzecz - oblizałem usta. - Okej?
Pokiwała głową, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Zjechałem dłońmi do jej jeansów. Pocałowałem ją w usta, jednocześnie odpinając guzik i rozpinając rozporek.
Podniosłem się tak, że leżałem teraz tuż obok niej. Położyłem dłoń na jej brzuchu, gdzie zacząłem kreślić kółka, po czym przesunąłem dłoń niżej. Obserowałem jak Kelsey przygryza wargę.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, gdy położyłem dłoń na jej strefie intymnej. Nieco się odsunąłem; oboje ciężko oddychaliśmy.
-Wszystko w porządku? - szepnąłem, upewniając się, że nie działam zbyt szybko.
Pokiwała głową.
Nie odrywając od niej wzroku, przesunąłem dłoń jeszcze dalej, czując jaka jest już mokra. Położyłem kciuk na jej łechtaczce i zacząłem nim kręcić, przygotowując ją na to, co miało się stać chwilę później.
-J-Justin... - wymruczała.
Musnąłem jej szczękę.
-Może trochę zaboleć, bo nie jesteś do tego przyzwyczajona...
-Okej.
Całując ją w usta, powoli wszedłem w nią jednym palcem.
Kelsey wygięła plecy w łuk, a jej jęki brzmiały jak piękna kołysanka.
Ostrożnie zacząłem ruszać w niej palcem, chcąc, żeby się przyzwyczaiła do tego uczucia.
Kelsey wypchnęła biodra, pokazując, że chce więcej i właśnie to zamierzałem jej dać. Przyśpieszyłem swoje ruchy, chwilę później dokładając jeszcze jeden palec. Zacząłem nimi kręcić, dostarczając jej dwa razy więcej przyjemności.
-O mój Boże... - jęknęła. - Justin... - gwałtownie wciągnęła powietrze. - Ja... - złączyła usta, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej.
Wiedziałem, że była blisko, bo zaczęła się wokół mnie zaciskać. Poruszałem dłonią jeszcze szybciej, a gdy już miała dojść, przestałem.
-C-co ty robisz?
-Jako twoj chłopak muszę sprawić, żebyś czuła się dobrze - szepnęła. - I właśnie to zamierzam teraz zrobić.
Kelsey otworzyła oczy.
-Co chcesz zrobić?
 -Zobaczysz - delikatnie ją pocałowałem, po czym przesunąłem tak, że moja twarz była tuż nad jej kroczem. Chwyciłem jej jeansy i zsunąłem aż do kostek.
-Justin...
-Shh, pokochasz to - zapewniłem.
 Pokiwała głową, obserwując co dokładnie miałem na myśli.
Zdjąłem jej bieliznę i wtedy zamarła, zaciskając nogi.
-Coś nie tak?
 Pokręciła głową i zobaczyłem jak się rumieni.
-Nie masz powodu, żeby czuć się zażenowana. Jesteś piękna, okej?
Po kilku sekundach wreszcie się poddała.
-Nie musimy tego robic, jeśli nie chcesz - nie chciałem, żeby myślała, że musiała się do mnie dopasować. - Jeśli robię coś za szybko, możesz mi powiedzieć.
-Nie, jest w porządku - wzięła głęboki wdech. - Jestem gotowa.
-Napewno? - spojrzałem jej w oczy.
-Tak.
Kiwając głową, powoli rozchyliłem jej nogi. Oblizałem usta, po czym chwyciłem ją za uda i się do nich przysunąłem. Bez wahania przycisnąłem do niej język.
Oboje jęknęliśmy. Ja, bo mogłem jej spróbować, a ona przez przyjemność, którą odczuła.
Zacząłem lizać i ssać, nie omijając żadnego miejsca. Jęknąłem, gdy Kelsey wplątała palce w moje włosy, a jej jęki wypełniły cały samochód. Przesunąłem język do jej wejścia, poruszając nim jak wcześniej palcami, co doprowadziło ją na szczyt. Wypuściła soki, które wylizałem do czysta.
Włożyłem jej majtki i jeansy, a następnie na nią spojrzałem, mierzwiąc jej włosy.
-Wszystko w porządku?
-Tak - szepnęła. - Jak się tego nauczyłeś?
Cicho się zaśmiałem.
-Lata praktyki, skarbie - mrugnąłem.
Kelsey przygryzła wargę.
-To było...
-Niesamowite - skończyłem za nią.
Przytaknęła.
-Bardzo.
Łobuzersko się uśmiechnąłem.
-Tylko sobie wyobraź co mógłbym z tobą zrobić w łóżku.
-Nie... - położyła mi dłoń na torsie, muskając ustami szyję. - kuś, bo będę chciała się przekonać.
Jęknąłem, odwracając głowę tak, żeby nasze wargi się spotkały. Po kilku minutach się od niej oderwałem.
-Mimo, że bardzo chciałbym zostać, musimy wracać na lekcje.
-Nie, nie musimy.
-Mamy jeszcze jakieś cztery lekcje...
Wzruszyła ramionami.
-Więc?
-Od kiedy zrobił się z ciebie taki badass? - cicho się zaśmiałem.
-Od kiedy dowiedziałam się co potrafi twój język - zarumieniła się, słysząc własne słowa, na co natychmiast ją pocałowałem.
-Uwierz mi, skarbie. Nie miałbym nic przeciwko spędzenia reszty dnia na pokazywaniu ci co potrafię, ale naprawdę powinniśmy iść do sali. Już zbyt dużo ominęłaś.
Westchnęła, a jej ramiona opadły.
-Dobra.
Zacząłem się z niej podnosić, gdy zostałem ponownie pociągnięty w dół.
-Ale - Kelsey obróciła nas tak, że teraz to ona była nade mną. - Nie, dopóki ci się nie odpłacę - łobuzersko się uśmiechnęła i przysięgam, że najchętniej bym ją teraz przeleciał, ale się powstrzymałem, ciekawy co planowała.
Podniosłem brwi.
-Co masz na myśli?
Wzruszyła ramionami, przygryzając wargę.
-Myślałam o czymś podobnym, co ty zrobiłeś mi.
Już chciałem zacząć się dopytywać, gdy uświadomiłem sobie o czym mówiła.
-Chcesz...
-Tak.
-Ale...
-Żadnych ale - powiedziała. - Chcę.
-Skarbie, jesteś pewna? Nie musisz tego robić.
Kelsey wywróciła oczami.
-Za dużo się martwisz.
-Po prostu nie chcę, żebyś tego żałowała...
-Nie będę, obiecuję - musnęła moje usta, po czym odpięła mój mi pasek. Patrzyłem jak go ściąga, po czym odpina moje spodnie i rozpina rozporek.
Chwyciłem ją za biodra.
Ruszyłem się, żeby łatwiej jej było zdjąć mi jeansy. Zjechały mi do kostek, a Kelsey oblizała usta, widocznie skupiona na tym, co zamierza zrobić i chwyciła gumkę moich bokserek.
Chwyciłem jej dłonie.
-Jesteś tego pewna?
-Tak, Justin - fuknęła, uwalniając ręce z mojego uścisku, po czym ściągnęła bokserki, dzięki czemu zobaczyła mojego penisa w pełnej okazałości.
Cicho się zaśmiałem, gdy rozszerzyły się jej źrenice.
-Przestraszona?
-Nie - odpowiedziała zbyt szybko i tedy wiedziałem, że zdecydowanie była.
-Nie ma czego - zapewniłem.
-Nie boję się, Justin - warknęła.
Podniosłem ręce.
-Okej, okej...
Kelsey zakpiła, kładąc dłonie na moich nogach. Bez wahania się pochyliła, po czym otworzyła usta i wzięła w nie mojego penisa.
Z przyjemności wywróciłem oczy w tył.
Kelsey przejechała językiem wokół czubka, lekko ssąc, a następnie zaczęła powoli ruszać głową w górę i w dół, przyzwyczajając się do mojego rozmiaru.
Wplątałem jej palce we włosy i, upewniając się, że dobrze ją trzymam, pomogłem jej nadać tempo. Z moich ust wyrwał się jęk..
Minęło trochę czasu, odkąd poczułem taką rozkosz.
-Kurwa, Kelsey - jęknąłem.
Nie wiem gdzie do cholery nauczyła się tak ssać, bo zanim się zorientowałem, delikatnie przejechała po nim zębami.
Kilka sekund później doszedłem w jej ustach.
Zaskoczyło mnie, gdy zobaczyłem jak przełyka, wycierając usta. Założyła mi spodnie i bokserki, jak ja jej wcześniej. Przejechałem dłońmi po twarzy, a następnie zmierzwiłem włosy, wypuszając głęboki wydech.
-Kurwa mać.
-Było źle?
Prawie wyleciały mi oczy.
-Źle? Skarbie, zdecydowanie nie było źle. Kurwa, gdzie ty się tego nauczyłaś?
Wzruszyła ramionami.
-Nie wiem.
-Chodź tu - chwyciłem jej dłoń, przyciągając do siebie. - Wszystko w porządku?
-Tak, Justin, jest okej - zachichotała. - Zachowujesz się jakbym popełniła jakieś przestępstwo czy coś.
-Wiem, ale dla każdej dziewczyny pierwszy raz jest stresujący.
-Cóż, co mogę powiedzieć? - łobuzerko się uśmiechnęła. - Jestem mistrzem - strzepnęła z ramion niewidzialny pyłek.
Ze śmiechem musnąłem jej usta.
-Kocham cię.
-Też cię kocham.
-Chodź, powinniśmy się już zbierać.
Skrzywiła się.
-Ale ja nie chcę.
-Skarbie - jęknąłem. - Proszę?
Fuknęła, krzyżując ręce na piersi.
-Dobra.
Cicho się zaśmiałem, całując ją w nos.
-Dziękuję.
Kelsey żartobliwie wywróciła oczami.
-Wszystko jedno - zeszła za mnie na swoje siedzenie, po czym zapięła spodnie, upewniła się, że wygląda normalnie i wyszła.
Zrobiwszy to samo, spotkałem się z nia przed samochodem.
-Chodźmy - kiwnąłem głową w kierunku szkoły.
Weszliśmy do środka trzymając się za ręce. Nie szczęście dzwonek jeszcze nie zadzwonił i wciąż mieliśmy jakieś dwie minuty przerwy.
Zdycydowaliśmy, że lepiej się przejść niż iść na stołówkę, bo samo dojście tam zajęłoby resztę wolnego czasu.
-Więc - ścisnąłem jej dłoń.
-Tak? - spojrzała na mnie.
-Cieszysz się jutrem?
-A co jest jutro?
-Poznasz moich rodziców... - dziwnie na nią spojrzałem. - Już zapomniałaś?
-Nie, po prostu powiedziałeś, że spotykamy ich w sobotę.
-Jutro jest sobota, Kelsey - cicho się zaśmiałem.
-Nie, wcale nie. Powiedziałeś mi wczoraj, a to był...
-Czwartek.
Jej oczy się rozszerzyły.
-Nie, nieprawda.
Ze śmiechem pokiwałem głową.
-Tak, skarbie. To był czwartek.
 -Byłam pewna, że to był wtorek... - pokręciła głową. - Jestem taką idiotką.
-Nie jesteś. Zapomniałaś jaki to dzień, i co z tego?
-Tak, ale jeśli nie zacząłbys tego tematu, całkiem bym cię olała.
-Nie do końca. Przypomniałbym ci jutro.
-Prawda...
-Za dużo myślisz, wiesz?
Uśmiechnęła się.
-Wiem.
-Po prostu się zrelaksuj.
-Mam nadzieję, że mnie polubią... - skrzywiła się.
Zatrzymałem się na środku korytarza.
-Czego można w tobie nie lubić? - oplołem ją rękami, przysuwając bliżej.
-Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Nie chcę tylko zrobić złego wrażenia.
-Po prostu bądź sobą.
Westchnęła.
-To nie jest takie proste.
-Jest - zapewniłem.
-Poznawanie rodziców jest ważną częścią związku... Nie chcę tego zepsuć.
-Nie zepsujesz, uwierz mi.
Kelsey wciąż wyglądała, jakby w to wątpiła.
Chwyciłem jej twarz w dłonie, spoglądając w oczy.
-Ufasz mi?
-Oczyciście, że tak - spojrzała na mnie z niedowierzaniem, jakbym powiedział najbardziej niedorzeczną rzecz na świecie.
-Więc uwierz, kiedy mówię, że cię pokochają - urwałem. - Tak samo jak ja - pocałowałem ją w czoło.
Z delikatnym uśmiechem pokiwała głową.
-W porządku.
Po jej słowach ponownie chwyciliśmy się za ręce, kierując w stronę swoich klas. Zadzwonił dzwonek, a korytrze wypełniły się tłumem uczniów, ale w tym momencie nic nam nie przeszkadzało. Byłyśmy w naszym własnym świecie, kiedy odprowadziłem Kelsey pod salę, pocałowałem i odszedłem do swojej.
Siedząc przy ławce, zacząłem myśleć nad dzisiejszymi wydarzeniami.
Jeśli ktoś poprosiłby, żebym podsumował je w jednym zdaniu, powiedziałby jednynie, że Kelsey i ja jesteśmy naprawdę nienormalną parą.

~~~~~~
OMFG JAKI ROZDZIAŁ :o
tłumaczyło się niekomfortowo, ale czyta świetnie hahahahah
 
 
 
ps jeśli macie ochotę na więciej tłumaczeń angielskich opowiadań, to zapraszam na http://t.co/lg9Rx4wE6O :) 


niedziela, 24 lutego 2013

Forty Three.

-Kelsey! Kochanie, otwórz! - jęknęłam, prostując ręce, po czym przewróciłam się na bok i przytuliłam do czegoś leżącego obok.
-Kelsey! Wstałaś już? Otwieraj tu drzwi w tej chwili, młoda damo! - głos mamy rozbrzmiał mi w uszach.
Z jękiem otworzyłam oczy i zaczęłam je trzeć, żeby zrobić się chociaż trochę mniej senna. Siadając, rozglądnęłam sie wokół, gdy mój wzrok padł na słodko śpiącym Justinie.
-Kelsey Anne! - krzyknęła ponownie, stając się coraz bardziej niecierpliwa.
Gwałtownie rozszerzyły mi się źrenice, kiedy zorientowałam się co się dzieje. Natychmiast szturchnęłam chłopaka.
-Justin! - syknęłam, zaczynając nim potrząsać. - Justin, wstawaj!
-Mmm - odwrócił twarz w przeciwną stronę.
Wywracając oczami, ponownie go pchnęłam, tym razem mocniej.
-Justin!
-Co? - wymamrotał.
-Budź się, moja mama jest za drzwiami!
-Kelsey Anne Jones, co się tam dzieje?
-Już idę, mamo! - odkrzyknęłam i odwróciłam się, mając nadzieję zastać Justina obudzonego, ale niestety wciąż spał.
-Justin! - warknęłam cicho, ale na tyle głośno, żeby usłyszał. - Wstawaj albo cię stłukę na kwaśne jabłko!
-Jezu Chryste, skarbie, co jest z tobą nie tak? - jęknął, otwierając powieki.
-Co jest nie tak ze mną? - zaakcentowałam ostatnie słowo. - Co jest nie tak z tobą? - uderzyłam go w ramię. - Pośpiesz się i wstawaj! Moja mama jest tuż za drzwiami!
Słysząc moje słowa, szerzej otworzył oczy.
-Cholera, mówisz serio?
-Kelsey! - krzyknęła. - Otwieraj drzwi albo zawołam tatę, żeby je wywarzył!
-Kurwa mać - chłopak siadł, po czym szybko wstał. Zmierzwił palcami włosy, rozglądając się w poszukiwaniu miejsca do ukrycia.
Omiotłam wzrokiem pomieszczenie i zauważyłam szafę.
-Szybko! Wchodź tutaj! - popchnęłam go w tamtym kierunku.
-Cholera, skarbie. Przestań mnie pchać! - syknął, podchodząc do szafy.
-Właź do środka i siedź cicho! - ostrzegłam, na co on wywrócił oczami i wykonałmoje polecenie, zamykając za sobą drzwi.
Upewniając się, że wyglądam normalnie, podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam za nimi swoją zdenerwowaną matkę.
-Hej mamo... - pomachałam, czując się niezręcznie.
-Najwyższy czas, młoda damo. Zaczynałam się martwić.
-Chciałam wziąć prysznic, mamo. Przepraszam, nie mogłam usłyszeć cię przez płynącą wodę  - odpowiedziałam sarkastycznie.
-Nie słyszałam żadnej wody.
-Pewnie dlatego, że byłaś zajęta krzyczeniem na mnie - odparłam z łobuzerskim uśmiechem.
-Nie pyskuj, młoda damo - powiedziała.
-Tylko żartowałam, mamo - mruknęłam, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę i krzyżując ręce na piersi.
-Tak czy inaczej, z kim rozmawiałaś? - spojrzała na mnie z uwagą. - I dlaczego wciąż masz na sobie wczorajsze ubrania?
-Z nikim? - spojrzałam na nią, jakby całkiem oszalała, chociaż w środku umierałam. Jeśli dowiedziałaby się, że jest tu Justin, oboje bylibyśmy martwi. - I usnęłam czytając książkę... - odpowiedziałam, w duchu przeklinając się za tak głupią wymówkę.
-Mogę przysiądz, że słyszałam jak z kimś rozmawiasz i powinnaś się przebrać przed czytaniem.
-Zaczynasz tracić głowę, mamo... - nerwowo się zaśmiałam. - I przepraszam, zapomniałam.
-Po prostu następnym razem nie bądź tak beztroska, Kelsey. Skup się - zajrzała mi do pokoju, próbując wyłapać coś nienaturalnego, ale na moje szczęście i ku jej rozczarowaniu, nic nie znalazła.
-Spróbuję.
Wzdychając, wyszła z powrotem na korytarz.
-Cóż, generalnie przyszłam tu, żeby cię poinformować, że masz za godzinę szkołę i nie chcę, żebys się spóźniła, więc zacznij się już zbierać. Twój ojciec zawiezie dzisiaj ciebie i twojego brata.
Z uśmiechem pokiwałam głową.
-Okej - patrzyłam, jak odchodzi i gdy miałam zamiar zamknąć drzwi, ona znów zaczęła mówić.
-Oh, zanim zapomnę.
Podniosłam na nią wzrok.
-Razem z ojcem chcielibyśmy omówić z tobą kilka spraw przed szkołą.
Poczułam, że ściska mi się żołądek.
-Oh, w porządku... - pisnęłam, maskując to kolejnym uśmiechem.
-No dalej... - machnęła rękami. - Przygotuj się. Czekamy na ciebie na dole.
Odwróciła się, po czym odeszła.
Zamykając drzwi, wypuściłam oddech, który nieświadomie wstrzymywałam.
-Wreszcie wyszła! Miałem wrażenie, że zaraz się uduszę - wymamrotał Justin, drapiąc się po głowie, jednocześnie wychodząc z szafy.
Zachichotałam, kręcąc głową.
- Na szczęście zamknęłam wczoraj drzwi, bo inaczej bylibyśmy martwi.
Chłopak ze śmiechem przytaknął.
-Racja - ponownie opadł na moje łóżko. Spojrzał na mnie, kładąc łokcie na kolanach. - Jak myślisz, o czym chce z tobą pogadać?
-O tobie - odparłam.
-O mnie? - cicho się zaśmiał. - Dlaczego?
-Cóż, jestem pewna, że słyszałeś naszą wczorajszą rozmowę - podeszłam do szafy, próbując znaleźć coś ładnego i wygodnego.
-Tak, i co? - wpatrywał się w moje plecy.
Wzruszyłam ramionami.
-Więc pewnie usłyszałeś też, że chcą cię poznać - wyjęłam bluzkę w kwiaty, w której było mi widać ze dwa centymetry brzucha, rurki i botki. Odwróciłam się i zobaczyłam Justina przygryzającego wargę.
-I?
-I pewnie chcą rozmawiać o tym i o fakcie, że jeśli jeszcze raz ich okłamię, wydziedziczą mnie.
-Skarbie...
-Nie, mówię serio - położyłam ubrania na łóżku i do niego podeszłam. - Nie wygłupiałam się, gdy cię poznałam. Moi rodzice są straszni, Justin. Są zdecydowanie nadopiekuńczy, upierdliwi i mimo, że ich kocham, moga być naprawdę chętni do kontroli nade mną.
Wzdychając, chłopak położył dłonie na moich biodrach i pociągnął tak, że stałam mu między nogami.
-Przepraszam - wymamrotał.
-Nie masz za co - skrzywiłam się.
-Po prostu nie mogę znieść, że przeze mnie skłamałaś i wpakowałaś się w kłopoty.
-Jedynie robiłeś co najlepsze dla ciebie i chłopaków. Na twoim miejscu chciałabym się upewnić, że osoba, która widziała jak kogoś morduję, nie piśnie ani słowa.
Justin spiął się, słysząc wzmiankę o morderstwie.
-Nie mówiłem o tym, skarbie, ale dzięki.
-Więc o co ci chodziło? - przechyliłam głowę na bok.
-O tym, gdy zabrałem cię po raz pierwszy, gdy porwał cię Luke i gdy wczoraj poprosiłem cię o przyjście.
-Okej, po pierwsze sprawa z Lukiem to nie była twoja wina. To ja wsiadłam do samochodu nieznajomego - pokręciłam głową. - Poza tym, za trzecim razem sama zdycydowałam, żeby skłamać, więc to również nie była twoja wina.
Justin odwrócił wzrok.
-Odkąd mnie poznałaś, wszysko zaczęło ci się pieprzyć w życiu....
-Nie - warknęłam. - Nie mów tak. Jeśli moje życie się zmieniło, to zdecydowanie na lepsze.
-Lepsze? - jego oczy się rozszerzyły. - Serio, skarbie? Nie okłamuj się.
-Nie okłamuję. Mówię poważnie. Zanim cię poznałam, zawsze tylko siedziałam w domu i zanudzałam na śmierć. Rodzice trzymali mnie pod kloszem. Dzięki tobie poczułam wolność, chęć zrobienia czegoś innego...
Justin potrząsnął głową.
-Ryzykujesz życie, trzymając się blisko mnie... - wymamrotał.
Zmarszczyłam brwi. Skąd się to brało?
-Mam to gdzieś. Chcę z tobą być i bez wzglęzu na wszystko, nigdzie się nie wybieram. Siedzimy w tym teraz razem, czy tego chcesz czy nie - powiedziałam z łobuzerskim uśmiechem.
-Cholera. Miałem nadzieję, że to skończymy, żebym mógł pieprzyć się z każdą dziewczynę, którą spotkam - Justin klasnął w ręce ze sztucznym rozczarowaniem.
-Justin! - zaśmiałam się.
-Co? Tylko żartuję - w uśmiechem przyciągnął mnie bliżej. - Jakbym mógł zostawić tak niesamowitą dziewczynę jak ty - mrugnął.
-Aww - oplotłam mu ręce wokół szyi. - Jesteś taki słodki - zaczęłam się drażnić.
-Mhm - przysunął twarz tak, że była centymetry od mojej. - Bardzo.
Z uśmiechem pochyliłam się, trzymając usta milimetry od jego.
-Skarbie... - jęknął.
-Tak? - szepnęłam, a nasze wargi się otarły.
-Pocałuj mnie - mruknął.
-Hm? Co mówiłeś?
-Skarbie - jęknął, chwytając mnie mocniej za biodra. - Pocałuj mnie - jego słowa zabrzmiały jak błaganie, co niesamowicie mnie podnieciło.
-Z przyjemnością - z łobuzerskim uśmiechem złączyłam nasze usta.
Chłopak przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, ale zdecydowałam się z nim podrażnić, trzymając usta zaciśnięte.
Justin przysunął mnie jeszcze bliżej, przyciskając do siebie, a jego zęby lekko ugryzły moją wargę, na co jęknęłam mu w usta.
Ponownie polizał mnie w wargę, tym razem bardziej gorliwie. Z łobuzerskim uśmiechem wciąż nie dawałam mu dostępu.
Zjechał dłońmi po moich plecach, aż na tyłek i mocno go ścinął, na co gwałtownie zaczerpnęłam powietrza.
Wykorzystując swoją szansę, wślizgnął mi swój język do ust, a po chwili walczyliśmy nimi o dominację.
Poczułam, że uśmiecha się w ten znany, figlarny sposób.
Przysuwając się jeszcze bliżej - jeśli to możliwe - zmierzwiłam mu włosy, pociągając za końce. Chłopak chwycił mnie za uda, podniósł i posadził sobie na kolanach tak, że siedziałam na nim teraz okrakiem.
Odrywając się od ust, zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
-Skarbie?
-Tak? - szepnęłam.
-Może powinienem pomóc ci się ubrać do szkoły - zaczął wędrować wargami po moich obojczykach, szyi i szczęce. - Co ty na to?
Przygryzłam wargę, bez wahania kiwając głową.
Justin się odsunął i chwycił za brzeg mojej koszulki.
Podniosłam ręce, a on ją zdjął i odrzucił na bok.
Przygryzając wargę, przyciągnał mnie do siebie. Ponownie złączył nasze usta, jednocześnie przekręcając tak, że leżał na mnie.
Temperatura w pokoju wzrosła, a nasze pocałunki robiły się coraz bardziej zachłanne.
Przesuwając dłońmi po moich nogach, chłopak zaczął całować mnie po szyi, przygryzając czułe punkty, na co głośno jęknęłam.
-Justin...
Oderwał się i rozpiął moje spodnie, chcąc je zdjąć. Spojrzał mi w oczy, próbując znaleźć w nich odpowiedź, czy może kontynuować.
Oblizałam usta, przełykając ślinę. Z wahaniem pokiwałam głową.
-Jesteś pewna? - wymamrotał z wargami tuż przy moich, wyczuwając, że jestem niepewna.
Ponownie przytaknęłam.
Chłopak złączył nasze usta, jednocześnie całkiem pozbywając się moich jeansów.
-Kelsey! Przygotowałaś się już do szkoły? Jest prawie za piętnaście ósma! Niedługo masz szkołę, a razem z matką musimy z tobą jeszcze porozmawiać! - krzyknął tata.
Oderwałam się od Justina, a moja klatka piersiowa poruszała się niezwykle szybko.
-T-tak! Tylko się ubiorę i schodzę na dół!
Po kilkunastu sekundach odkrzyknął 'okej!'.
Położyłam dłonie na torsie chłopaka, lekko go popychając.
-Musisz już iść.
-Dlaczego za każdym razm, gdy robimy coś takiego, ktoś musi nam przerwać? - schodząc ze mne, Justin wstał.
Usiadłam, chichocząc.
-Pewnie złe wyczucie czasu.
-Ta, cóż, następnym razem upewnię się, że nic nam nie przeszkodzi.
-Następnym razem? - z uśmiechem podniosłam brew.
-Mhm - przytaknął, uwodzicielsko do mnie mrugając. - Nie sądzisz, że dam sobie z tym spokój, prawda?
-Kto powiedział, że w ogóle będzie następny raz? - rozbawiona na niego spojrzałam.
Justin podszedł i się pochylił, a jego twarz była centymetry od mojej.
-Ja - uśmiechnął się, musnął moje usta, po czym stanął prosto.
Ze śmiechem pokręciłam głową.
-Cokolwiek pomoże ci przetrwać dzień, skarbie.
-Jeszcze zobaczymy, prawda?
-Tak, zobaczymy - uśmiechnęłam się.
Chłopak ze śmiechem podszedł do okna.
-Cóż, bez względu na to, jak bardzo chciałbym zostać, muszę już iść. Bruce pewnie zdążył posrać się w gacie.
-Jeśli będzie się czepiał powiedz, że poprosiłam cię o przyjście.
Wzruszył ramionami.
-Mam w dupie co mówi. Nie jest moim tatą, mogę robić co tylko chcę. Po prostu nie mam ochoty na wysłuchiwanie go tak wcześnie rano.
-Wiem jak to jest - zachichotałam, nawiązując do swojej mamy.
Justin z łobuzerskim uśmiechem otworzył okno, a do środka wleciało świeże powietrze.
-Do zobaczenia, skarbie.
Pomachałam mu.
-Pa.
Chłopak siadł na parapecie, przerzucił obie nogi na drugą stronę, po czym chwycił za rynnę tuż obok okna i po niej zjechał. Będąc już na ziemi szybko obszedł dom i udał się na parking, gdzie najprawdopodobniej stało jego auto.
Zorientowałam się, że mam na ustach szeroki uśmiech, uzmysławiając się co właśnie między nami zaszło. Wstałam i weszłam do łazienki, myśląc co by się stało, gdyby nie było tak wcześnie, a tata by nam nie przeszkodził.

Justin's POV
 
Droga do domu nie zajęła mi długo. Wyciągnąwszy kluczyki ze stacyjki, wyszedłem z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Szybkim krokiem podszedłem do drzwi i wszedłem do środka.
Na szczęście Bruce ani nikt inny jeszcze nie wstał, dzięki czemu mogłem iść do pokoju i udawać, że nic się nie stało.
Jednak los jak zwykle miał dla mnie inne plany, bo gdy już miałem wejść po schodach, usłyszałem znajomy głos.
-Gdzie byłeś?
Przeklinając się, zacisnąłem usta i odwróciłem w stronę Kayli stojącej ze skrzyżowanymi rękami, wydętymi, czerwonymi ustami, ciskającej w moją stronę pioruny z oczu.
Powstrzymałem się przez zwymiotowaniem. Ta dziewczyna była cholernie irytująca.
-Nie twoja sprawa - warknąłem.
Kayla podniosła brwi.
-Śmiem wątpić, Bieber. Potrzebowaliśmy cię wczoraj, ale zniknąłeś bez śladu.
-Powiedziałem chłopakom, że wychodzę.
-Ale nie wróciłeś - odparła szorstko.
-Więc? Jestem pewien, że poradzili sobie świetnie beze mnie.
Kayla zakpiła, wymownie na mnie patrząc.
-Od kiedy zostawiasz ich samych?
-Są dorośli. Jak już powiedziałem, potrafią dać sobie radę sami - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
Z obrzydzeniem pokręciła głową.
-Byłeś z nią, prawda?
-To też nie jest twoja sprawa - syknąłem, chcąc iść do pokoju, gdy znów mnie zatrzymała.
-Ciekawe jak twoja dziewczyna zniosłaby wieści o naszej przeszłości...
Zamarłem.
-Jestem pewna, że nie wie o tych wszystkich razach gdy przychodziłeś do mnie i się... no wiesz, pieprzyliśmy - powiedziała z figlarnym uśmieszkiem.
Zacisnąłem szczękę, czując jak coś się we mnie gotuje.
-Radzę ci się zamknąć, jeśli chcesz dalej żyć.
-Co? Czyżbym trafiła w czuły punkt, Justin? Może następnym razem pomyślisz, zanim potraktujesz mnie bez kszty szacunku.
-Suko, brak szacunku będzie ostatnim, o co będziesz się martwić, jeśli otworzysz usta i powiesz cokolwiek Kelsey - syknąłem. - Trzymaj się od niej z daleka.
-Naprawdę jesteś ślepy, prawda? Oplotła cię sobie wokół palca do tego stopnia, że nie myślisz już trzeźwo.
Tego było za wiele. Podszedłem do niej, chwyciłem za ramiona i przycisnąłem do ściany.
-Nie waż się więcej mówić czegoś takiego o Kelsey, bo przysięgam, że będziesz tego żałować.
-Prawda cię denerwuje, więc musisz się ze mną zgadzać. Jest twoim pieskiem.
-Zamknij się - syknąłem.
-Co? Już ją przeleciałeś? To dlatego non stop się przy tobie kręci?
-Kurwa mać, Kayla! Zamknij się! - krzyknąłem, cały czerwony. Poczułem, że mój wewnętrzny potwór niezwykle chce się wydostać.
-Czy naprawdę jest taka dobra w łóżku, bo jestem pewna, że możesz znaleźć kogoś innego do zaspokajania potrzeb, kto nie zmieni cię w jakiegoś zakochanego idiotę.
-Kayla, daję ci pięć sekund na zamknięcie ryja albo wysadzę twoją głowę w drobne kawałeczki.
-Chciałabym to zobaczyć.
-Nie prowokuj mnie.
-Pamiętasz, gdy wdawaliśmy się w te wielkie awantury, które w rezultacie prowadziły do szalonego, ale gorącego seksu? - uśmiechnęła się łobuzersko.
Ta suka wkurwiała mnie coraz bardziej.
-Co powiesz na trochę zabawy na górze? - przejechała mi palcem po torsie.
Prawie zwymiotowałem.
-Jesteś popierdolona czy oszalałaś? - syknąłem.
-Co? - spytała niewinnie, jakby nie zrobiła nic złego i nie miała pojęcia o czym mówiłem.
Pokręciłem głową, żeby pozbyć się niechcianych myśli.
-Po pierwsze, prędzej bym się zabił niż wszedł swoim chujem to twojej ochydnej cipki i po drugie, nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego. Jesteś i zawsze będziesz dla mnie bezużyteczna. Byłaś jedynie wystarczająco dobra w pieprzeniu i sprawianiu, że na chwilę zapominałem o pierdołach. Poza tymi razami nie pomyślałem o tobie ani razu.
Kayla zacisnęła usta, patrząc mi w oczy i wiedziałem, że wlazłem jej pod skórę.
-Co? Wreszcie zabrakło ci słów?
 Nic nie powiedziała, jedynie odepchnęła mnie swoimi małymi dłońmi.
-Pożałujesz, że mi to powiedziałeś, Bieber.
-Tak się boję, zaraz się zesram - sarknąłem.
-Powinieneś - syknęła i po raz ostatni patrząc na mnie z czystą nienawiścią i obrzydzeniem, a następnie poszła Bóg wie gdzie.
Normalnie bym za nią poszedł, żeby upewnić się, że nie zrobiła nic glupiego, ale w tym momencie miałem jej dość, więc po prostu skierowałem się do swojego pokoju.
Zamknąwszy za sobą drzwi, poszedłem do łazienki, gdzie zdjąłem wszystkie ubrania i wszedłem pod prysznic.
Około pół godziny później wyszedłem, wycierając włosy ręcznikiem, który następnie owinąłem sobie wokół bioder i wyszedłem do pokoju.
Wybrawszy jeansy, białą koszulkę, skórzaną kurtkę i czarne supry, wróciłem do łazienki, gdzie wysuszyłem włosy do perfekcji.
Kiedy już skończyłem, ubrałem się i spsikałem jakimiś perfumami.
-Yo, Bieber, masz sekundę? - odwróciłem głowę i zobaczyłem w drzwiach Marco.
Wzruszyłem ramionami.
-Wszystko jedno.
Przygryzając wargę, wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
-Słuchaj, przyszedłem przeprosić.
Wyprostowałem kołnierzyk kurtki, po czym go położyłem i upewniwszy się, że wygląda dobrze, założyłem na szyję jakiś naszyjnik.
Marco wykorzystał ten czas, żeby kontynuować.
-Przesadziłem, kiedy był tu McCann i nie powinienem tego mówić. Przeszłość jest przeszłością i szczerze mówiąc po prostu się z tobą pieprzyłem. Nie myślałem, że to tak wyjdzie - zaciskając usta, zaczął się wiercić.
Prawie się uśmiechnąłem.
-Jesteś jednym z nas i nie chciałem się obrazić.
Odwróciwszy się, patrzyłem na niego przez długą chwilę, po czym wybuchłem śmiechem i poklepałem go po ramieniu.
-W porządku, wybaczam ci.
 Z uśmiechem pokiwał głową.
-Dzięki.
-Nie ma za co - zrobiłem krok w przód. - Ale jeśli jeszcze raz to zrobisz, nie zawaham się przed zabiciem cię - ostrzegłem. - Kumpel czy nie, nie znosę więcej takiego gówna.
Marco pokiwał głową, przełykając ślinę.
-Nigdy więcej, obiecuję.

Kelsey's POV

Słowo zdenerwowana było w tym momencie całkowitym niedopowiedzeniem. Byłam cholernie zestresowania. Nie wiedziałam o czym chcą ze mną rozmawiać, ale szczerze mówiąc część mnie była pewna, że chodzi o Justina.
Przygryzając wargę, sprawdziłam jak wyglądam, po czym udałam się do kuchni, gdzie zastałam rodziców i Dennisa, który jadł śniadanie, grając jednocześnie w PSP.
-Hej - z uśmiechem pocałowałam ich w policzek.
-Usiądź, kochanie - tata wskazał na krzesło przed sobą.
Siadając, wzięłam głęboki wdech.
-O czym chcieliście porozmawiać? - spojrzałam na nich niewinnie, chcąc w ten sposób złagodzić sytuację.
-Cóż, razem z ojcem mieliśmy wczoraj długą rozmowę o... wszystkim i stwierdziliśmy, że chcielibyśmy poznać tego twojego chłopaka.
Poczułam, że serce mocniej mi zabiło.
-Stwierdziliśmy, że to my powinniśmy stwierdzić czy jest dla ciebie dobry - uśmiechnęła się.
-Naprawdę? - pisnęłam, nie wierząc ich słowom.
-Tak, naprawdę - powiedział tata. - Nauczyliśmy cię przecież, że nie należy oceniać książki po okładce i sami chcemy robić to, czego uczymy. Chcielibyśmy poznać twojego Justina - przerwał, podnosząc brew. - Będzie mu to pasowało?
Szybko przytknęłam.
-Oczywiście, jestem pewna, że też chciałby was poznać. Właściwie, to już kiedyś o tym rozmawialiśmy... - przygryzłam wargę. - Chce, żebym poznała też jego rodziców.
Ich źrenice się rozszerzyły.
-Naprawdę?
-Mhm, powiedział, że będzie sprawiedliwie, jeśli wszyscy się poznamy. W końcu spotykamy się już od jakiegoś czasu - wymusiłam uśmiech.
Chyba ich to zaskoczyło, bo wciąż mieli szeroko otwarte oczy.
-Cóż, to... bardzo dobrze - powiedziała mama.
-I bardzo dojrzałe z jego strony - dodał tata, widocznie pod wrażeniem. - Normalny chłopak w jego wieku chciałby jedynie prywatności.
-Jak sam mówiłeś, nie należy oceniać książki po okładce, a w tym przypadku, nigdy nie wierz, co mówią ci ludzie - żartobliwie wskazałam na niego palcem.
Cicho się zaśmiał.
-Pomyliłem się - powiedział z uśmiechem.
Uśmiechnęłam się.
-Więc pewnie przyjdzie na kolację w następną niedzielę? - spytała mama.
-W następną niedzielę? - powtórzyłam, upewniając się, czy usłyszałam ją dobrze.
-Tak, w następną niedzielę. Dexter będzie miał specjalne dania na przedmieściach. Razem z ojcem chcieliśmy zabrać ciebie i Dennisa na rodziną kolację, ale sądzę, że to będzie idealna okazja na lepsze poznanie Justina.
Przygryzłam wargę, zastanawiając się nad tym pomysłem.
-To by było... idealne - uśmiechnęłam się. - Z chęcią do nas dołączy.
-Jesteś pewna? - tata wydął usta. - Może jest zajęty. Powinnaś sprawdzić czy ma czas.
Innymi słowy, tata chciał sprawdzić czy Justin naprawdę jest tym, jako kogo go przedstawiam.
Wymusiłam chichot.
-Oh, tatusiu - machnęłam ręką. - Jestem pewna, że ma czas.
-Świetnie. Więc ustalone. Następna niedziela, idziemy na kolację. Wszyscy - podkreślił.
-Nie mogę się doczekać...

Justin's POV

Kiedy Marco opóścił mój pokój, dzień zmienił nazwę na 'odwiedźmy Justina', bo chwilę później przyszedł John.
-Siema, co tam? - kiwnąłem do niego, przybijając piątkę.
-Nic wielkiego, zbieramy wszystko do wysadzania magazynu. Razem z Bruce'm wszystko ustaliliśmy i bomby są gotowe. McCann je zrobił, więc czekamy już tylko na przesyłkę. Pistolety są naładowane i schowane na dole. Zadzwoniliśmy gdzie trzeba, więc mamy pewność, że Luke będzie wtedy na miejscu. Podobno ma wtedy jakąś naradę.
-Pewnie będzie planował jak nas zaatakować. Jaka szkoda, że go wysadzimy, zanim będzie miał szansę -  łobuzersko się uśmiechnąłem.
-Miemy nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i nic się nie spierdoli. Ostatnim, czego potrzebujemy, to interwencja policji.
-Ostatnim razem, gdy coś na nas znaleźli, okazało się że to były zwykłe kłamstwa. Nic nie mają, bo nic im nie dajemy. Musimy tylko działać dalej i nie zostawiać za sobą śladów.
John pokiwał głową, zapamiętując sobie moje słowa.
-Hej, John? - odwróciłem się do niego.
-Tak?
-Co myślisz o tym, żeby Kelsey poznała moich rodziców?
Prawie zaksztusił się śliną i spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Twoich rodziców? - upewnił się.
Niepewnie przytaknąłem.
-Myślisz, że to dobry pomysł? To znaczy, z twoim tatą i wszystkim... - powiedział, drapiąc się po karku.
Wzruszyłem ramionami.
-Nie może mnie wiecznie ignorować. To znaczy, jeśli mnie nie chce, to niech tak będzie, ale chcę przynajmniej zobaczyć się z mamą.
John delikatnie się uśmiechnął.
-Pokocha ją.
Moja twarz się rozświetliła.
-Tak sądzisz?
-Mogło minąć trochę czasu, odkąd ostatni raz widziałem Pattie, ale wciąż pamiętam jaka jest. Kelsey jest całkowitym przeciwieństwem twoich byłych. Jest dokładnie taka, jakie lubi twoja mama - cicho się zaśmiał. - Czuję się teraz jak baba, to nie jest nawet śmieszne.
-Szczerze mówiąc tak jest - zaśmiałem się.
-Pieprz się.
-No co? - spytałem niewinnie. - Ty to powiedziałeś...
John żartobliwie wywrócił oczami, kręcąc głową.
-Wszystko jedno.
-Ale nie chcę tego spierdolić...
-Jeśli będziesz myślał w ten sposób, to coś złego musi się stać. Przestań myśleć 'co jeśli...' i żyj teraźniejszością. To co macie ty i ta dziewczyna jest wyjątkowe i możesz nazwać mnie cipą, ale mam to w dupie. Jest dla ciebie tą jedyną.
Łobuzersko się uśmiechnąłem.
-Koleś - pokręciłem głową. - Naprawdę musimy znaleźć ci jakąś laskę.
John chwycił z mojego łóżka poduszkę i mnie nią rzucił.
Zrobiłem unik, po czym wstałem w chwili, gdy poduszka uderzyła w ścianę.
-Za co to było?
-Za bycie idiotą! - zakpił.
-Próbujesz mnie zabić czy coś? - zażartowałem.
John spojrzał na mnie ze znudzeniem, ale w jego oczach pojawiło się rozbawienie.
-Jeśli chciałbym cię zabić, Bieber, nie użyłbym do tego głupiej poduszki.
~~~
kjbcisqfbuibua co za rozdział :o
a następny będzie jeszcze lepszy ;)
pozdrowionka dla mojej ulubionej mafii, która zastrasza mnie na asku. hahahah

czwartek, 21 lutego 2013

Forty Two.

ps nie jestem robotem
~~
Według Dennisa, Carly przyszła do nas, żeby się ze mną spotkać, a rodzice otworzyli, oczekując zobaczyć nas dwie i byli niezwykle zaskoczeni, kiedy dziewczyna o mnie zapytała. Powiedzieli jej, że miałam przyjść do niej odrobić lekcje, na co ona oznajmiła, że się u niej nie pojawiłam. Byli zdezorientowani i zastanawiali się gdzie jestem. Chcieli do mnie zadzwonić, ale Carly poskładała wszystko do kupy i powiedziała im 'dla mojego dobra'. 
Ja przyszłam kilkanaście minut później i wtedy rozpętał się chaos. 
Suka miała szczęście, że nie uderzyłam jej, gdy miałam okazję. 
To znaczy, jaka 'najlepsza przyjaciółka' robi coś takiego?
Kto kabluje rodzicom przyjaciółki o czymś, czego nawet sama nie jest pewna?
Twierdziła, że Justin był kryminalistą i złym człowiekiem, ale skąd mogła to wiedzieć? Z nikąd. Nie miała prawa o nic go oskarżać i karmić tymi kłamstwi moich rodziców. 
Znałam Justina i wiedziałam, do czego był zdolny. Czy był niebezpieczny? Tak, ale tylko dla swoich wrogów. Czy miał problemy z panowaniem nad złością? Pewnie, ale to nie czyniło z niego złego człowieka. 
Po prostu nie rozumiem dlaczego to musiało się wydarzyć. Wszystko układało się coraz lepiej, ja i Justin coraz bardziej się dogadywaliśmy, rodzice wreszcie dali mi trochę spokoju, aż nagle BAM!, wróciliśmy do początku. 
Jakby los nie chciał mojego szczęścia. 
Wzdychając, poklepałam się po brzuchu. Moje nogi latały w przód i w tył, a z ust wydobył się dziwny dźwięk. 
Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak tata nazwał mnie kurwą. Wiem, że nie miał tego na myśli, bo nie zrobiłam nic, co mogłoby go do tego przekonać, ale to wciąż bolało. Nigdy nie widziałam go aż tak złego.... To znaczy, w ciągu zeszłych miesięcy kilka razy zawaliłam, ale to było nic w porównaniu z ich reakcją, gdy dowiedzieli się dlaczego się wymykałam i spóźniałam do domu. 
Czy mogą mnie obwiniać o trzymanie tego w sekrecie? Zabiliby mnie, gdyby wiedzieli, że wróciłam do domu o trzeciej nad ranem, bo byłam u chłopaka, którego niedawno poznałam. Mogłabym równie dobrze oszczędzić wszystkim kłopotu i sama się zabić. 
Wzdychając, miałam już zamiar się zdrzemnąć, kiedy mój telefon kilka razy zawibrował, oznajmując , że ktoś do mnie dzwonił. Przekręcając się na plecy, przeciągnęłam palcem po wyświetlaczu, po czym przyłożyłam go do ucha. 
-Halo?
-Wszystkim się zająłem, skarbie - usłyszałam głos Justina. 
Siadłam. 
-Justin, co ty zrobiłeś? - spytałam zaniepokojona. 
Zapanowała chwila ciszy. 
-Powiedzmy, że nie musisz się już przejmować Carly. 
Coś zacisnęło mi się w żołądku, a moje źrenice się rozszerzyły. 
-Jak to nie muszę się już przejmować Carly?
Chłopak cicho się zaśmiał. 
-Mówię, że nie będzie już sprawiała kłopotu tobie ani twoim rodzicom. Od teraz będzie siedziała cicho. Zadbałem o to. 
-Justin... - westchnęłam. - Co dokładnie zrobiłeś?
-Złożyłem jej wizytę... - odparł. 
Usłyszałam jak odpala silnik samochodu. 
-I? - powiedziałam chcąc, żeby kontynuował. 
-Cóż, powiedziałem, że jeżeli jeszcze raz otworzy usta i zacznie coś pierdolić twoim rodzicom, będą z tego problemy. 
Zacisnęłam powieki, wolną ręką ściskając końcówkę nosa. 
-I w jaki sposób to zrobiłeś? - westchnęłam, wiedząc jaki jest, gdy się zdenerwuje. 
-Prosto w twarz. 
Wiedziałem, że właśnie wzrusza ramionami. Wywróciłam oczami. 
-Czyli ją zastraszyłeś. 
Udał, że gwałtownie wciąga powietrze. 
-Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć?
-Bo cię znam. Więc co naprawdę zrobiłeś?
-Już ci powiedziałem, skarbie - odparł noszalancko, jakby to była zwykła rozmowa. 
Ponownie westchnęłam. 
-Jak ma uwierzyć, że nie jesteś jakimś złym chłopakiem, skoro przychodzisz do jej domu i zastraszasz?
-Myślałem, że cię to ucieszy - mruknął zirytowany. 
-Dlaczego coś takiego miałoby mnie cieszyć? - syknęłam. 
To znaczy, byłam zła na Carly, ale chłopak nie musiał posunąć się do gróźb. 
-Ponieważ poświęciłem część swojego wieczoru, żeby ją znaleźć i upewnić się, że już nigdy nie doprowadzi cię do płaczu - warknął. 
Skrzywiłam się. 
-Doceniam twoje poświęcenie, Justin, ale są inne sposoby, żeby załatwić jakiś sprawy niż zastraszanie. 
Zapadła między nami cisza. 
Przygryzłam wargę, mając nadzieję, że go nie zdenerwowałam. Ostatnim, czego teraz chciałam była kłótnia... kolejna. 
-Wszystko jedno. Po prostu upewnij się, że twoje okno jest otwarte. 
Podniosłam brwi. 
-Co? Czemu?
-Zobaczysz. 
Chwilę później usłyszałam długi sygnał mówiący, że się rozłączył. 
Warknęłam, zirytowana bałaganem, którym było teraz moje życie. Zeszłam z łóżka i uchyliłam okno, gdy ktoś zawołał mnie z dołu. Przygryzłam wargę, niepewna co mogą powiedzieć mi tym razem mimo, że miałam już pewne przypuszczenia. 
Powoli podeszłam do drzwi i je otworzyłam. 
-Tak? - krzyknęłam. 
-Zejdź na dół! Twój ojciec i ja chcielibyśmy z tobą porozmawiać. 
Przygryzłam wnętrze policzka. 
-Okej, będę za sekundę! - odkrzyknęłam, zamykając za sobą drzwi, po czym zbiegłam po schodach. 
Skręciłam i zobaczyłam rodziców siedzących na kanapie z dłońmi na udach, podniesionymi głowami i wzrokiem wlepionym we mnie. 
Niekomfortowo zaczęłam się wiercić. 
-Usiądź, Kelsey - powiedziała mama, wzkazując na kanapę przed sobą. 
Wykonałam polecenie, siadając na piętach. 
Żadne z nich się nie odezwało i jedynie się we mnie wpatrywali. 
Nie chcąc przerywać kontaktu wzrokowego ani wyglądać na niewychowaną, robiłam to samo. 
Wreszcie mama odchrząknęła. 
-Razem z ojcem przez jakiś czas o tym dyskutowaliśmy i stwierdziliśmy, że chcemy usłyszeć twoją wersję wydarzeń. 
Pokiwałam głową, lekko się uśmiechając. 
-Okej...
-Ale tym razem chcemy usłyszeć prawdę, Kelsey. Żadnych kłamstw - powiedziała z powagą, na co ponownie kiwnęłam głową. 
-Wiem - szepnęłam, oblizując usta i przełykając ślinę. - To zaczęło się na imprezie... przyłapaliście mnie, jak z niej wracałam, pamiętacie?
-Mówiłaś, że byłaś u Carly i ją pocieszałaś - mama zacisnęła usta. 
Skrzywiłam się. 
-Wiem... Skłamałam. 
Pokiwali głową na znak, żebym kontynuowała, a w ich oczach był widoczny dyskomfort. 
-Wymknęłam się z Carly, bo, szczerze mówiąc, chciałam się trochę zabawić. Zawsze tylko siedzę w domu, robią lekcje i... po prostu raz chciałam dla odmiany zrobić coś innego. Poczuć się jak normalna nastolatka - wzruszyłam ramionami, patrząc na swoje dłonie. - Tak czy inaczej, Carly zniknęła Bóg wie gdzie, a ja zaczęłam jej szukać i upadłam. 
Wiem, że znów kłamałam, ale nie mogłam powiedzieć im całej prawdy. To by wszystko zepsuło. 
-Nikogo nie było wokół, a kostka naprawdę mnie bolała i ledwo mogłam nią ruszać. Czułam się prawie jak sparaliżowana. Zaczęłam krzyczeć o pomoc, gdy przyszedł Justin i spytał czy wsystko w porządku. Powiedziałam mu, co się stało, a on mnie podniósł, podadził na pniu i zaczął oglądać moją nogę. Stwierdził, że mogło być dużo gorzej, bo jedynie ją sobie zadrapałam - oblizałam usta. -  Został ze mną, żeby się upewnić, że znów się nie przewrócę i... spędziliśmy razem resztę imprezy, kiedy nagle zrobiłam się głodna, więc coś zjedliśmy, po czym podwiózł mnie do domu. Wtedy przyłapaliście mnie wy. 
Kiedy skończyłam mówić, spojrzałam im w oczy modląc się, żeby mi uwierzyli. 
Po czasie, który wydawał się wiecznością, wreszcie powoli pokiwali głowami. 
-Cóż... to było... bardzo miłe z jego strony - stwierdziła mama, wydymając usta. 
-Wiem, że historia Carly była pewnie szalona i absurdalna i mogę was zapewnić, że zdecydowanie nie jest prawdziwa. Justin nie jest jakimś złym kryminalistą, który robi czy robił to, co wam powiedziała. Pomógł mi tamtej nocy i się zaprzyjaźniliśmy. Aż do niedawna nie było z tego nic więcej i zamierzałam niedługo wam o tym powiedzieć, ale wyprzedziła mnie Carly i jej kłamstwa - wywróciłam oczami. 
-Co masz na myśli, mówiąc 'aż do niedawna'? - spytał tata, podnosząc brwi. 
-Jesteśmy jakby... razem?
-Po moim trupie!
-Paul... - fuknęła mama. - Daj jej chwilę na wyjaśnienie. 
Lekko się uśmiechnęłam, wiedząc, że mimo bycia nadopiekuńczą, to ona mnie urodziła i zawsze wspierała. 
-Mówię wam prawdę. Justin nie jest kryminalistą. Jest po prostu niezrozumiany. Ma określoną grupę znajomych i ludzie myślą, że skoro nie przyjaźni się z całą szkołą i nie ma - wybaczcie dobór słów - seksualnego kontaktu z każdą napotkaną dziewczyną, musi od razu mieć wielki sekret i być niebezpieczny - wywróciłam oczami. - Ale w rzeczywistości jest normalnych chłopakiem. Zwyczajnym nastolatkiem, takim jak ja i wszyscy inni. 
-Nie rozumiem tylko dlaczego nas okłamałaś... - mama pokręciła głową, a w jej oczach pojawiło się rozczarowanie. - Ostatnim, czego bym chciała, jest moja córka ukrywająca przede mną różne rzeczy. Kiedyś mówiłaś mi wszystko. 
Skrzywiłam się. 
-To było zanim zaczęłam dorastać mamo. 
-Wciąż jesteś naszą małą dziewczynką, kochanie, i zawsze będziesz. Bez względu na twój wiek - powiedziała, zatykając kosmyk włosów za ucho. 
-Ale wiedziałam, że gdybym powiedziała wam, że jestem z jakimś chłopakiem, wydziedziczylibyście mnie - wymamrotałam, odwracając wzrok. 
-Kelsey Anne Jones, nigdy byśmy tego nie zrobili - krzyknęła z niedowierzaniem. - Wszyscy popełniamy błędy, robimy rzeczy, których żałujemy, ale to nie znaczy, że jeśli zrobiłabyś coś, czego normalnie nie robisz, odcięlibyśmy się od ciebie. Bez względu na wszystko jesteś naszą córką i cię kochamy. 
Na moich ustach pojawił się uśmiech i zanim zdążyłam je powstrzymać, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. 
-Bardzo was kocham - załkałam. - I przepraszam za te kłamstwa... po prostu pomyślałam, że właśnie tak powinnam zrobić. Nie chciałam was zezłościć, ale wiem, że powinnam wszystko wam powiedzieć, bez względu na konsekwencje. 
-Oh, kochanie - mama szeroko otworzyła ramiona. - Chodź tu. 
Natychmiast wstałam i się do niej przytuliłam. 
-Bardzo cię kocham, słoneczko - wymamrotała mi we włosy, a z jej oczu popłynęły łzy. - Nie chcę, żebyś więcej mnie okłamywała, okej? - odsunęła się, wycierając mi mokre policzki. - Od teraz mów nam jedynie prawdę, a poradzimy sobie z tym jak normalna rodzina. 
Z uśmiechem pokiwałam głową. 
-Umowa stoi - pociągnęłam nosem, przytulając ją jeszcze raz, po czym odwróciłam się w stronę taty. Po chwili moje oczy ponownie wypełniły łzy i rzuciłam mu się w ramiona. - Przepraszam za wszystko, tatusiu. 
Pokłaskał mnie po włosach, przysuwając bliżej. 
-Nie ma za co, kochanie. Wybaczam ci - potarł mnie po plecach. 
Jeśli jest coś, czego mój tata nienawidzi, to patrzenie jak płaczę. 
-I przepraszam za to, co powiedziałem wcześniej. To była duża przesada. Byłem zły i nad sobą nie panowałem... Kocham cię całym moim sercem, słonko. 
-Też cię kocham - ścisnęłam go, po czym się odsunęłam. - I ci wybaczam, tato. 
-Żadnych więcej kłamstw, tak? - mama wymownie na mnie spojrzała. 
Bez wahania pokiwałam głową. 
-Żadnych więcej kłamstw. Obiecuję. 
Pokiwali głowami, po czym we trójkę na długo się przytuliliśmy. 
-Okej, idź już do łóżka, jutro masz szkołę - tata lekko poklepał mnie po plecach. Wstałam, wycierając resztę łez. 
-Okej - pocałowałam ich dwoje w policzek. - Do zobaczenia jutro. 
Pokiwali głowami. 
Uśmiechnęłam się i zaczęłam iść w kierunku swojego pokoju, gdy zatrzymał mnie głos taty. 
-I Kelsey?
Odwróciłam się, trzymając jedną dłoń na barierce. 
-Tak?
-Chcielibyśmy niedługo poznać tego twojego chłopaka. 

Justin's POV 

Po niedługim czasie dotarłem pod dom Kelsey. Wyłączyłem silnik, wysiadłem i zamknąłem za sobą drzwi. 
Przeszedłem na drugą stronę ulicy, okrążyłem jej dom i zobaczyłem znajomą rynnę. Chwytając ją, wspiąłem się na samą górę, gdzie zastałem uchylone okno. Tak, jak prosiłem. Lekko je popychając, przerzuciłem nogę, siadłem na parapecie, po czym przerzuciłem też drugą i już po chwili stałem w jej pokoju. Zamknąłem okno i się rozejrzałem. 
Wszystko wyglądało tak samo jak poprzednio. 
Łobuzersko się uśmiechnąłem, chcąc położyć się na łóżku, gdy usłyszałem rozmowę dochodzącą z dołu. Zmarszczyłem brwi i bezszelestnie podszedłem do drzwi, skupiając się na głosach. 
-Bardzo was kocham - ktoś załkał. - I przepraszam za te kłamstwa... po prostu pomyślałam, że właśnie tak powinnam zrobić. Nie chciałam was zezłościć, ale wiem, że powinnam wszystko wam powiedzieć, bez względu na konsekwencje. 
Po chwili zorientowałem się, że to Kelsey. 
-Oh, kochanie - usłyszałem kolejny damski głos i stwierdziłem, że to jej matka. - Chodź tu. 
Coś boleśnie ścisnęło mnie w żołądku. Umysł zalały mi wspomnienia, gdy sam byłem dzieckiem, a moja mama pocieszała mnie w ten sam sposób.
-Nie chcę, żebyś więcej mnie okłamywała, okej? - usłyszałem jakiś ruch, po czym znów się odezwała. - Od teraz mów nam jedynie prawdę, a poradzimy sobie z tym jak normalna rodzina.  
Usłyszałem jak pociąga nosem, po czym ponownie wybuchła płaczem. Mogłem wręcz poczuć, jak zaciska mi się serce. 
-Przepraszam za wszystko, tatusiu - Kelsey powiedziała to, czego ja nigdy nie miałem odwagi. Skrzywiłem się na myśl o swoim własnym ojcu. 
Przez chwilę nikt nic nie mówił i słyszałem jedynie szelesty. 
-Żadnych więcej kłamstw, tak?
-Żadnych więcej kłamstw. Obiecuję. 
-Okej, idź już do łóżka, jutro masz szkołę. 
-Okej. Do zobaczenia jutro. 
-I Kelsey?
-Tak?
-Chcielibyśmy niedługo poznać tego twojego chłopaka. 
Szeroko otworzyłem oczy. Zrobiłem krok w przód, chcąc usłyszeć jeszcze wyraźniej, gdy się potknąłem i uderzyłem w drzwi, które szeroko się otwierając, z głośnym hukiem wpadły na szafkę. 
Mentalnie się przeklnąłem. 
-Co to było? - ktoś spytał. 
-Pewnie moje książki. Uczyłam się, zanim mnie zawołaliście - powiedziała Kelsey po chwili. 
Chyba w to uwierzyli, bo usłyszałem pożegnanie i ciche kroki na schodach. 
Wszedłem do środka i na wszelki wypadek schowałem, gdy do środka weszła Kelsey. Zamknęła za sobą drzwi na klucz. Odwróciła się z szeroko otwartymi oczami i gwałtownie zaczerpnęła powietrza. 
-Idioto! - cicho krzyknęła. - Co ty tu robisz?!
-Powiedziałem, żebyś zostawiła uchylone okno!
-Ta, cóż, nie przypuszczałam, że tu przyjdziesz! - pisnęła ze zdezorientowaniem na twarzy. - Masz szczęście, że nie przyszli tu moi rodzice. 
-Przepraszam! Nie chciałem uderzyć w drzwi! - szepnąłem głośno. 
-Podsłuchiwałeś?! - cicho krzyknęła, na co zacząłem gwizdać i niewinnie rozglądać się wokół. 
-Masz ładny pokój...
-Justin! - warknęła, uderzając mnie w ramię. 
-Co?
-Ugh, jesteś niemożliwy. 
Łobuzersko się uśmiechnąłem. 
-Dziękuję. 
Wywróciła oczami. 
-Przestań brać to za komplement - burknęła, odchodząc. 
Poszedłem za nią i oplotłem rękami, przysuwając swojego torsu. 
-Aw, nie bądź zła - mruknąłem jej do ucha. 
-Nie jestem - wymamrotała, otwierając jedną szafkę i wyjmując z niej dresy i koszulkę. 
Cicho się zaśmiałem. 
-Owszem, jesteś... - lekko pocałowałem ją w szyję. 
-Nie - odwróciła się twarzą do mnie. - Nie jestem. 
-Mhm - łobuzersko się uśmiechnąłem. - Jak chcesz. Ale muszę przyznać - oblizałem usta. - Wyglądasz seksownie, kiedy się złościsz - mrugnąłem do niej. 
Ze śmiechem popchnęła moją klatkę piersiową, wyswobadzając się z uścisku. 
-Wszystko jedno - weszła do łazienki i gdy już miałem wejść za nią, zamknęła za sobą drzwi.  
-Hej! To nie fair!
-Jaka szkoda! - zawołała z chichotem. 
Wywróciłem oczami. 
-Suka - mruknąłem. 
-Słyszałam! - zawołała. 
Zaśmiałem się. 
-Bo miałaś!
-Mhm. 
Zdecydowałem, że w międzyczasie rozejrzę się po jej pokoju. Kilka zdjęć przykuło moją uwagę i chwilę później zacząłem oglądać jej rodzinne fotografie. 
Na jedym widniała mała Kelsey w dwóch warkoczach i z misiem w ręku. Na innym ona, Dennis i ich rodzice byli na Bahamach. Ich skóra błyszczała, a ja niekontrolowanie przygryzłem wargę widząc ją w stroju kąpielowym. 
Położyłem na zdjęciu palce, przypominając sobie jak rodzice zabierali mnie, Jaxona i Jazzy do Kanady na wakacje do dziadków. Zawsze świetnie się bawiliśmy, jedząc lody, grając w hokej i kosza. Mama robiła wielki obiad, a dziadkowie pracowali w ogrodzie. 
Co roku było tak samo, ale coraz lepiej. A w tym roku? Zdecydowanie na odwrót. 
-Co robisz?
Prawie podskoczyłem, widząc Kelsey przebraną już w piżamę, patrzącą na mnie z szeroko otwartymi oczami. 
-Oh, ja...ugh - podrapałem się po karku. - Oglądam twoje zdjęcia. 
Podeszła do mnie i spojrzała na to z misiem. 
-Robiono je tak dawno - lekko się uśmiechnęła. - Miałam tu jakieś pięć lat. 
-A na tym? - z uśmiechem wskazałem na to w bikini. 
Zauważyłem, że delikatnie się zarumieniła. 
-Trzynaście. 
-Cholera i miałaś takie ciało? - potrząsnąłem głową. - Seksowne. 
Ze śmiechem pokręciła głową. 
-Nie bądź głupi. 
-Tylko mówię prawdę - odparłem z uśmiechem. 
Smutno się uśmiechnęła, patrząc mi w oczy. Zmierzwiła ręką moje włosy, po czym przejechała mi nią po policzku. 
-Tęsknisz za nimi, prawda? 
Jej dotyk mnie zrelaksował. 
-Co masz na myśli?
-Twoja rodzina... - powiedziała. - Wiem, że Bruce nie jest twoim tatą, a John bratem...
Cicho się zaśmiałem. 
-Masz rację, nie są. 
-Co się stało?
Wiem, o czym mówiła i nie zamierzałem zaprzeczać ani dłużej ukrywać przeszłości. Musiałem wreszcie powiedzieć komuś prawdę. 
............................
-Kiedy Jazzy umarła, mój tata oszalał. Obwinił o wszystko mnie i szczerze mówiąc się mu nie dziwię, bo to była moja wina. 
-Nie, to nie była wina twoja ani Jazzy. Jeśli trzeba kogoś obwinić, to Jasona za wciśnięcie guzika i wysadzenie magazynu - zapewniła. 
Leżeliśmy na jej łóżku. Obejmowałem ją ręką, a ona trzymała głowę na moim torsie. 
-Wiem, że wszystko stało się przez tego gnojka, ale to przeze mnie Jazzy w ogóle tam była. Powinieniem się upewnić, że została w domu, gdy wyszedłem i powinienem zabrać ją z magazynu, gdy tylko zobaczyłem, że szła tuż za mną. 
Kelsey pokręciła głową. 
-Jesteś dla siebie za ostry.  
-Jestem ze sobą szczery. Nie karmię się kłamstwami, żeby poczuć się lepiej. 
-Nie, karmisz się wyzwiskami, żebyś wyglądał gorzej w oczach innych - spojrzała na mnie. - Za każdym razem, gdy coś zepsujesz, nieustannie się tym zadręczasz, a tak nie powinno być. Nic nie dzieje się bez powodu. Błędy istnieją, żebyśmy mogli wyciągnąć z nich wnioski i żyć dalej. Naprawdę myślisz, że jeśli Jazzy by dzisiaj żyła, to chciałaby, żebyś się o wszystko obwiniał?
Nie zawahałem się przed kręceniem głową. 
-Dokładnie - powiedziała. - Wszyscy popełniamy błędy, jesteśmy ludźmi, Justin. Co się stało, to się nie odstanie. Nie możemy zmienić przeszłości nawet jeśli byśmy chcieli. Musimy zapomnieć, wybaczyć i się pozbierać. 
-Co jeśli Dennis - broń Boże - umarł przez ciebie? Co byś zrobiła, huh? - spojrzałem na nią. 
-Nienawidziłabym się za to. 
-Dokład...
-Ale wiem, że nie chciałby, żebym się za to karała. Chciałby, żebym ruszyła na przód. 
Wydąłem usta, odwracając wzrok. 
-Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz - położyła mi dłoń na policzku, odwracając tak, żebym na nią spojrzał. - Spróbuj chociaż na chwilę sobie wybaczyć. Zobaczysz jaką przyniesie ci to ulgę. 
Wzruszyłem ramionami. 
Kelsey z westchnieniem przeniosła rękę na mój tors. 
-Jesteś czasem taki uparty, wiesz?
Cicho się zaśmiałem. 
-Mam to po mamie. 
Dziewczyna się uśmiechnęła. 
-Naprawdę?
Przytaknąłem. 
-Mhm. Wszystko zawsze musiało iść po jej myśli. A jeśli nie, to wciąż nawiązywała do swojego pomysłu. 
Kelsey przysunęła się jeszcze bliżej. 
-Powiedz mi o niej więcej. 
Oblizałem usta, patrząc na sufit. 
-Kochała przygody, zawsze wybierała się z ciocią na te szalone wycieczki - z uśmiechem pokręciłem głową. - Zawsze mówiła, że wejdzie na Mount Everest. 
-Udało się jej?
-Nie! Prędzej by umarła niż weszła na tak wysoką górę. Mimo, że zawsze uważała się za najlepszą w tym, co robiła, nigdy tak nie było. 
Kelsey się zaśmiała. 
-Lubiła też gotować. 
-Tak?
-Tak - uśmiechnąłem się. - W soboty przygotowywała obiad, który jedliśmy u dziadków. Robiła wszystko od lasagne, pieczonych ziemniaków, przez steak, kurczaka, aż do ryżu, fasoli... ty mówisz, ona robi. 
-W takim razie musiała być dobrą kucharką. 
-O tak. Zdecydowanie była w tym świetna, mimo że czasami coś przypalała...
Kelsey zachichotała. 
-Przypomina mi mnie. 
-Gotujesz? - spojrzałem na nią z podniesionymi brwiami i rozbawieniem w oczach. 
Pokręciła głową. 
-Nie, ale umiem wszystko przypalić. 
Ze śmiechem pocałowałem ją w czoło. 
-Kiedyś się nauczysz, kochanie. 
-Mam nadzieję - wymamrotała. - A twój tata? Jaki on jest?
Lekko się skrzywiłem, ale jej odpowiedziałem. 
-Był z niego badass- spojrzałem na nią z uśmiechem. 
-Naprawdę? - spytała. 
Pokiwałem głową. 
-Naprawdę. Zawsze wdawał się w bójki w barach i miał milion tatuaży. 
-Przypomina mi ciebie. 
Wzruszyłem ramionami. 
-Chyba można powiedzieć, że mam po nim tą gorszą stronę. Nauczył mnie wszystkiego, co dziś umiem. Oczywiście większości nauczyłem się sam. Jak użyć broni i takie tam, ale on pokazał jak użyć pięści. 
Dziewczyna słuchała uważnie, rysując palcem serca na mojej klatce piersiowej. 
-Poza tym kochał też łowić ryby. 
-Serio? Mój tata też to uwielbia - uśmiechnęła się. 
-Kto wie? Może kiedyś łowili razem - żartobliwie ją szturchnąłem. 
-Może - powiedziała z uśmiechem. - Kontynuuj. 
-Kiedy byłem mały zawsze brał mnie ze sobą. Chodziliśmy do sklepu kupić przynętę, a potem przez cały dzień siedzieliśmy na pomoście, łapiąc jak najwięcej się dało. Jeśli się nam nie udawało, jechaliśmy do sklepu i kupowaliśmy rybę, żeby pokazać mamie. 
-Dowiedziała się kiedyś, że ją nabieraliście?
-Zawsze wiedziała, ale nie chciała, żebym ja się zorientował, że wie. 
-To urocze. 
-Bardzo - zacząłem się drażnić, przyciskając do siebie, po czym poluzowałem uścisk. 
-A co z... Jazzy?
-Jazzy była damską wersją mnie - zaśmiałem się. - Mogła przykleić na twarz wredny wyraz i była w stanie zamordować każdego, kto stanął jej na drodze, ale poza tym była naprawdę słodka i ładna i nie mówię tego tylko dlatego, że jestem jej bratem. Zawsze musiałem odganiać dupków, którzy chcieli dobrać jej się do majtek. Czasem mnie za to nienawidziła, ale wcześniej czy później podziękowała, wiedząc, że po prostu zapewniam jej bezpieczeństwo  - urwałem, porządkując myśli. - Była moim wszystkim. 
Kelsey spojrzała na mnie ze smutkiem. 
-Zrobiłbym dla niej wszystko.... miała przed sobą świetlaną przyszłość. 
Dziewczyna wydęła usta, chcąc zmienić temat, żebym nie musiał dłużej katować się przeszłością. 
-A Jaxon? Jaki on jest?
Pokręciłem głową. 
-Był mięczakiem. 
-Justin!
-Co? Taka prawda. Nie jest podbny do mnie ani taty. Przypomina bardziej dziadka, bo też jest wrażliwy. Jeśli powiesz do niego coś, co zabrzmi nie tak, jak powinno, od razu zrobi mu się przykro. Dlatego zawsze musiałem być wokół niego ostrożny, bo wiedziałem, że jedna mała rzecz mogła go przybić, a w połączeniu z moją złością, nikomu nie wyszłoby to na dobre. 
Kelsey ze zrozumieniem pokiwała głową. 
-Z tego co mówisz wnioskuję, że musiałeś się z nimi świetnie bawić. 
-O tak, są świetni - powiedziałem z sarkazmem, wywracając oczami. 
-Bądź miły - zaśmiała się. Na chwilę zapanowała cisza, którą przerwała. - Chciałabym ich kiedyś poznać. 
-Tak? - przekręciłem szyję, żeby mieć na nią lepszy widok. 
Nieśmiało pokiwała głową. 
Odwróciłem wzrok, chwilę nad tym myśląc. 
-Może kiedyś poznasz. 
-Okej - uśmiechnęła się, przejeżdżając nosem po mojej szyi. 
Nie mogłem powstrzymać myśli o tym, jakby to było znów zobaczyć swoją rodzinę. Minęło trochę czasu odkąd rozmawiałem z rodzicami albo chociaż się z nimi widziałem. Dawno nie spotkałem się też z dziadkami i skłamałbym, mówiąc że za nimi nie tęsknię. 
Myśląc nad tym jeszcze dłużej, wpadłem na pewien pomysł. 
-A może zobaczymy się z nimi w sobotę?
Kelsey się uśmiechnęła. 
~~
rozdziały będą pojawiały się nieregulanie. nie rzadziej niż co trzy dni.