sobota, 30 marca 2013

Fifty Three.



Kelsey’s POV

- Jak się macie, odkąd ostatnim razem się widzieliśmy? – Pattie odwróciła się do mnie po wytarciu rąk w ręcznik, kiedy tylko skończyła myć naczynia.
- Dobrze, tak samo jak ostatnio – zaśmiałam się.
- Nic nowego? – spytała, opierając się o zlew naprzeciwko mnie.
Potrząsnęłam głową, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Raczej nie.
Pattie zwęziła oczy, patrząc na mnie sceptycznie.
- O czymś mi nie mówisz?
Zmarszczyłam brwi.
- Nie – przechyliłam głowę na jedną stronę w zdziwieniu. – Dlaczego pytasz?
Wzruszyła ramionami.
- Z ciekawości – uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Odwzajemniłam ten gest.
- A ty jak się masz?
- Tak samo jak zawsze. Siedzę w domu, sprzątam, robię pranie, plotkuję z innymi dziewczynami przez telefon zanim Jaxon przyjdzie do domu – zachichotała. – Robię obiad, a potem przychodzi Jeremy i jemy kolację.
- Brzmi nieciekawie – zaśmiałam się.
Pokiwała głową zgadzając się ze mną.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Nie wiem jak ci się to udaje – popatrzyłam na nią. – Ja nie dałabym rady zrobić nawet połowy rzeczy, które ty robisz w ciągu jednego dnia.
- Jesteś wciąż młoda, kochanie.
- Oh, proszę – potrząsnęłam głową. – Mówisz tak, jakbyś była pięćdziesięciolatką – wywróciłam oczami.
- Przestań – zarumieniła się.
- Mówię poważnie, Pattie. Bo ile tak właściwie masz lat? Dwadzieścia?
Pattie zaśmiała się.
- Chciałabym – oblizała usta i potrząsnęła głową. – Trzydzieści siedem.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Niemożliwe.
Pokiwała głową.
- Wiem. Jestem stara.
- Stara?! – powtórzyłam. – Chyba młoda! Jesteś matką tr..dwójki dzieci a wciąż udaje ci się zachować taką figurę i tyle pracować? – uniosłam rękę w górę. – Ja nawet nie chcę wyobrazić sobie siebie za dziesięć lat.
- Spokojnie – Pattie uśmiechnęła się szeroko.- Będziesz cudowna tak ja teraz.
Poczułam, jak moje policzki robią się czerwone.
- Dziękuję, Pattie. Ale szczerze w to wątpię.
- Nie ma za co kochanie – położyła rękę na mojej. – I nie mów tak. Jesteś piękna i mój syn zdaje się uważać tak samo.
Jeśli wcześniej moje policzki były czerwone, to nie mogłam sobie wyobrazić jak wyglądały teraz. Zachichotałam co sprawiło, że Pattie wybuchła śmiechem.
- Jesteś idealna dla mojego syna. Wiesz o tym?
Przygryzłam wargę, patrząc na nią.
- Dziękuję Pattie – uśmiechnęłam się.
Machnęła dłonią.
 - To znaczy.. no wiesz – pokiwała głową. – Wiem, co powiedziałam.. ale nigdy tego nie wyjaśniłam.
- Nie trzeba..
- Nie.. Bo widzisz.. Odkąd zmarła nasza mała dziewczynka było nam.. naprawdę ciężko.. zwłaszcza mojemu synowi. To go złamało. On.. miał niezliczoną ilość dziewczyn, ale żadna z nich nie sprawiła, że się uśmiechał. Żadna oprócz ciebie.
Poczułam pieczenie w oczach i nie mogłam już dłużej powstrzymywać emocji. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a ja szybko je otarłam.
- Dużo przeżyliśmy i jedyne czego chciałam dla mojego syna to żeby był szczęśliwy i żeby miał do tego powód. Wcześniej takiego nie miał. Teraz ma.
- Ja.. nawet nie wiem co powiedzieć.. – szepnęłam. Przygryzłam wargę i wzięłam głęboki oddech. – To wiele dla mnie znaczy, Pattie.
Uśmiechnęła się smutno.
- Kiedy pierwszy raz spotkałam Justina wiedziałam.. że było w nim coś gorzkiego – przygryzłam policzek. – Część mnie mówiła, żeby się nie angażować. Nie było tam nic oprócz kłopotów ale.. moja inna część była nieugięta – popatrzyłam w bok, próbując pozbyć się łez. – To jest jak..  jesteśmy sobie przeznaczeni.
- To prawda – Pattie podeszła do mnie. – Jesteś aniołem zesłanym po to, żeby go chronić. Ja nie byłam w stanie tego zrobić, ale ty tak – kilka łez spłynęło po jej policzkach. – Uratowałaś go – szepnęła. – Ocaliłaś mojego syna i… zawsze będę ci za to wdzięczna – pochyliła się i mocno mnie do siebie przytuliła.
- Co się dzieje? – odsunęłam się słysząc znajomy głos. Pociągnęłam nosem, a Pattie odsunęła się, ocierając łzy.
- Nic – uśmiechnęła się, lekceważąco machając dłonią.
- Nie wydaje mi się – Justin wszedł do kuchni i podszedł do nas. – Co się stało?
- Coś mi.. ugh.. coś wpadło mi do oka i Kelsey próbowała to wyciągnąć – Pattie zamrugała kilkakrotnie, niewinnie patrząc na Justina.
Zrozumiałam, o co jej chodziło i pokiwałam głową, grając dalej.
- Tak ja.. pomogłam jej wyciągnąć… to coś z jej… oka – uśmiechnęłam się, próbując brzmieć przekonująco.
Justin popatrzył na nas dziwnie.
- O-okej? – zachichotał. – Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? – spojrzał na mnie.
- Tak – zachichotałam.
Pattie uśmiechnęła się, patrząc na naszą dwójkę.
- Mamo? – Justin pomachał dłonią przed jej twarzą. – Dlaczego tak się patrzysz?
Pattie otrząsnęła się, potrząsając głową.
- Trochę się zamyśliłam – zaśmiała się. – Przypomniałam sobie, że muszę sprawdzić pranie. Zaraz wrócę – uśmiechnęła się i puściła mi oko. – Proszę, bądź ze swoim mężczyzną.
Zaśmiałam się.
Chciałabym mieć taką mamę.
- Więc.. – Justin stanął między moimi nogami, opierając się dłońmi o ścianę po obu moich stronach. – Co naprawdę się tutaj stało? – uniósł brwi z uśmiechem na twarzy.
- To co ci powiedziała – powstrzymałam śmiech. – Coś wpadło jej do oka i zaczęły jej łzawić oczy.. ja spróbowałam to wyciągnąć i się udało.
- Mhm – mruknął. – To interesujące. Ale może tym razem.. powiesz mi prawdę?
Przygryzłam wargę.
- O czym ty mówisz?
- Myślę, że dokładnie wiesz, o czym mówię skarbie – mruknął, patrząc prosto w moje oczy.
Odwróciłam wzrok.
Pochylając się, przycisnął usta do mojej szyi, po czym zaczął całować moją szczękę i policzek, po czym przysunął je do mojego ucha.
- Spójrz na mnie.
Przygryzłam wargę zmuszając się do popatrzenia na niego.
- Powiedz mi – podniósł dłoń i przejechał nią wzdłuż mojej szyi.
Zacisnęłam palce nie wiedząc, czy powinnam mu powiedzieć.
- Justin…
- Kelsey – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Po prostu mi powiedz.
- Okej – mruknęłam.
Justin wziął moją rękę i skrzyżował nasze palce.
- Rozmawiałyśmy o tobie.
Uśmiechnął się.
- O mnie?
- Nie mówiłyśmy nic złego.. Twoja mama powiedziała mi tylko, że „jestem dla ciebie dobra” – zarumieniłam się.
- Ma rację – uniósł palcem mój podbródek. – Jesteś.
Uśmiechnęłam się.
Justin pochylił się i przycisnął swoje usta do moich.
- Kocham cię – mruknął.
- Ja ciebie też.
Po kilku sekundach stania w ciszy, Justin się odezwał.
- Chodź ze mną – uśmiechnął się. – Chcę ci coś pokazać.
Pokiwałam głową, wychodząc z kuchni i idąc z Justinem na górę.
- Tak, bracie! Dawaj, dawaj! – krzyknął Jaxon z kanapy powodując śmiech u Jeremy’ego, a Pattie zdzieliła go w głowę.
- Dziękuję mamo – powiedział Justin.
- Ał! Co do cholery..
Kolejne pacnięcie.
- Za co to było?!
- Język.
- O co chodzi? Czy to dzień „uderz Jaxona”?!
- Na to zasługujesz idioto – Justin wywrócił oczami i wszedł na górę.
Kiedy weszliśmy, rozejrzałam się wokół.
- Tędy – wskazał Justin.
Poszłam za nim i stanęliśmy przed drzwiami po lewej.
- To – złapał za klamkę i je pchnął. – Jest mój pokój.
Weszłam do środka, a moje oczy otworzyły się szeroko. Wyglądał jak zwyczajny pokój nastolatka. Na ścianach było pełno plakatów związanych z baseballem, czy hokejem, kilka trofeów, zdjęcia rodziny i przyjaciół i normalna, niebieska pościel.
Ściany również były pomalowane na niebiesko.
- To twój pokój?
Zaśmiał się, kiwając głową.
- Tak – wsadził dłonie w kieszenie spodni, rozglądając się wokół tak samo jak i ja.
- Wow.. wygląda tak.. normalnie w porównaniu do twojego pokoju teraz.
- Co jest nie tak z moim pokojem teraz? – spojrzał na mnie.
Wzruszyłam ramionami.
- Jest taki.. ciemny i ma złą aurę. Ten jest taki.. chłopięcy.
Justin zaśmiał się.
- Chyba z tego wyrosłem.
- Tak – uśmiechnęłam się. – Twoje łóżko jest małe.
- Spałem tutaj kilka lat temu, Kelsey. Oczywiście, że jest małe. Trochę od tego czasu urosłem.
- Nie mogę uwierzyć, że minęło tyle czasu..
- Wiem – mruknął, jeszcze raz patrząc na swój pokój zanim odwrócił się w stronę drzwi. – Chodź, zobaczymy inne pokoje.
Pokiwałam głową i wyszłam za Justinem. Kiedy tylko otworzył przede mną drzwi, dokładnie wiedziałam czym jest, ze względu na wszystkie przedmioty związane z hokejem.
- To jest pokój J..
- Jaxona, wiem – zakończyłam z uśmiechem. – Widać.
Justin wszedł do środka a ja stałam w przejściu czując się niepewnie.
Nagle Justin wybuchnął śmiechem.
- O co chodzi?
Pokręcił głową zagryzając wargę, żeby nie śmiać się jeszcze bardziej.
- Jaxon będzie miał problem, kiedy zejdziemy na dół.
Zmarszczyłam brwi.
- Dlaczego?
Justin pochylił się i podniósł gazetę.
- Bo znalazłem to pod jego łóżkiem – podniósł ją w górę.
- No co ty? To jest jego? – spytałam, patrząc na zdjęcie na okładce.
- Znalazłem to w jego pokoju, pod jego łóżkiem – zaśmiał się.
- O mój Boże..
- Wiem. Nie mogę się doczekać jego miny, kiedy mu to pokażę – zachichotał i włożył gazetę z powrotem pod jego łóżko.
Potrząsnęłam głową.
- Chodźmy stąd – złapałam go za rękę. – Chyba nie zniosę kolejnych niespodzianek.
Justin zaśmiał się wychodząc z pokoju.
- Nie dziwię się.
Przeszliśmy do kolejnego pokoju, a aura Justina zmieniła się całkowicie.
- Justin? – spytałam wchodząc za nim i zdałam sobie sprawę, dlaczego zamilknął.
Pokój był wypełniony plakatami różnych zespołów. Kilka książek walało się na biurku, a ściany pomalowane były na różowo. – Czy to jest pokój Jaz..
- Jazzy? – popatrzył na mnie.
Nie odezwałam się.
- Tak – przerwał i oblizał usta. – To jej pokój.

Justin’s POV

Nie chciałem tutaj wchodzić.
Chciałem przejść do pokoju rodziców ale zapomniałem, że między moim a Jaxona, znajduje się malutki pokój Jazzy.
Tym, co mnie zdziwiło było to, że wszystko w środku było nienaruszone. Wszystko było tak, jak w nocy wypadku.
Myślałem, że do tej pory moi rodzice wszystko wynieśli.
Pokój Jazzy był ostatnim wspomnieniem, który po niej mieliśmy.
- Wszystko w porządku? – szepnęła Kelsey.
Powoli pokiwałem głową. Odkaszlnąłem i wziąłem głęboki oddech.
- Chyba tak..
Lekko się uśmiechnęła, przejeżdżając dłonią po moich plecach.
- Może pójdziemy i..
- Nie. Chcę tutaj zostać.
- Jesteś pewien? – przygryzła wargę, wzrokiem wywiercając mi dziurę w twarzy.
Popatrzyłem na nią.
- Nie mogę wiecznie przed tym uciekać.
Pokiwała głową dokładnie wiedząc o co mi chodzi.
- Chodź – złapałem ją za rękę. – Chcę ci pokazać parę rzeczy.
Kelsey szła za mną, kiedy okrążałem pokój Jazzy. Mój żołądek ścisnął się, kiedy zobaczyłem zdjęcie zrobione zaledwie parę miesięcy przed wypadkiem. Lekko się uśmiechnąłem, przywierając palcami do szkła.
- Kiedy to było? – spytała, patrząc na zdjęcie.
- Kiedy wygrała kiermasz naukowy – spojrzałem na Kelsey – Była tak cholernie szczęśliwa, że wygrała. Nie mogła się powstrzymać przed rzucaniem tym we mnie i Jaxona – zachichotałem. – Lubiła konkurować.
- Zupełnie jak ty.
- Tak – szepnąłem. – Jak ja.. – mruknąłem, a mój wzrok padł na naszyjnik pod spodem.
Kelsey też go zobaczyła.
- Co to?
Poczułem pieczenie w oku.
- Justin?

- Mam dla ciebie niespodziankę, Jaz – uśmiechnąłem się, chowając za plecami pudełko. Wiedziałem, że zeświruje kiedy się dowie, co kupiłem jej na szesnaste urodziny.
- Jaką? – pisnęła, skacząc na palcach, nie będąc w stanie  kontrolować swoich emocji.
- Powinienem ci to dać teraz a może… powinienem zaczekać?
- Teraz! Proszę daj mi to teraz!
Zachichotałem, kiwając głową.
- Dobrze.. skoro to twoje urodziny – uśmiechnąłem się, wyciągając przed siebie dłoń w której trzymałem fioletowe pudełko. – Wszystkiego najlepszego Jazzy.
Odebrała je ode mnie i zajrzała do środka, a jej oczy otworzyły się szeroko.
- Justin… - mruknęła. – To jest piękne – uniosła w górę naszyjnik, który jej kupiłem.
- Cieszę się, że ci się podoba. Chodź, pomogę ci go założyć.
- Okej – uśmiechnęła się podając mi go, po czym uniosła włosy.
Podszedłem do niej i ułożyłem na jej szyi wisiorek, po czym go zapiąłem.
- Proszę – szepnąłem.
Odwróciła się i objęła mnie ramionami.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Kocham cię!
Uśmiechnąłem się, dumny z siebie.
- Nie ma za co Jaz.
- Jesteś najlepszym bratem na świecie!
Zachichotałem, mocno ją do siebie przytulając.

- To jest prezent, który kupiłem jej na szesnaste urodziny – szepnąłem.
- Jest piękny – Kelsey uśmiechnęła się do mnie.
- To samo powiedziała ona, kiedy go zobaczyła – lekko odwzajemniłem uśmiech.
Kelsey pochyliła się i przycisnęła usta do mojego policzka.
Odwróciłem się i wzięłam głęboki oddech.
- Chciałbym.. żeby żyła.
- Wiem – szepnęła Kelsey, pocierając moje ramię. – Ale nie myśl tak, dobrze? Jestem pewna, że teraz patrzy na ciebie z góry i jest dumna. Przeszedłeś długą drogę.
Pokiwałem głową.
- Wiem.
- I nie chciałaby żebyś myślał o przeszłości.
- Masz rację – odwróciłem wzrok od biurka i owinąłem ramiona wokół jej bioder. – Pokochałaby cię – mruknąłem, kiedy przycisnęła policzek do mojej klatki piersiowej.
- Naprawdę? – spytała, a ja mogłem poczuć, że się uśmiecha.
- Oczywiście, byłybyście przyjaciółkami – uśmiechnąłem się. – Już wyobrażam o czym byście rozmawiały.
- Nie schlebiaj sobie, chłopcze. Nie byłbyś głównym tematem naszych rozmów.
- Nie powiedziałem, że chodzi o mnie.
- Ale o tym myślałeś – uśmiechnęła się Kelsey.
Wzruszyłem ramionami.
- Rozmawiasz o mnie z moją mamą, więc pewnie rozmawiałabyś też o mnie z moją siostrą.
- O mój Boże, Justin – Kelsey zaśmiała się. – Nie mówię o tobie do twojej mamy. My tylko.. dyskutujemy.
- Wychodzi na to samo.
Kelsey wywróciła oczami.
- Poza tym… twoja mama chciała tylko wiedzieć, jak nam się układa.
Uniosłem brew w górę.
- I co jej powiedziałaś?
- Cóż.. ominęłam niektóre szczegóły o których nie powinna wiedzieć..
- Dobrze – pocałowałem ją w czoło. – Nie potrzebujemy, żeby zaczęła węszyć wokół tego co robię.
- Jeśli jest przy tym tyle kłopotów, to czemu z tego nie zrezygnujesz?
Odsunąłem się.
- Co?
- Tylko mówię. Jeśli to jest taki wielki problem to dlaczego tego po prostu nie zostawisz?
- Nie mogę tego zrobić – spojrzałem na nią jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Dlaczego nie?
- Bo nie. To jest część tego, kim jestem. Poza tym nie ma z tego drogi wyjścia. Jeżeli raz w to wejdziesz, to musisz w tym pozostać. Na zawsze.
- Oh – pokiwała głową, ściągając usta w cienką linię. – Rozumiem – uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
- Przepraszam – szepnąłem.
- Nie musisz przepraszać – machnęła dłonią. – Tylko pytałam. Poza tym powiedziałam ci wcześniej, że mi to nie przeszkadza. Zaakceptowałam cię takim, jakim jesteś. Nie chcę żebyś się zmieniał.
Uśmiechnąłem się.
- Wiem, że tak jest ale wiem też, że beznadziejnie jest martwić się o mnie cały czas ale obiecuję, że nie pozwolę nikomu ciebie dotknąć, dobrze? Okej? Obronię cię, nie ważne co by się działo.
Uśmiechnęła się ciepło.
- Wiem i jestem za to wdzięczna.
Przycisnęła usta do moich, a ja oddając pocałunek przyciągnąłem ją do siebie bliżej. Przebiegając dłonią po moich włosach, Kelsey ciągnęła za ich końce, a nasz pocałunek robił się coraz bardziej namiętny.
Odsunąłem się i zacząłem całować ją po szyi.
- Justin.. – mruknęła.
Jedyne czego w tym momencie chciałem, to zerwać z niej wszystkie ubrania.
W momencie kiedy odsunąłem się, żeby ją pocałować, przycisnęła ręce do mojej klatki piersiowej powstrzymując mnie.
- Przestań.
- Dlaczego? Nawet nie wiesz jak bardzo cię teraz pragnę – pocałowałem ją, ale ona się odsunęła.
- Justin! – syknęła. – Nie teraz a zwłaszcza nie w pokoju twojej siostry!
- Dobrze.. – odsunąłem się. – Masz rację.
- Wiem o tym.
Zachichotałem, potrząsając głową.
- Chodźmy stąd zanim moi rodzice pomyślą, że faktycznie tutaj coś robiliśmy.
Złapałem ją za rękę, łącząc nasze palce razem i jeszcze raz spojrzałem na pokój, zanim zamknąłem za nami drzwi.
Kiedy zeszliśmy na dół, zastaliśmy Jaxona i tatę oglądających razem telewizję.
- Oh, spójrzcie kto wreszcie zszedł na dół. Robiliście to co przewidywałem? – uśmiechnął się Jaxon.
- Zamknij się do kurwy nędzy.
- Język! – krzyknęła moja mama z kuchni.
Spojrzałem w tamtym kierunku.
- Jakim cudem to usłyszała?
- Mam słuch jak sokół – moja mama weszła do salonu, patrząc na mnie. – Obiad jest gotowy.
Mój tata podniósł się z kanapy.
- Dobra, chłopcy. Wystarczy tych kłótni, idziemy jeść.
Jaxon również wstał i wyszedł razem ze mną i Kelsey z pokoju. Zająłem miejsce naprzeciwko swojego taty, a Kelsey pomagała mamie rozkładać talerze.
Kiedy wszystko gotowe, postanowiłem zrzucić bombę na Jaxona.
- Więc… Jaxon – urwałem, biorąc ze stołu kawałek chleba.
Jaxon popatrzył na mnie ciekawy, co miałem do powiedzenia.
- Od kiedy czytasz playboya?

____________________________________________________

Cóż.. jak widzicie nie ma ma sceny, na którą chyba wszyscy z niecierpliwością czekają... JESZCZE.
O progresie w tłumaczeniu i nowych rozdziałach informuję na bieżąco na twitterze - @DameBieber
I jak wrażenia po nowym rozdziale? Jak myślicie, jak zareagują na to rodzice Jaxona?
 

czwartek, 28 marca 2013

Fifty Two.



Justin’s POV

- Czy szkoła naprawdę jest zamknięta? – spytała Kelsey, wpatrując się we mnie i zapinając pas.
Zadzwoniłem do niej wcześniej rano, żeby przekazać wieści i powiedzieć, że gdzieś ją zabiorę.
- Tak, Kelsey – wyjechałem na ulicę, zanim ktokolwiek nas zobaczył. – Możesz nawet sprawdzić stronę szkoły.
- Hm – Kelsey zaczęła grzebać w torbie. – Chyba tak zrobię.
Wyciągnęła telefon, a ja spod uniesionych brwi obserwowałem, jak wpisywała w wyszukiwarkę adres szkoły. Kiedy weszła, pojawił się wielki, wytłuszczony napis:
Szkoła zamknięta. Zebranie personelu. Miłego weekendu.
Uśmiechnąłem się patrząc, jak jej policzki zrobiły się czerwone. Zaśmiała się przerywając niezręczną ciszę i oblizała usta, powoli chowając telefon z powrotem.
- Coś mówiłaś? – uśmiechnąłem się dziecinnie, wiedząc, że udowodniłem swoją rację.
- Oh cicho bądź i jedź – mruknęła, pokazując mi spojrzeniem, że tylko żartuje.
- Nie mogę uwierzyć, że sprawdziłaś tą stronę – potrząsnąłem głową. – Kocham twoje zaufanie do mnie, skarbie.
- Ufam ci – przerwała. – Ale nie jeśli chodzi o szkołę.
Zachichotała i spojrzała przez okno.
Wywróciłem oczami i pochyliłem się sięgając do schowka, z którego wyciągnąłem paczkę papierosów. Wysunąłem z kieszeni kurtki zapalniczkę, po czym zapaliłem jednego z nich.
Kelsey kaszlnęła i pomachała dłonią przed swoją twarzą.
- Czy ty w ogóle zamierzasz zrezygnować z palenia?
Zaciągnąłem się dymem i pozwoliłem mu przepłynąć cały mój organizm, po czym go wypuściłem.
- Nie – mruknąłem, puszczając jej oko.
- Możesz dostać raka płuc, wiesz o tym – powiedziała, patrząc na mnie z dezaprobatą.
- Jest większa szansa, że zostanę postrzelony, niż że umrę na raka, skarbie – znów się zaciągnąłem, po czym otworzyłem odrobinę okno.
Kątem oka zauważyłem Kelsey, która teraz siedziała cała spięta.
Przygryzłem wnętrze policzka.
- Skarbie.. – mruknąłem. – Tylko żartowałem – westchnąłem i złapałem ją z rękę.
- Ale to nie jest śmieszne, Justin – spojrzała na mnie. – To znaczy, wiem, że próbowałeś po prostu pozbyć się napięcia ale oboje wiemy, że to faktycznie prawda i to mnie przeraża.
- Hej.. hej.. hej – potrząsnąłem głową. – Nawet tak nie myśl.
- Dlaczego nie? To prawda. Nie mogę udawać, że nasze życie jest idealne.
Patrzyłem na nią w zdziwieniu.
- Skąd to się bierze?
Kelsey przygryzła wargę, unikając mojego intensywnego spojrzenia. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
- Przepraszam..
- Nie masz za co przepraszać – nie chcąc dopuścić do wypadku, zjechałem na pobocze. – Porozmawiaj ze mną. – odwróciłem się i odgarnąłem jej włosy z twarzy. – O co chodzi?
- O nic..
- Kelsey – syknąłem. – Nie wierzę w to gówno. Nie jestem twoim ojcem, tylko chłopakiem. Przestań się ukrywać przede mną. Wiem, że coś cię martwi.
- Nic mnie nie martwi tylko.. – znów westchnęła. – Nie chcę żeby ci się cokolwiek stało.
- Nic mi się nie stanie.
- Nie mów tak – potrząsnęła głową. – Nie karm mnie tymi kłamstwami.
- Ja nie..
- Tak – przerwała mi. – Nie jesteś niepokonany, Justin. Może i policji się nie udało, ale jest jeszcze dużo innych osób, które chcą cię zranić.
Zdałem sobie sprawę, dokąd zmierzała.
- Kelsey..
- Boję się – szepnęła. – Dobrze? Boję się, że pewnego dnia dostanę telefon od Bruca albo Johna, że nie żyjesz.
- Cholera jasna Kelsey – mruknąłem. – Nie myśl tak.
- Jak mam tak nie myśleć? Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, twoje życie jest całkiem pochrzanione.
- Myślisz, że tego nie wiem? Ale się staram, okej? Nie mogę wyłączyć wszystkich złych rzeczy w swoim życiu. Zaufaj mi. Gdybym mógł, to tak bym zrobił – przebiegłem dłonią po włosach, pociągając za ich końce. – Nie rozumiesz jak ciężko jest utrzymać swoje życie bez martwienia się o innych.
- Przestań – syknęła. – Martw się o siebie. Oni są już dużymi chłopcami, umieją się o siebie zatroszczyć.
- Nie chodzi o nich – spojrzałem na nią. – Muszę mieć pewność, że z tobą jest wszystko dobrze.
Kelsey westchnęła i spojrzała w bok, dokładnie wiedząc co mam na myśli.
- Chciałbym być normalny i po prostu być z tobą i prowadzić normalne życie bez żadnych zmartwień, ale nie mogę. Nie w ten sposób, w którym żyję – potrząsnąłem głową i puściłem jej dłoń, wpatrując się w auta, które koło nas przejeżdżały.
- Hej – Kelsey przyłożyła dłoń do mojego policzka. – Wszystko jest dobrze..
Potrząsnąłem głową.
- Zasługujesz na więcej – szepnąłem.
- Nie – powiedziała. – Nie ważne co się stanie, zawsze będziesz miał mnie przy sobie.
- Nie zasługuję na ciebie – oparłem głowę o zagłówek za sobą i zamknąłem oczy. – Powinnaś być z kimś, kto potrafi sprawić, że będziesz szczęśliwa, ale także bezpieczna.
- Sprawiasz, że jestem szczęśliwa. Bardziej niż ktokolwiek jest w stanie. Nie mów tak – westchnęła. – I sprawiasz, że jestem bezpieczna – zapewniła, ale ja potrząsnąłem głową.
- Wcale nie. Gdyby tak było, nie prowadzilibyśmy właśnie tej rozmowy – otworzyłem oczy i spojrzałem na nią. – Bylibyśmy normalną parą.
- Przestań – powiedziała zirytowana. – Nie powiedziałam ci tego bo chciałam, żebyś tak myślał. Chciałeś, żebym była szczera? Więc byłam. Ale to nie znaczy, że chcę cokolwiek zmienić, bo jaką dziewczyną bym była, gdybym tego chciała?
Patrzyłem się na nią, nie będąc w stanie uwierzyć w to, co mówiła.
Każda inna dziewczyna uciekłaby, gdyby sprawy stały się skomplikowane. Ale nie ona.
Ona została.
- Czy martwię się, że stanie ci się coś złego? Tak. Ale wiedziałam w co się pakuję w momencie, kiedy zgodziłam się być twoją dziewczyną i niczego nie żałuję.
Westchnąłem.
- Jak możesz tak mówić po wszystkim co razem przeszliśmy?
- Co? Masz na myśli uczenie się, jak kochać kogoś tak, jak to teraz robię? W takim razie tak. Mogę powiedzieć to po tym wszystkim co razem przeszliśmy. Mimo wszystkiego co się stało, wciąż jesteśmy silni. Czy to się nie liczy?
Oblizałem usta i ścisnąłem jej rękę. Przyłożyłem ją do swoich ust i złożyłem na niej lekki pocałunek, zanim przycisnąłem usta do jej. Odsunąłem się i złączyłem nasze czoła razem.
- Wiesz, że cię kocham?
Pokiwała głową.
- Ja też cię kocham – pocałowała mnie jeszcze raz po czym oblizała usta. – Chcę ciebie tylko ciebie. Nikt i nic nie zasługuje na mnie bardziej niż ty – uśmiechnęła się. – Poza tym, kto bardziej niż ty potrafi znieść moment, kiedy jestem suką?
Zaśmiałem się.
Kelsey zachichotała.
- Hm?
- Nikt, to pewne – uśmiechnąłem się.
- Wiem, więc przestań mówić rzeczy takie jak „zasługujesz na więcej”. Co lepszego od ciebie mogłabym dostać?
Otworzyłam usta żeby coś powiedzieć ale mi przerwała.
- No właśnie, nikt – uśmiechnęła się.
Wywróciłem oczami, poprawiając się na siedzeniu.
- Nie ważne.
- No widzisz? Tylko tyle potrafisz powiedzieć kiedy mam rację – drażniła się ze mną.
Jeśli mam być szczery, nie wiem co bym bez tej dziewczyny zrobił.
- Prawdopodobnie powinieneś kontynuować jazdę – wskazała na drogę. – Nie chcę być spóźniona.. dokądkolwiek mnie zabierasz.
- Racja – zjechałem z pobocza i zacząłem jechać.
- A tak właściwie to dokąd jedziemy?
Uśmiechnąłem się.
- Nie powiem ci.
- Co to znaczy, że mi nie powiesz? – syknęła.
- Jaki chłopak zniszczyłby niespodziankę? – uśmiechnąłem się.
Wywróciła oczami.
- Oh proszę cię. Robisz to specjalnie bo wiesz jak bardzo nienawidzę niespodzianek.
Wzruszyłem ramionami, zmieniając biegi.
- Zgaduję, że nigdy nie dowiemy się prawdy.
- Ugh – jęknęła, krzyżując dłonie na piersi. – nienawidzę cię.
- Nie prawda.
- Prawda.
- Racja. To dlatego powiedziałaś, że mnie kochasz, dosłownie moment temu.
- Suka – mruknęła.
Podjechałem do czerwonego światła i spojrzałem na nią.
- Co powiedziałaś?
- Nic.
Uniosłem brwi w górę i pochyliłem się nad nią, gilgotając.
- P-Przestań! – zaczęła się śmiać. – Proszę.
- Powiedz mi, co powiedziałaś, to przestanę. Jeśli nie, będę nadal cię gilgotać nawet, kiedy światło zmieni się na zielone – ostrzegłem.
- D-Dobrze! – krzyknęła. – Powiem tylko przestań mnie gilgotać!
- Powiedz to przestanę.
- Powiedziałam „suka”.
Uśmiechnąłem się.
- Dobra dziewczynka.
- To wszystko? Nie zamierzasz nic zrobić?
Spojrzałem na nią dziwnie.
- Dlaczego miałbym coś zrobić?
- Bo powiedziałam „suka”? – spojrzała na mnie jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Nah. I tak wiedziałem, co powiedziałaś.
- Co?!
Powstrzymałem śmiech.
- Tak – wzruszyłem ramionami. – Chciałem tylko żebyś się przyznała.
- Jesteś niewiarygodny!
- Wiem – zaśmiałem się.
Kelsey ściągnęła usta patrząc na drogę i wyglądając przez okno, zastanawiając się gdzie jedziemy.
Byłem zdziwiony, że jeszcze się nie zorientowała.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Popatrzyła na mnie i kiwnęła.
Uśmiechnąłem się.
- Jedziemy do domu moich rodziców.
Jej twarz rozświetliła się.
- Naprawdę?
- Zaprosili nas na obiad.
- Tak! – uśmiechnęła się.
- Jesteś podekscytowana – zachichotałem.
- Oczywiście, że jestem! A kto by nie był? – otworzyła szeroko oczy. – Kocham twoją rodzinę, są niesamowici.
Uśmiechnąłem się.
Zadałem sobie sprawę, że nigdy nie pozwolę jej odejść.
Była moja na zawsze.

Kelsey’s POV

Nie mogłam nic na to poradzić. Byłam podekscytowana kolejną wizytą u rodziców Justina. Mimo, że spotkałam ich tylko raz, to i tak uważałam ich za swoją rodzinę.
Pattie i ja naprawdę się polubiłyśmy, kiedy przygotowywałyśmy obiad. Jest naprawdę kochaną kobietą. Była także mądra, więc nie było wątpliwości skąd pochodziła inteligencja Justina.
Jaxon był dokładnie jak jego starszy brat. Flirtował i wiedział jak obchodzić się z dziewczynami.
No i, Jeremy. Który jest niesamowitym dżentelmenem, ale nie brakuje mu poczucia humoru. Ma również wokół siebie aurę „Bad boya”. Justin miał rację; tą stronę na pewno miał po swoim tacie.
Podskoczyłam na siedzeniu, nie mogą dłużej kontrolować swojego podekscytowania.
- Wiedzą, że przyjedziemy? – spojrzałam na Justina który był skupiony na drodze.
Potrząsnął głową wjeżdżając w całkiem znajomą ulicę.
- Nie. Pomyślałem, że zrobimy im niespodziankę.
Pokiwałam głową z uśmiechem.
- Oh, okej.
- A co?
Wzruszyłam ramionami.
- Nic, tylko się zastanawiałam. Jesteś pewien, że będą w domu?
- Skarbie, mój tato nie pracuje w piątki, moja mama zawsze jest w domu a Jaxon zaczyna wakacje wcześniej niż wszyscy. Jestem pewien, że będą w domu.
- A co jeśli nie? – uniosłam wysoko brwi.
Wywrócił oczami.
- Mówisz poważnie?
- Tylko mówię – uniosłam dłonie w obronnym geście. – Nie zawsze możesz wszystko przewidzieć. Powinieneś wcześniej zadzwonić żeby się upewnić.
- To za dużo roboty. Poza tym, to ma być niespodzianka. Moja mama spytałaby, dlaczego chcę wiedzieć. Poskładała by wszystko do kupy i nic by z tego nie było.
- Nie powiedziałabym, że nic by z tego nie było – westchnęłam.
- Nie miałem tego na myśli, Kelsey – westchnął. – Wiesz, o co mi chodziło.
- Nie, raczej nie – uśmiechnęłam się.
- Poważnie?
- Tylko żartuję. Matko Justin, wyluzuj – zadziornie pchnęłam jego ramię.
- Jak miałbym to zrobić po rozmowie, którą odbyliśmy godzinę temu?
Zrzedła mi mina.
- Justin…
- Po prostu to sprawiło, że zacząłem o tym myśleć.
- Więc przestań. Znam ciebie wiem, że teraz prawdopodobnie szukasz dziury w całym – westchnęłam. – To dlatego od samego początku nie chciałam ci nic mówić.
- Nie – Justin potrząsnął głową. – Cieszę się, że mi powiedziałaś. Muszę wiedzieć o tym, co czujesz.
Przygryzłam wargę.
- Teraz czuję się źle.
- Nie, przestań – potrząsnął głową, łapiąc moją dłoń. – To poważne, Kelsey. Moje życie nie jest takie kolorowe tak jak mówiłaś..
- Cóż, skoro tak mówisz – mruknęłam. – Zachowałam się jak suka.
- Jest różnica między byciem suką, a byciem szczerym. Ty jesteś szczera.
- Byłam suką, Justin.
Oblizał usta.
- Kelsey..
Westchnęłam.
- Posłuchaj mnie – ścisnął moją rękę. – Przestań tak myśleć. Jezu, Kelsey, jeśli byłabyś suką to bym ci o tym powiedział.
- Tylko.. to co powiedziałam zabrzmiało zupełnie inaczej niż miało.
- W takim razie jak miało to zabrzmieć?
Przełknęłam głośno ślinę wiedząc, że to zdarzyłoby się wcześniej czy później. Spojrzałam na niego lekko się uśmiechając, po czym odwróciłam wzrok.
- Chodziło mi o to, że to co robisz.. przeraża mnie. Zaakceptowałam to i wspieram cię, nie ważne co się stanie. Ale część mnie za każdym razem kładzie się spać przerażona, że stanie ci się coś złego. Wiem, że nie powinnam tak myśleć – wzruszyłam ramionami. – Twoje życie nie jest idealne, tak samo jak i moje ale różnica jest taka, że twoje jest bardziej niebezpieczne. Oczywiście, bycie twoją dziewczyną niesie za sobą konsekwencje, ale życie tak, jak ty, niesie ze sobą o wiele gorsze rzeczy z którymi trzeba się zmierzyć.
- Znam ciebie i to, jak pracujesz. Jesteś niezniszczalny, ale czasem nawet takim coś nie wychodzi i boję się, że coś ci się stanie.
Justin potrząsnął głową.
- Nie stanie.
Westchnęłam.
- Justin…
- Nie. Nic mi się nie stanie. A wiesz dlaczego?
Spojrzałam na niego.
- Bo teraz mam coś, o co warto walczyć – popatrzył na mnie. – Wcześniej mogłem ryzykować wszystko bo nie miałem dla czego żyć.
Poczułam, jak mój brzuch zaczął niemalże podskakiwać.
- Tyle razy dostałem po dupie… Straciłem wiarę we wszystko i wszystkich. Wtedy.. moi rodzice nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego i.. byłem sam. A wtedy.. ktoś przyłapał mnie na przyjęciu na czymś.. czego nie powinienem robić.
Uśmiechnęłam się.
- Wziąłem ją ze sobą i pomyślałem, że jest całkiem niezła.
Zaśmiałam się.
- Oprócz jej wielkich ust, które, od samego początku wiedziałem, że będą problemem – uśmiechnął się. – Ale wtedy zakochałem się w niej i okazało się, że jest najlepszym co mnie w życiu spotkało.
Przygryzłam wargę czując, jak moje oczy wypełniają się słonawą substancją.
- Mam coś, o co warto walczyć. I od tamtej pory, zawsze upewniam się, że wszystko będzie dobrze bo wiem, że za każdym razem ona na mnie czeka.
Łzy spłynęły po moich policzkach a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Kocham cię – szepnęła.
- Whoa, kto powiedział, że tą dziewczyną jesteś ty? – uśmiechnął się.
Wywróciłam oczami ocierając łzy.
- Jesteś dupkiem.
- Tylko żartuję – pochylił się i przycisnął swoje usta do moich. – Też cię kocham. Czy teraz mi ufasz, kiedy mówię, że nic złego mi się nie stanie?
Powoli pokiwałam głową.
- Dobrze.
Justin kontynuował jazdę i już po chwili byliśmy pod domem jego rodziców.
Odpięłam pas i wyszłam z auta, czekając na Justina. Oboje podeszliśmy do drzwi a Justin zapukał. Po kilku minutach w wejściu pojawiła się Pattie.
- Nie wiem kto to może być Jer… Justin? – jej oczy otworzyły się szeroko a ja zaśmiałam się widząc, że talerz, który trzymała w dłoniach prawie wypadł jej z rąk.
- Cześć mamo – pocałował ją w policzek i wszedł do środka.
Uśmiechnęłam się.
- Cześć Pattie – odebrałam od niej talerz i przytuliłam ją, zanim weszłam za Justinem. – Gdzie mam to położyć?
- W kuchni.
- Okej – weszłam do salonu gdzie zobaczyłam Jeremy’ego oglądającego telewizor. – Cześć Jeremy.
- Cześć, dzieciaku. Co wy tutaj robicie? – pokazał na mnie i Justina.
- Pomyśleliśmy, że was odwiedzimy, skoro nie mamy dzisiaj szkoły – wzruszyłam ramionami, lekko się uśmiechając. Rozejrzałam się widząc, że kogoś brakuje. – Gdzie jest Jax..
- Cześć, gorąca. Tęskniłaś za mną? – odwróciłam się, kiedy Jaxon puścił mi oko i usiadł obok Justina, co było złym posunięciem, bo zaraz dostał od niego w głowę.
- Za co to do cholery było?
- Za bycie idiotą – odpowiedział Justin. – Mówisz do mojej dziewczyny więc następnym razem uważaj na słowa – ostrzegł.
- Jezu, bracie. Tylko żartowałem.
Justin wywrócił oczami i odwrócił w moją stronę pokazując, żebym usiadła mu na kolanach.
Kiedy tak zrobiłam, Justin zaczął muskać moją szyję, posyłając Jaxonowi ostre spojrzenie. Następnie wygodnie ułożył się na kanapie, rękami obejmując mnie wokół talii.
Wywróciłam oczami.
Zapowiadał się ciekawy dzień.
 ____________________________________________

O nowych rozdziałach informuję na bieżąco na swoim twitterze - @DameBieber
I jak wrażenia?! Jak myślicie, co stanie się w kolejnym?

sobota, 23 marca 2013

Fifty One.



Justin’s POV

- Co ty tutaj do cholery robisz, Kayla? – warknąłem, nie chcąc jej gdziekolwiek blisko nas, a szczególnie Kelsey.
- Co? – uniosła swoją idealnie wystylizowaną brew. – Chyba nie myślałeś, że ominie mnie przyjęcie? – jej czerwone usta ułożyły się w grymas.
- Cóż, nie jesteś tutaj mile widziana.
- Jakby obchodziło mnie to, co myślisz – syknęła, groźnie się we mnie wpatrując. – Jestem częścią tej grupy, Bieber. Czy ci się to podoba czy nie.
- Ale to nie znaczy, że mam cię lubić. Więc może wyświadczysz nam przysługę i stąd znikniesz? Nikt cię nie tu nie chce.
Wszyscy wpatrywali się w nas niepewni, co powiedzieć czy zrobić. Wiedzieli, że jeśli do tego doszło to już nic nas nie zatrzyma. I tak zrobimy co będziemy chcieli.
- Pieprz się Bieber.
- I mam złapać STD?* Nie wydaje mi się – parsknąłem.
- Uważaj na to co mówisz, Bieber. Najwyższy czas żebyś zaczął traktować mnie z szacunkiem. Poza tym, STD jakoś nie zatrzymało cię wcześniej.
- Z szacunkiem? – wybuchnąłem głośnym śmiechem i potrząsnąłem głową. – Jak mam cię traktować z szacunkiem, jeśli sama siebie nie szanujesz?
Jej twarz stała się groźna, a ona niemalże dymiła.
- Jesteś strasznie żałosnym człowiekiem, wiesz o tym?
- Wolę być żałosny niż być dziwką, tak jak ty.
To było dla niej za wiele. Próbowała się na mnie rzucić, ale Bruce ją powstrzymał.
- Okej, przestańcie! – krzyknął, trzymając ją.
Wypuściłem z rąk Kelsey i stanąłem przed nią na wypadek, gdyby Kayla się uwolniła.
- Chcę go zabić! – krzyknęła, próbując wbić we mnie paznokcie.
Zachichotałem i cofnąłem się o kilka kroków.
- Powodzenia kochanie.
Wpatrywałem się w to, jak żałośnie próbowała wyrwać się Brucowi, chociaż wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że nie miała najmniejszych szans.
- Czy do jasnej cholery możemy chociaż raz spotkać się w spokoju, bez was rzucających się sobie do gardeł? – syknął, wyraźnie zirytowany.
- To jej wina – mruknąłem.
- Nie obchodzi mnie, czyja to wina, Bieber! Chciałem, żeby to była zabawa a nie mecz, kto pierwszy zabije drugiego.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
Bruce wywrócił oczami, nie chcąc więcej kontynuować tej rozmowy. Kiedy się uspokoiła wypuścił ją, przytrzymując ją tylko na wypadek, gdyby chciała mnie zaatakować.
- Robisz z siebie tylko idiotkę, wiesz o tym? – uśmiechnąłem się.
Kelsey pozostała cicha, nie chcąc się w to mieszać. Widać było, że nie leży jej ta cała sytuacja a jej stosunek do Kayli był oczywisty.
Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem.
- Wszystko w porządku? – mruknąłem do jej ucha.
Pokiwała głową.
- Tak, wszystko okej – popatrzyła na mnie, lekko się uśmiechając.
Przycisnąłem swoje usta do jej, kiedy Kayla nam przerwała.
- Aw – zagruchała, z fałszywym uśmiechem na twarzy. – Jesteście po prostu uroczy.
Kelsey odsunęła się, oblizując usta i uniosła brwi wpatrując się w nią.
- Przepraszam?
Kayla ściągnęła usta.
- Chyba jeszcze oficjalnie się nie poznałyśmy – wyciągnęła przed siebie rękę. – Jestem Kayla.
Kelsey popatrzyła na jej rękę, zanim spojrzała na nią.
- Kelsey – powiedziała wolno.
- Hm – Kayla cofnęła rękę i wpatrywała się w nią, jakby była jakimś śmieciem na podłodze.
Zacisnąłem mocno szczękę.
- Uważaj sobie, Kayla.
- Co zamierzasz z tym zrobić, Justin? – spytała, wiedząc co mam na myśli.
- To, co powinienem zrobić już dawno temu – syknąłem, wpatrując się w nią groźnie.
- Musisz wyluzować Justin. Wydajesz się trochę.. spięty – uśmiechnęła się. – Powinieneś być miły. Może będę mogła później ci w tym pomóc.
Zwęziłem oczy i mocniej przycisnąłem Kelsey.
- Zamknij się.
Uniosła dłonie w obronnym geście.
- Co? – uśmiechnęła się niewinnie. – Tylko mówię.
- Wyświadcz nam przysługę i przestań mówić.
- Zachowujesz się, jakbym chciała popełnić zbrodnię. Próbuję tylko odpowiednio przedstawić się twojej dziewczynie. Bo.. ona jest twoją dziewczyną… tak?
- To nie jest twoja sprawa.
Przechyliła głowę na jedną stronę, a na jej czerwonych ustach pojawił się uśmiech.
- Zastanawiam się tylko czy wie, jak dużo przed nią ukrywasz?
Zanim odpowiedziałem, wszystko w mojej głowie kliknęło. Ta suka myślała, że coś na mnie ma. Uśmiechnąłem się zdając sobie sprawę, jak głupia była.
- Naprawdę? – wskazałem na nią. – Chcesz się założyć?
- Obejdę się bez twojej forsy.
- Jesteś pewna? Bo ja mogę to zrobić.
- Dużo ryzykujesz.. jesteś pewien, że wiesz, co robisz?
- Oczywiście, że tak – zaśmiałem się. – Bo nic, co powiesz, niczego nie zmieni.
Kayla przeniosła ciężar ciała na jedną nogę.
- Pozwólmy zadecydować o tym Kelsey.
Wzruszyłem ramionami, puszczając Kelsey.
- Proszę bardzo.
Kelsey popatrzyła na mnie nie wiedząc, o co chodzi, ale dałem jej spojrzenie mówiące, że mam wszystko pod kontrolą. Zająłem miejsce naprzeciwko Johna i kazałem mu podać piwo.
Odgłos szpilek Kayli rozszedł się wokół, kiedy podeszła do Kelsey. Dokładnie się jej przypatrywałem upewniając się, że nie położy łapy na Kelsey.
- Jak dobrze znasz Justina?
Kelsey oblizała usta.
- Całkiem dobrze, tak myślę.
Kayla uniosła brew.
- Tak myślisz?
- Po prostu przejdź do rzeczy – wyraźnie nie było w humorze i nie mogłem jej za to winić. Kayla była irytującą idiotką.
- Wiesz, jak zły potrafi stać się Justin?
- No raczej.
Uśmiechnąłem się, a chłopcy szeroko otworzyli oczy nie wiedząc, że powiedziałem Kelsey wszystko.
- Wiesz co robi, kiedy jest zły? – teraz Kayla stała twarzą w twarz z Kelsey.
- Uderza w ścianę? – spytała pokazując, że zupełnie nie jest zainteresowana tym, co ona mówi.
- Nie, zgaduj dalej – uśmiechnęła się.
- On.. wszystko niszczy?
Kayla klasnęła w dłonie.
- Dobrze – potrząsnęła głową. – Ale to nie to. Chcesz znów spróbować, czy mam ci powiedzieć?
Kelsey wzruszyła ramionami.
- Dawaj.
Kayla zbliżyła się tak, że ich nosy praktycznie się stykały.
- On przychodzi do mojego pokoju i… mnie pieprzy – zaakcentowała każdą sylabę upewniając się, że Kelsey dobrze zrozumie.
Chłopcy niemalże sikali w gacie patrząc na mnie zdziwieni, że nie miałem zamiaru się obronić ani nic powiedzieć.
Kelsey wzruszyła ramionami.
- To wszystko?
Usta Johna otworzyły się szeroko a on był zszokowany brakiem zainteresowania Kelsey tym, co powiedziała do niej Kayla. Uśmiechnąłem się.
Uśmiech powoli zszedł z ust Kayli.
- Co?
- Spytałam, czy masz jeszcze jakieś bezużyteczne gówno do powiedzenia? – Kelsey uniosła brwi.
Kayla wydawała się zdziwiona, bo nie powiedziała nic.
- Czy mogę coś teraz powiedzieć?
Kelsey wykorzystała zdziwienie tamtej, żeby kontynuować.
- Kiedy tą sprawę mamy już za sobą.. chcę wykorzystać ten czas żeby powiedzieć, że jesteś żałosna.
Zaśmiałem się cicho, próbując się kontrolować.
- To znaczy, fakt, że byłaś tak bardzo pewna siebie, że wiesz coś, czego ja nie, był całkiem imponujący, nie powiem – Kelsey zaczęła okrążać Kaylę. – Myślisz, że nie wiem, że Justin przychodził do ciebie, żeby o wszystkim zapomnieć?
Kelsey zaśmiała się.
- Zgaduj dalej – szepnęła jej do ucha. – Tak robił i szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Bo widzisz.. nie byliśmy wtedy nawet razem, więc to się nie liczy – wzruszyła ramionami. – Nie winię go za to.. no bo.. spójrz tylko na siebie – cofnęła się i wskazała na nią. – Desperacko próbujesz zaleźć pod skórę mojemu chłopakowi.
Kayla ocknęła się z szoku.
- Jeśli ktoś tutaj był zdesperowany, to on. To on przychodził do mnie, nie odwrotnie.
- Jesteś w błędzie. To ty zawsze chciałaś seksu z nim. Wyraźnie widać to przez twoje zachowanie.
- Jakie zachowanie? – syknęła Kayla.
- To, kiedy oskarżasz Justina i udajesz, że go nienawidzisz a tak naprawdę, jest odwrotnie.
Uniosłem brwi nie wiedząc, dokąd z tym zmierzała. Kayla nienawidziła mnie i vice versa. To przykuło również uwagę chłopców bo wyraźnie zaczęli wszystkiemu dokładnie się przypatrywać.
- Nie nienawidzisz go. Nienawidzisz faktu, że jest zajęty. Przyzwyczaiłaś się do tego, że zawsze był obok ciebie. Byłaś osobą, do której zawsze szedł kiedy coś było nie tak. A jak teraz na to spojrzę widzę, że to dobiegło końca – zaśmiałem się. – Bądźmy szczere, boo. Jest gorący i wiesz o tym. Chcesz go i nienawidzisz tego, że jest zajęty i już nigdy więcej do ciebie nie przyjdzie. Kochałaś być centrum zainteresowania, kochałaś to, że Justin zwracał na ciebie uwagę, nawet jeśli chodziło tylko o seks. Mam rację?
Zdałem sobie sprawę, że mogła mieć rację.
Kayla stała prosto, nie odzywając się ani słowem.
- Teraz robisz wszystko, żeby go zdenerwować i żeby znów do ciebie przyszedł. Nie znosisz tego, że jego nienawiść do ciebie jest prawdziwa i że nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Chcesz, żebyśmy zerwali. Ale wiesz co, kochanie? Nigdzie się nie wybieram.
Uśmiechnęłam się. Moja dziewczyna.
- Zostaję, a jeśli ci to przeszkadza to cóż.. nie obchodzi mnie to. Dużo osób już próbowało nas złamać, ale będziemy silni – uśmiechnęła się. – Pamiętaj o tym – podeszła bliżej, stając twarzą w twarz z Kaylą. – Jeśli jeszcze raz tego spróbujesz, to przyjdę po ciebie, a uwierz mi, nie chcesz mnie zdenerwować, suko. Nie zdasz sobie nawet sprawy, kiedy owinę ręce wokół twojej małej, pięknej szyi. Załapałaś?
Otworzyłem szeroko oczy. Najwyraźniej nauczyłem ją jednej czy dwóch rzeczy. Zachichotałem na tą myśl. Moja dziewczyna.
- Kim ty do cholery jesteś, że do mnie tak mówisz? Wiesz, co mogłabym tobie zrobić? – warknęła Kayla. – Mogłabym cię zabić.
Teraz moja kolej.
- Nie sądzę – wstałem. Przycisnąłem Kelsey do siebie i zwróciłem się do Kayli. – Jeśli chociaż przez chwilę pomyślałaś, że możesz położyć łapy na Kelsey, będziesz miała kolejny problem, bo osobiście cię zamorduję.
- Nawet byś mnie nie dotknął.
- Nie lubię brudzić sobie rąk ale jeśli będę musiał tak zrobić w obronię swojej dziewczyny, to tak zrobię – oblizałem usta i fałszywie się uśmiechnąłem. – Zabawne, że wszystko co powiedziała Kelsey wydaje się być prawdą. To wszystko ma sens – pokiwałem głową, składając wszystkie kawałki w jedno w swojej głowie. – Każda chwila, kiedy wracałem do domu a ty byłaś gdzie byłem i czy byłem z Kelsey… Zabawne jest tylko to, że myślałaś, że możesz wygrać.
Napięcie rosło w powietrzu z każdą chwilą.
- Mam dosyć ludzi, którzy próbują zniszczyć i odebrać ode mnie wszystko to, co najlepsze. To moje ostatnie ostrzeżenie, Kayla. Trzymaj się z daleka od Kelsey i ode mnie albo będziesz miała problemy. Nie tylko Luke skończy martwy. Ty także.
Przeniosłem całą swoją energię, posyłając jej spojrzenie mówiące, że nie żartuję. Kayla stała przez chwilę nie mówiąc ani słowa, po czym spuściła wzrok i odeszła.
Tak po prostu.
- Więc… - zaczęła Kelsey, przerywając niezręczną ciszę. – Kto jest głodny?

STD – choroba przenoszona drogą płciową. 

_________________________________

I jak wrażenia? Cieszycie się, że dzisiaj są dwa rozdziały? :)


Fifty.



Kelsey’s POV

Dwa dni. Dwa cholerne dni odkąd ostatni raz widziałam Justina i mogę śmiało powiedzieć, że zaczynałam się niecierpliwić. Spędzanie z nim każdej chwili, a brak możliwości zobaczenia go to duża zmiana zwłaszcza, że przywykłam do bycia blisko niego i jego dotyku. Chciałam również poczuć jego usta na swoich. Nazwijcie mnie szaloną, ale ten chłopak potrafił sprawić, że czułam się jakbym leżała na kłębiastej chmurze, wysoko na niebie. Przez cały dzień miałam ochotę wysłać mu smsa. Spytać, czy wszystko w porządku, jak poszło dochodzenie, ale Justin ostrzegał mnie, żebym tego nie robiła, bo policja mogła w każdej chwili sprawdzić jego telefon. Nienawidziłam faktu, że nie mogłam być na każdym kroku jego drogi ale cieszyłam się, że chciał, żebym była bezpieczna. Ostatniej rzeczy, której teraz potrzebowałam, to ingerencja moich rodziców.
- Panno Jones, czy jest jakiś powód dla którego nie uważasz na mojej lekcji? – podniosłam głowę i zobaczyłam Panią Hendricks, wpatrującą się we mnie przez swoje okulary na czubku nosa.
Przygryzłam wargę a moje policzki na pewno były teraz koloru pomidora.
- Nie, Pani Hendricks.
- Więc mam nadzieję, że skończysz marzyć i skupisz się na lekcji.
Pokiwałam głową a ona popatrzyła ma mnie srogo, zanim odwróciła się i kontynuowała lekcję. To była ostatnia lekcje a ja marzyłam o tym, żeby wstać z krzesła i pójść do domu. O wiele bardziej wolałam być w domu niż słuchać Pani Hendricks opowiadającej o tym, jak rozpoczęła się druga wojna światowa. Uderzałam palcami i ławkę, licząc każdą sekundę która została do końca. Carly mogła na bieżąco informować mnie, co się dzieje, bo skończyła odpowiadać na wszystkie pytania i dostała od Justina pozwolenie, żeby dać mi znać.
Kiedy tego dnia wyszła z komisariatu, napisała mi sms’a mówiącego, jak wszystko poszło gładko. Powiedziała też, że był tam Justin ale nie wyglądało na to, żeby miał jakieś problemy. Cieszyłam się. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby go aresztowano. Moje myśli znów zostały przerwane, tym razem przez dzwonek. Zebrałam książki i wsunęłam je do torby, po czym wyszłam z pomieszczenia.
Na korytarzu przepchnęłam się przez ludzi żeby dostać się do swojej szafki i w końcu do cholery się stąd wydostać. Nie rozumiem dlaczego ludzie muszą zatrzymywać się na środku korytarza żeby porozmawiać? Nie mogą usunąć się na bok?
Idioci.
Potrząsnęłam głową kiedy w końcu dotarłam do szafki. Wpisałam kod i otworzyłam drzwi, po czym wrzuciłam wszystko do środka.
Mój telefon zabrzęczał w kieszeni. Jęknęłam. Dlaczego nikt nie chciał mnie zostawić w spokoju? Wyciągnęłam komórkę.

Od: Nieznany
Wyjdź na zewnątrz.

Uniosłam brwi w zdziwieniu, a mój brzuch skurczył się z powodu nieznanego numeru. Szybko odpisałam.

Do: Nieznany
Kto to?

Sekundę później ekran mojej komórki się zaświecił.

Od: Nieznany
Zobaczysz ;)

Przygryzłam wargę i rozejrzałam się dookoła. Nawet jeśli część osób wyszła, to kilka z nich jeszcze wciąż się tutaj kręciło. Jeśli byłby więc to jakiś zabójca, miałabym świadków.
Zanim się zorientowałam, stanęłam przed podwójnymi drzwiami, a strach przejął nade mną kontrolę. Skąd ta osoba, kimkolwiek była, miała mój numer?
Był tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć.
Westchnęłam i otworzyłam drzwi, czując na sobie popołudniowe powietrze. Wyszłam na zewnątrz i wzięłam głęboki oddech, rozglądając się i szukając jakichkolwiek oznak tego, że ta osoba tu była.
Zobaczyłam go dopiero po chwili. Zastygłam, a moje oczy otworzyły się szeroko.
Uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Tęskniłaś?
- Justin? – spytałam, będąc w kompletnym szoku, że mój chłopak był kilka kroków ode mnie.
Miał ręce skrzyżowane na klatce piersiowej i opierał się o swój samochód. Był cały ubrany na biało i miał na sobie białą czapkę, ubraną tył na przód.
- Chodź tutaj.
Nawet długo się nad tym nie zastanawiałam, tylko zbiegłam ze schodów i wpadłam mu w ramiona obejmując go wokół szyi i opierając czoło o jego klatkę piersiową.
- Tęskniłam za tobą – mruknęłam.
- Ja też za tobą tęskniłem – przycisnął mnie do siebie, nawet na chwilę nie pozwalając mi się odsunąć i składał pocałunki na mojej szyi i policzku.
Kiedy już mnie postawił na ziemi, wzięłam jego twarz w dłonie i przycisnęłam jego usta do swoich, nie mogąc się już dłużej powstrzymywać. Justin przytrzymał moje dłonie i zabrał je ze swojej twarzy, mocno je ściskając i oddając mi pocałunek. Po kilku sekundach Justin odsunął się, oblizując usta.
- Ktoś tutaj jest niecierpliwy – zaśmiał się, wpatrując się we mnie.
- Nie widziałam cię przez dwa dni. Czego się spodziewałeś? Że powiem „cześć” i usiądziemy razem przy herbacie? – przechyliłam głowę i uniosłam brwi.
Potrząsnął głową i przycisnął swoje usta do moich, po czym się odsunął.
- Nie.
- To dobrze. Bo nie sądzę, że byłabym w stanie nadal się kontrolować.
- Naprawdę? – uśmiechnął się.
- Mhm – pokiwałam głową.
- Cóż.. w takim razie.. chodź tutaj – owinął ręce wokół mojej talii, przyciskając mnie do swojej kartki piersiowej i całując moją szyję. Przechyliłam głowę, dając mu lepszy dostęp.
- Justin… - szepnęłam.
Odwrócił nas tak, żeby nikt nie mógł nas zobaczyć. Przebiegłam mu dłonią po koszulce, lekko dotykając jego brzucha, chcąc poczuć jego dotyk.
Odsunął się i złączył nasze czoła razem.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też – uśmiechnęłam się lekko.
- Nawet nie wiesz jak trudno było mi bez ciebie przez ten czas. Chciałem do ciebie zadzwonić ale Bruce groził, że zepsuje mi telefon jeśli to zrobię – zachichotał, a jego klatka piersiowa poruszyła się.
- Używa niezłych metod – uśmiechnęłam się
- Wiem, ale on nie ma dziewczyny. Nie rozumie mojej potrzeby bycia przy tobie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nazwij mnie szalonym, ale jesteś jak narkotyk, skarbie – oblizał usta. – Nigdy nie mam ciebie dość – uśmiechnął się.
Wywróciłam oczami i lekko go od siebie odsunęłam.
- Ale z ciebie Cornball *
Uniósł brwi w górę.
- Co?
- Cornball.
- Co to do cholery jest? – popatrzył na mnie zdziwiony.
Wzruszyłam ramionami.
- Sam się dowiedz.
- Nie, powiedz mi – pochylił się nade mną tak, żebym znajdowała się pod nim.
- Dobra, powiem – wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego dziwnie i wyprostowałam się. – To znaczy, że jesteś staromodnym idiotą – zamrugałam kilkakrotnie, posyłając mu niewinne spojrzenie.
- Nienawidzę, kiedy udajesz mądrzejszą ode mnie.. ale przymknę na to oko.
- Naprawdę? – spytałam.
Pokiwał głową z lekkim uśmiechem.
- A to dlaczego?
Pochylił się i przysunął usta do mojego ucha.
- Za bardzo za tobą tęskniłem, żeby kłócić się o takie głupoty.
- Cóż, to dobry początek – uśmiechnęłam się.
- Tak, tak, nie przyzwyczajaj się skarbie. Kłótnie z tobą to normalna rzecz – poprawił czapkę na swojej głowie i uśmiechnął się.
Wywróciłam oczami.
- Oczywiście, że tak.
Zaśmiał się i złapał mój podbródek.
- Lepiej się pospieszmy. Obiecałem Brucowi, że będziemy o trzeciej trzydzieści.
Uniosłam wysoko brwi w zdziwieniu.
- Co mamy zamiar robić, że mamy tam być o trzeciej trzydzieści?
Spojrzał na mnie jakby zobaczył ducha.
- Cholera – potrząsnął głową. – Zapomniałem wspomnieć, że chłopcy urządzają grilla a ty jesteś zaproszona?
Ściągnęłam usta w cienką linię.
- Chyba faktycznie zapomniałeś mi powiedzieć, owszem – zaśmiałam się.
- Co mogę powiedzieć? Jesteś zbyt zniewalająca i przez ciebie zapomniałem – uśmiechnął się, a ja nie mogłam powstrzymać się przed potrząśnięcia głową.
- Dobre – skinęłam.
- Dziękuję – wzruszył ramionami. – Staram się.
- Prawdopodobnie zapomniałeś również o tym, że jestem uziemiona i powinnam już być w domu.
Justin zdał sobie sprawę z tego, co powiedziałam i jęknął sfrustrowany.
- Cholera jasna – mruknął, drapiąc się w tył szyi.
- Ta…  - dodałam, wpatrując się w swoje stopy.
- Myślisz, że możesz do nich zadzwonić i powiedzieć, że masz do zrobienia projekt albo coś?
- Nie mam pojęcia czy mi uwierzą, Justin. Już dawno używałam tej wymówki.
- Jestem pewien, że ci uwierzą. Kłamałaś w związku czymś w ciągu kilku ostatnich dni?
Pomyślałam o tym przez chwilę.
- Nie.
- W takim razie powinno zadziałać.
Przygryzłam wargę.
- A co, jeśli nie?
- To coś wymyślimy – obszedł auto i wskazał na mnie, żebym poszła za nim. Zrobiłam tak, jak pokazał i wyciągnęłam telefon. Justin położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie. Uśmiechnęłam się i złączyłam nasze palce razem.
- Halo?
- Mamo?
Justin ścisnął moją dłoń, dając mi wsparcie.
- Tak? – prawdopodobnie gotowała obiad, bo słyszałam dźwięk talerzy i sztućców w tle.
- Dzisiaj na chemii, pani Rodgers przydzieliła nam partnerów do projektu na jutro i Maria, moja partnerka chciałaby wiedzieć, czy mogłabym z nią nad tym dzisiaj popracować w jej domu? Musimy to zrobić u niej, bo Maria musi opiekować się swoim młodszym bratem.
Bawiłam się palcami Justina i przygryzłam wargę, czekając na odpowiedź.
- Gdzie jest jej mama?
- W pracy. Powinna być o czwartej, więc będziemy same tylko pół godziny.
- Dobrze. Ale bądź w domu około szóstej, okej?
Otworzyłam szeroko oczy, powstrzymując się od krzyku.
- Naprawdę?
Justin ściągnął brwi w jedną linię. Podniosłam dłoń i popatrzyłam na niego.
- Co powiedziała? – spytał, poruszając tylko ustami ale nie wydając żadnego dźwięku.
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową pokazując, że się zgodziła.
- Tak, Kelsey – westchnęła. – Nie chcę, żebyś przeze mnie oblała.
- Twoja nauka ma pierwszeństwo, tak jak i twoje oceny. Nie oszukuj, tylko się staraj. Jeśli chcesz dostać się na dobre studia musisz mieć dobre stopnie.
Wywróciłam oczami.
- Wiem, mamo.
- W takim razie widzimy się o szóstej.
- Tak – uśmiechnęłam się do Justina.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też – nacisnęłam czerwoną słuchawkę. – Tak! Tak! Tak!
Justin objął mnie ramionami.
- Mówiłem ci, że się zgodzi.
- Wiem. A teraz chodźmy, bo umieram z głodu – uśmiechnęłam się, ciągnąc Justina za rękę.
Chichotając, oboje wsiedliśmy do auta. Zapięłam pas i zaczekałam, aż Justin zrobi to samo, po czym wyjedzie na ulicę.
- Więc? Co stało się na komisariacie? – spytałam.
- Co masz na myśli? – spojrzał na mnie zanim znów wrócił spojrzeniem na drogę.
- No nie wiem. Co powiedzieli? Co zrobili? – wzruszyłam ramionami. – Nie mam pojęcia jak to działa.
Justin pokiwał głową.
- Po prostu przyszli do mojego domu wcześnie rano. Przeszukali mieszkanie i zadawali pytania. Opowiedziałem im historię, tak samo jak i Carly ale to nie wystarczyło. Zabrali mnie i znów zadawali pytania. Oczekiwali, że zmienię swoje odpowiedzi ale znam tą grę, już do tego przywykłem.
Przygryzłam wargę, a ciekawość wzięła nade mną górę.
- Ile razy byłeś aresztowany?
Justin chyba zapomniał, bo nie odpowiedział tylko kontynuował jazdę.
- Justin?
Potrząsnął głową, otrząsając się.
- Co mówiłaś?
Wiedziałam, że udawał bo nie chciał, żebym znała odpowiedzi.
- Ile razy byłeś przesłuchiwany?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Skinęłam. Westchnął i skręcił w inną ulicę.
- Pięć.
- Pięć? – spytałam, będąc w kompletnym szoku.
- Tak.
Przygryzłam wargę, bojąc się zadać kolejnego pytania.
- Ile z tych pięciu razy było prawdziwe?
- Masz na myśli ile z tych zbrodni popełniłem?
Nie odpowiedziałam, ale Justin wziął to jako „tak”.
- Wszystkie.
Zamknęłam oczy, mocno ściskając koszulkę i przygryzając wnętrze policzka. Czułam, jak Justin wypalał mi dziurę w twarzy swoim spojrzeniem, ale go ignorowałam. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam przez okno.
- Kels? – spytał Justin, kilka sekund później.
- Hm?
Westchnął.
- Spójrz na mnie.
Potrząsnęłam głową.
- Skarbie, spójrz na mnie – zabrał moją dłoń z koszuli, którą zaciskałam i złapał mnie za nią.
Przełknęłam głośno ślinę i popatrzyłam na niego.
- Tak? – szepnęłam.
- Boisz się?
- Nie – powiedziałam prawdę.
- Jesteś zaniepokojona?
- Tak.
Justin wiedział, o co mi chodziło.
- Wiem, że to wygląda źle..
- To wygląda bardzo źle, Justin – mruknęłam.
- Wiem i chciałbym, żebym mógł się jakoś obronić ale to nie zmieni tego, co zrobiłem – przerwał  i oblizał usta. – Ale chcę żebyś wiedziała, że miałem podstawy do tego co zrobiłem. Ludzie zawierają z nami umowy i prowadzimy z nimi interesy. Jeśli schrzanią sprawę, muszą za to zapłacić. Jeśli pozwolimy im odejść, to jakbyśmy zostali spoliczkowani.
Przetworzyłam te informacje, zanim o czymś pomyślałam.
- Zabiłeś ich tak samo jak zabiłeś P..
- Parkera? – dokończył za mnie.
Skinęłam głową.
- Tak.
Mój brzuch nieprzyjemnie się skręcił. Myśl, że mógł zabić kogoś, a nawet więcej niż jedną osobę była bardzo trudna do zniesienia.
- Co zrobiłeś z ciałami?
- Żadnych pytań więcej, Kelsey – uciął.
- Justin…
- Powiedziałem coś, Kelsey. Wiesz już wystarczająco dużo. Daj spokój.
Na szczęście dojechaliśmy na miejsce, więc nie musieliśmy dalej kontynuować tej niezręcznej jazdy. Kiedy zaparkował, odpięłam pas i wyszłam z auta, a po kilku chwilach Justin do mnie dołączył.
- Jesteś na mnie zła?
- Czy gdybym była, to czy stałabym teraz tutaj?- odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć.
Wzruszył ramionami i włożył dłonie w kieszenie spodni.
Przekręciłam klamkę i otworzyłam przed nami drzwi, po czym weszliśmy do środka czując zapachy przygotowywanych steków i burgerów. Uśmiechnęłam się.
- Spójrzcie, kto zaszczycił nas swoją obecnością. Pięć minut spóźniony! – Bruce uśmiechnął się szeroko. Miał na sobie obcisłą bluzkę i spodnie khaki.
Zaśmiałam się.
- Sorry, stary. Korki – Justin zamknął za nami drzwi i odłożył klucze na stolik.
- Co jest takiego zabawnego? – spojrzał na mnie.
- Ty.
Zaskoczony moją bezpośredniością, zwrócił się do Justina.
- Zadziorna.
Justin zachichotał i przybił z nim piątkę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Cieszę się, że przyszłaś Kelsey.
- Ja też – odpowiedziałam i wyszłam na zewnątrz, gdzie John, Marcus i Marco siedzieli na ogrodowych krzesłach.
- Kelsey! – powiedzieli w tym samym czasie.
Uśmiechnęłam się.
- Cześć chłopcy.
Każdy z nich wstał i przytulił mnie, za nim z powrotem zajął miejsce.
- Co robicie? – spytałam, obierając się biodrem o stół i krzyżując ręce na piersi.
- Zwyczajny.. odpoczynek – John wziął łyka piwa.
- Nie nudzi wam się to?
- Nudzi – burknął Marcus. – Nawet nie wiesz jak irytujące jest ciągłe siedzenie w domu.
- To dlaczego nigdzie nie wyjdziecie albo coś?
- Wychodzimy ale.. czasem jest to zbyt męczące.
- Lenie.
- Hej! – krzyknął Marcus. – Nie jestem leniwy.
Chłopcy zaśmiali się.
- Oczywiście – Marco potrząsnął głową. – Jesteś jedną z najbardziej leniwych osób, które kiedykolwiek spotkałem.
- Wiesz co? Ty też nie jesteś taki niewinny – syknął Marcus.
- Hej, hej hej, nie musicie się kłócić – uniosłam dłonie w obronnym geście. – Tylko zapytałam.
Marcus westchnął.
- Nie sprawy. Czasem odrobinę nam przygrzewa i nie jest to nic dziwnego.
- To prawda – usłyszałam głos za sobą i nawet nie musiałam się odwracać, żeby zobaczyć go kogo należy. – Czasem tak się dzieje.
- Nawet nie jest tak gorąco.
- Dla nich jest – Justin zachichotał i wyciągnął spod stołu krzesło, na którym usiadł i posadził mnie na swoich kolanach. Próbując się dostosować, usiadłam odpowiednio, a wiatr rozwiał moje włosy.
- Nie rób tak skarbie – Justin mruknął.
- Jak? – jeszcze raz się poruszyłam. – Tak?
Chłopcy zachichotali, a Justin jęknął.
- Jeśli nie chcesz, żebym teraz posadził cię na stole i zaczął pieprzyć, to lepiej przestań.
Moje oczy otworzyły się szeroko i kaszlnęłam, żeby pozbyć się niezręcznej ciszy.
- Okej.
Zarumieniłam się i odwróciłam, żeby nie mogli zobaczyć mojej czerwonej twarzy.
- Tak myślałem.
Wywróciłam oczami i spojrzałam na Bruca, który otworzył grill i przygotowywał burgery. Na sam ich widok poczułam, jak cieknie mi ślinka.
- Więc, Kelsey? Jak tam u ciebie? – spytał John.
- Eh – wzruszyłam ramionami. – Chodzę do szkoły, a potem wracam do domu i znów to samo od nowa.
- Brzmi jak niezła zabawa.
Zaśmiałam się.
- I to jaka.
- Jak to jest być w związku z tym tutaj? – Marco wskazał na Justina.
- Dobrze, tak myślę.
- Dobrze? – Justin spojrzał na mnie. – Tylko dobrze? Zgaduję, że wszystkie razy kiedy cię zadowalałem, też były tylko dobre, tak?
- Justin! – syknęłam i uderzyłam go w klatkę piersiową.
Bruce praktycznie wypuścił z dłoni to, co udało mu się właśnie przygotować.
- Co? – spojrzał na mnie.
Zacisnęłam zęby i potrząsnęłam głową.
- Jesteś strasznym dupkiem.
- I tak mnie kochasz – uśmiechnął się.
- Nie – wstałam z miejsca. – Wcale nie.
- Skarbie..
Podniosłam rękę.
- Przestań – odwróciłam się, gotowa żeby odejść, kiedy Justin złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę, przyciskając do klatki piersiowej.
- Przepraszam – szepnął do mojego ucha, lekko mnie całując.
- Zostaw mnie Justin – ostrzegłam.
- Przestań Kelsey.. nie zachowuj się tak.
- Powiedziałam, żebyś mnie zostawił. Teraz.
Westchnął i pozwolił mi odejść, robiąc krok w tył.
- Dziękuję.

Justin’s POV

Spieprzyłem sprawę. Znowu. Nawet nie byłem zdziwiony.
- Dlaczego nie potrafisz zamknąć ust, Bieber – skarcił mnie Bruce.
- Ja tylko żartowałem! Nie sądziłem, że ją to zdenerwuje – usiadłem na krześle.
- Ona jest dziewczyną. One nie rozmawiają o swoich.. seksualnych związkach publicznie.
- Nie ważne, stary – wywróciłem oczami.
- Bruce ma rację. Mimo, że było to zabawne, musisz uważać na to, co mówisz.
- Tak zrobię, tato – syknąłem, posyłając mu zirytowane spojrzenie.
John uniósł ręce w geście poddania.
- Tylko mówię.
- Więc przestań.
John wzruszył ramionami i usiadł na krześle, dokańczając swoją butelkę piwa.
- Mamy tego więcej?
Pokiwał głową i podał mi jedno. Odkręciłem butelkę, czując na sobie ich spojrzenia. Kiedy skończyłem, oblizałem usta.
- Cóż.. to odświeżające.
John potrząsnął głową, nic nie mówiąc.
- Co?
- Nic.
- Tak myślałem – mruknąłem.
- Tylko dlatego, że jesteś na siebie zły, nie musisz wyżywać się na nas – ostrzegł Bruce. – Zorganizowałem to małe spotkanie, żeby cieszyć się z uwolnienia się od sprawy z policją i żeby pobyć chwilę razem. Nie chcę tutaj żadnego złego zachowania.
Zacisnąłem pięści a Bruce odwrócił się w stronę grilla.
Wstałem i odsunąłem od siebie krzesło. Wszedłem do środka domu w poszukiwaniu Kelsey.
- Kelsey?
Żadnej odpowiedzi.
Uniosłem wysoko brwi w zdziwieniu wchodząc po schodach i znajdując Kelsey w moim pokoju, leżącą na łóżku i wpatrującą się w sufit.
- Kels?
Nie odpowiedziała.
Westchnąłem.
- Wciąż jesteś na mnie zła?
- No co ty – mruknęła. – Właśnie powiedziałeś im, że mnie „zadowalałeś”. Wiesz, jak krępujące to było?
- Nie myślałem, okej? Zapomniałem, że dziewczyny się z tym kryją.
- Jak do cholery mogłeś zapomnieć?
- Nie wiem, okej? Tylko żartowałem. Chciałem spędzić fajnie czas.. powinienem pomyśleć dwa razy, zanim otworzyłem usta.
- Nie. Musisz się po prostu nauczyć jak przestać mówić i zacząć używać przy tym mózgu.
Nie chcąc zagłębiać się w kłótnie, pokiwałem głową.
- Masz rację.
- To znaczy, to cię nie zabije tylk.. czekaj, co ty powiedziałeś? – usiadła, wpatrując się we mnie.
- Powiedziałem.. – podszedłem do niej i usiadłem obok. – Że masz rację. Chociaż raz powinienem użyć swojego mózgu.
Kelsey zwęziła oczy.
- Jaki jest haczyk?
- Haczyk? Jaki haczyk?
- Nie wiem. Po prostu zgodziłeś się ze mną w kłótni. To się rzadko zdarza.
Zachichotałem.
- Cóż.. chyba jestem już zmęczony kłótniami z tobą – złapałem ją za rękę i wciągnąłem ją sobie na kolana. – Prawie cię straciłem. Nie chcę tracić czasu na kłótnie.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Ja też nie.
- Więc uwierz mi, kiedy mówię, że mi przykro.
- To nie to, że ci nie wierzę. Po prostu nienawidzę kiedy mówisz takie rzeczy. To psuje humor.
Przycisnąłem swoje usta do jej. Oddając mi pocałunek, Kelsey przycisnęła mnie do siebie za szyję. Położyłem się, kładąc ją pod sobą. W momencie kiedy zacząłem całować ją po szyi, zatrzymała mnie.
- Justin – przycisnęła dłonie do mojej klatki piersiowej.- Przestań.
- Dlaczego? – szepnąłem, pozbawiony oddechu.
Potrząsnęła głową.
- Bo nie chcę.
Pokiwałem głową, rozumiejąc jej decyzję.
- Dobrze, chodź tutaj – wstałem i pociągnąłem ją za sobą.
- Przepraszam.
Potrząsnąłem głową.
- Nie musisz. To nie jest przestępstwo – objąłem ją ramionami.
Uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek.
- Dziękuję.
- Nie ma problemu. A teraz.. czy możemy wrócić do chłopców?
Zaśmiała się, kiwając głową.
- Jasne, możemy.
Wziąłem ją za rękę i zeszliśmy razem po schodach.
- Wybaczyłam ci.. tak w ogóle – mruknęłam do mnie.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją, zanim się odsunąłem.
- Aw.. patrzcie kto wrócił – powiedział John dziecinnym głosem. – Robiliście coś nieodpowiedniego?
Kelsey zarumieniła się, chowając twarz włosami. Coś, co robiła bardzo często kiedy była skrępowana.
- Zamknij się, John.
Zaśmiał się i usiadł na krześle.
- Cieszę się, że w końcu wróciliście – powiedział Bruce, stawiając przed nami talerze steków, burgerów i frytek. – Baliśmy się, że ominie was jedzenie.
- Nigdy byśmy tego nie odpuścili – mrugnąłem, owijając ramiona wokół talii Kelsey. – Jesteś głodna?
Pokiwała głową.
- Umieram z głodu.
- W takim razie jedzmy..
Nagle wszyscy zamilkli, słysząc zbliżający się odgłos szpilek. Para czerwonych butów pojawiła się przed nami, a ja powiodłem wzrokiem w górę i jęknąłem, widząc kto to był.
- Aw – Kayla jęknęła. – Zaczęliście beze mnie.
Zacisnąłem uścisk wokół Kelsey wiedząc, że Kayla nas zobaczyła, a po błysku w jej oczach wiedziałem, że miała coś zaplanowanego.

*Cornball – nie miałam naprawdę pojęcia jak to wytłumaczyć, przepraszam.
 _____________________________________________
 Przepraszam za wszystkie błędy, tłumaczone trochę na szybko.
I jak wrażenia? Jak myślicie, co planuje Kayla?