czwartek, 29 listopada 2012

Three.

Bóg naprawdę ma dla mnie inne na plany na dziś, bo nie miałam zamiaru brać udziału w takich wydarzeniach. Chciałam jedynie wyjść gdzieś z Carly i chociaż raz się dobrze bawić, ale nie, Bóg zabraniał mi robienia czegokolwiek bez dokopywania mi moim brakiem szczęścia. Tak, powiedziałam brakiem szczęścia, bo właśnie z tego powodu moje życie jest jakie jest.
Chwilę zajęło mi złożenie w całość tego, co się własnie stało. Szok wystrzelił w moich żyłach, gdyby tylko zobaczyłam krew lecącą z głowy chłopaka, który upadł na ziemię, brak jakiegokolwiek cienia życia w jego ciele. Czując jak żołądek skręca mi się z przerażenia, przygryzłam wargę. Moja dłoń instynktownie powędrowała do ust, próbując stłumić krzyk.
Nie mogłam oddychać, nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nawet odwrócić wzroku od widoku przed mną. Moje nogi były jak z galarety, a stopy wydawały się być przyczepione do błotnistej ziemi, na której stałam. Jedyne co mogłam zrobić, to przeklinać swoje życia. Przynajmniej w ten sposób byłam cicho.
Słysząc szuranie, świadczące o zamieszaniu podczas opuszczania tego miejsca, wreszcie spojrzałam w górę, napotykając wzrok Dangera. Natychmiast obleciał mnie strach.
Zaschło mi w gardle, gdy zaczęłam potrząsać głową, aby powiedzieć mu, że nic nie widziałam. Nie udało się, bo chłopak szybko szepnął coś do otaczającej go grupki, po czym przelotnie na mnie zerknął, zanim ktokolwiek to zauważył. Zastanawiałam się czy powinnam uciec lub coś w tym stylu, ale nie chciałam ryzykować życia. Przynajmniej nie teraz.
Oplatając rękę na mojej talii, z trudem złapałam oddech, gdy przerzucił mnie sobie przez ramię. To stało się tak szybko, że nie zorientowałam się, co właśnie zrobił, dopóki nie rzucił mnie na przednie siedzenie w czymś, co wyglądało jak jego samochód.
Jeśli wtedy się bałam, to teraz byłam zdecydowanie przerażona.
Nie wiedząc co zrobić, po prostu nieruchomo tam siedziałam, gdy moje oczy patrzyły wszędzie w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zagrozić mojemu życiu. Może nóż? Bomba? Inny pistolet? Ale nic nie znalazłam. Wypuściłam oddech pełen ulgi, która zniknęła, kiedy drzwi obok się odtworzyły, a do środka wsiadł sam Danger.
Nie wyglądał na zbyt zadowolonego.
Bez słowa odpalił samochód i wyjechał z miejsca parkingowego. Szarpnęło mną, a mój mózg zaczął działać.
-Gdzie mnie zabierasz? Zabijesz mnie?  O Boże, nie chcę umrzeć... - mruknęłam, niezadowolona z obrazu w mojej głowie. Moje ciało pocięte na kawałeczki i zostawione w lesie, gdzie nikt go nie znajdzie.
-Bądź cicho, rozumiesz? - warknął głosem przepełnionym goryczą, co od razu sprawiło, że się zamknęłam.
Czując napięcie w samochodzie, zaczęłam nerwowo bawić się palcami i przygryzać wargę, żeby nie powiedzieć nic więcej, ale nie dałam rady. Musiałam wiedzieć co się dzieje.
-Hej, umm, Danger? - mentalnie się spoliczkowałam, słysząc, jak głupio to zabrzmiało. - Chłopaku, jakkolwiek się nazywasz. Przepraszam, że co przeszkadzam, ale naprawdę muszę wracać do domu. Jest późno, a jeśli moi rodzice dowiedzą się, że wymknęłam się z domu, będę martwa. Dosłownie.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie chichot, który sprawił, że zmarszczyłam brwi .
-Co jest takie zabawne?
-Ty - wciąż patrzył w boczne lusterko z łobuzerskim uśmiechem. Na sekundę na mnie spojrzał, po czym skierował wzrok na drogę przed sobą.
-Ja? - niezręcznie podrapałam się po szyi. - Co zrobiłam?
-Jesteś w samochodzie z osobą, która właśnie kogoś zabiła, a jedyne o czym myślisz, to wpadnięcie w kłopoty... przez swoich rodziców? - tym razem spojrzał na mnie z pełnym skupieniem, na co przełknęłam gulę śliny.
-Um, cóż, widzisz, moi rodzice są dużo straszniejsi niż ty, kolego. Uwierz mi, w porównaniu do nich jesteś nikim, jeśli chodzi o straszenie kogolowiek. Poza tym, widocznie masz powody, dla których robisz co robisz, więc jest okej. Nie obchodzi mnie to, dopóki jestem żywa. Ale to nie potrwa długo, jeśli moi rodzice zorientują się, że mnie nie ma.
-Powiem ci, że jesteś skomplikowana - zaśmiał się, ponownie zerkając w boczne lusterko.
-Cóż, ty też nie jesteś zbyt łatwy do zrozumienia - mruknęłam, podpierając podbródek na dłoni, a następnie opierając łocieć na podłokietniku.
-Nawet mnie nie znasz - zaprotestował.
-Wiem i widziałam wystarczająco, żeby wiedzieć, że oznaczasz kłopoty - przyznałam, przygryzając wnętrze policzka.
-W takim razie zgaduję, że o mnie słyszałaś? - podniósł brew.
-Yup, więcej, niż bym chciała. Uwierz mi - podniosłam rękę w górę, potrząsając jednocześnie głową.
-Wierzysz w to? - zacisnął usta, po czym gwałtownie skręcił. Trzymając kierownicę prawą dłonią, drugą włożył do kieszeni skórzanej kurtki.
- Nie... - przypomniała mi się kłótnia z Carly. Ale przecież widziałam, jak zabijał człowieka...
-To dobrze - wyciągnął paczkę papierosów, a następnie włożył sobie jednego do ust i go odpalił. Wrzucił paczkę spowrotem do kieszeni. - Bo jestem pewien, że prawda jest jeszcze gorsza - wypuścił idealne kółko z dymu.

~

Danger ją ze sobą zabrał. Co się teraz stanie z biedną Kelsey? :O Czy Justin może ją skrzywidzić?

Chciałabym wam BARDZO podziękować, nie spodziewałam się takiego zainteresowania ani tylko komentarzy! Dziękuję również za wszystkie komplementy dotyczące mojego tłumaczenia, to naprawdę cholernie miłe <3


wtorek, 27 listopada 2012

Two.

Umrę.
To oficjalne.
Albo to albo wszyscy ludzie będą się mnie wystrzegać. Ta, to brzmi dobrze. W ten sposób będę samotna, nie martwa.
Gdy Carly zaczęła ciągać mnie w każdym możliwym kierunku, przyłapałam się na rozglądaniu w poszukiwaniu Danger. Ten przydomek sprawił, że się wzdrygnęłam, a mój żołądek wywinął fikołka.
Nie wiem, dlaczego tak się zachowywałam. Zgaduję, że zżerały mnie nerwy i zbyt martwiłam się o swoje życie. Bardziej przejmowałam się tym przypadkowym chłopakiem niż własnymi rodzicami.
To samo powinno ci coś mówić.
W tym momencie wręcz traciłam rozum, chciałam się od tego wszystkiego odciąć. Moja głowa nie powinna być pełna obaw, że zobaczę tego chłopaka, to powinno się dziać przez moich rodziców. Co jeśli wyszli z domu, aby mnie szukać i znaleźli tu? Co jeśli wysłali kogoś, żeby mnie znaleźć? Co jeśli... Oh, cholera, dlaczego w ogóle się przejmuję? Rodzice są ostatnią rzeczą, o którą powinnam się martwić.
Wyrywając dłoń z uścisku Carly, czekałam aż się odwróci.
-Potrzebuję złapać oddech - wyznałam. - Nie przyszłam tu, żeby w kółko chodzić. Przyszłam tu, żeby się zabawić i jeśli mamy uciekać od każdej grupki, która się tu znajduję, to wracam do domu.
Zakładając kosmyk włosów za ucho, dziewczyna nerwowo zachichotała.
-Przepraszam - jej policzki się zaczerwieniły. - Nie zauważyłam, że byłam zbyt nachalna.
-Nie chodzi o to, że byłaś nachalna... - przerwałam, myśląc jak inaczej skończyć to zdanie. - Chodzi o to, że odkąd Danger - zrobiłam palcami znak cudzysłowia - ze mną rozmawiał, włączył ci się jakiś radar i dłużej tego nie wytrzymam.
-Przepraszam - oblizała usta.
-Po prostu myślę, że - wzięłam głęboki wdech - od chwili, w której się do mnie odezwał, zachowujesz się jakbym miała umrzeć, a to nie prawda.
-Skąd możesz wiedzieć? - wyrzuciła ręce w górę, jednocześnie pokazując na mnie. - Są powody, dla których mówią na niego Danger, Kelsey.
-Yhm, wiesz, Danger rozmawiał ze mną raz. Nie umówił się ze mną ani nic w tym rodzaju - pokręciłam głową. - Przesadzasz i dobrze o tym wiesz. Poza tym nawet go nie znasz!
-Wiem wystarczająco, żeby mieć pewność, że oznacza on coś złego - próbowała brzmieć przekonywująco, ale brzmiało to jak kupa kłamstw.
-A ty wierzysz we wszystko, co mówią inni? - podniosłam brew, gdy dziewczyna energicznie przytaknęłam - Carly, nie każda rzecz, którą usłyszysz jest prawdą. Teraz ludzie wszystko wyolbrzymiają. Nie możesz wierzyć w ich pierdolenie. Powinnaś dobrze o tym wiedzieć - przypomniałam jej, jak Danny Jergins rozpuścił plotkę, że Carly się z nim przespała. Ubarwiono to do tego stopnia, że rzekomo zaszła ona w ciążę i poddała się aborcjii. Minęły wieki zanim cała sprawa ucichła, a ludzie znaleźli sobie nowy temat.
-To coś innego - próbowała się kłócić.
-W którym momencie? - położyłam dłonie na biodrach. - Wymień jedną różnicę - zaczęłam uderzać butem o podłogę, czekając na jej odpowiedź.
-To po prostu nie jest to samo, okej? - wymamrotała. - Wszyscy o nim wiedzą, Kelsey. On tego nie zaczął. Ludzie już o nim wiedzieli.
-Wiedzieli o tym z historyjek innych. Nie ważne kto zaczął, Carly, prawda zawsze pozostaje taka sama. Nikt nie wie wszystkiego. Nikt, oprócz jego samego i kiedy on to potwierdzi, wtedy masz pewność, że to prawda. Do tej pory wszystko co usłyszysz jest kłamstwem.
Po chwili ciszy, blondynka wreszcie się poddała.
-Zgoda, ale nie mów, że cię nie ostrzegałam - skrzywiła się, pokazując na mnie, po czym chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do części imprezy, gdzie ludzie tańczyli. Nie myślałam, że to jeszcze dziś zobaczę.
Zazwyczaj nie łamałam reguł, ale ten jeden raz miałam wrażenie, że to zrobię. Otwierając sobie kolejną puszkę piwa, wolno upiłam łyk. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Carly zniknęła. Cholera.
Wzdychając, zaczęłam jej szukać. Przepychając się przez ludzi, którzy ocierali się o siebie, jakby uprawiali seks, palaczy z jonitem w ręku i alkoholików wlewających w siebie litry piwa, wciąż nie mogłam znaleźć Carly.
Minęło kilka minut, a moje stopy były całe obolałe od ciągłego chodzenia. Nawet na chwilę nie siadłam. Nieważne. Jakby ci ludzie nie wiedzieli co to krzesło. W końcu się poddałam i wyjęłam telefon, żeby do niej napisać.
Gdzie jesteś? Szukałam wszędzie. Odpisz, żebyśmy mogły się spotkać. Muszę niedługo wracać do domu.
Usatysfakcjonowana schowałam telefon, gdy coś niedaleko przykuło moją uwagę. Kiedy poszedłam bliżej, okazało się, że to kłoda. Uzmysławiając sobie, że to najbliższa rzecz podobna do krzesła, jaką tu znajdę, siadłam na niej. Prostując nogi, nagle stałam się spokojniejsza... zrelaksowana.
Trwało to do chwili, w której uświadomiłam sobie, że minęło 10 minut, a Carly wciąż nie odpisała. Zazwyczaj odpisywała po kilku sekudnach, maksymalnie dwóch minutach, jeśli była pijana. Zaczynałam się martwić. Wiedząc, że nie było jej w tłumie, postanowiłam zejść do doliny pełnej drzew.
Włożyłam ręce do kieszeni, odpychając od siebie wszelkie dziwne myśli, gdy zauważyłam jak ciemno jest wokół.
Jak Carly mogła tak zniknąć? Napradę była aż tak przybita tym, że nie robiłam z Dangera rozmiawiającego ze mną takiej afery jak ona?
A może chodziło o coś innego? Może ktoś poprosił ją, żeby z nim gdzieś poszła... Ale w takim wypadku poinformowałaby mnie przed odejściem.
Wzdychając, sfrustrowana samą sobą, poczułam buzowanie w głowie. Trzy piwa, które wypiłam, zaczynały dawać o sobie znać, a szelest liści wcale nie pomagał. Kiedy zaczynałam myśleć, że wariuję, zauważyłam niedaleko grupę ludzi.
Nie zastanawiając się długo, kontunuowałam spacer, czując jak uderza we mnie chłodne powietrze. Ostrożnie spojrzałam w górę i zauważyłam, że nie była to jakaś przypadkowa grupka ludzi. Mieli na sobie czarne i czerowne rzeczy, a przypominając sobie kawałki wielu kazań Carly, uświadomiłam sobie, że... To byli ludzie, przed którymi ostrzegała mnie przyjaciółka.
Grupa Dangera.
Czując przyśpieszone bicie własnego serca, przesunęłam się blizej drzew, próbując pozostać niezauważoną.
-Jesteś w wielkim gównie, Parker - mroczny głos dobiegał z cienia. Poczułam jak ściska mi się żołądek, a pachy pocą.
-Prze-przepraszam - do kogokolwiek chłopak mówił, jego jąkanie się zabrzmiało tak niepewnie, że się skuliłam.
-Przepraszam już nie wystarcza. Dostałeś kilka szans i gówno z nich wyszło. Daliśmy ci trzy dodatkowe tygodnie, a ty wciąż nie miałeś czasu zdobyć pieniędzy?
-Proszę, potrzebuję tylko trochę więcej czasu...
-Hm, cóż, twój czas się skończył, kolego - zdrętwiałam, oglądając się za siebie akurat, aby zobaczyć wystrzał i ciało padające na ziemię. Podłoże od razu pokryło się czerwoną cieczą.
Co do kurwy nędzy się właśnie stało?

~~

Danger pokazał swoją złą stronę :O Jak sądzicie, co zrobi Kelsey? Co się stanie dalej?

Naprawdę baaardzo się cieszę, że tyle osób po pierwszym rozdziale juz dopytuje się o kolejne. Nawet nie wiecie, jak mi jest teraz ciepło na sercu. <3
Poza tym, hej, 11 komentarzy i prawie 400 wejść w 24 GODZINY? :O
Jesteście nie-sa-mo-wi-ci. ♥
 
PS Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, piszcie w komentarzach lub do mnie na twitterze. :)

poniedziałek, 26 listopada 2012

One.

PS Justin nie jest w tej historii sławny :)
~~

Była piątkowa noc, a ja poza oglądaniem telewizji, siedzeniem na komputerze lub nawet sprawdzaniem telefonu po raz kolejny, żeby sprawdzić, czy ktoś do mnie napisał (nie napisali), nie miałam co zrobić ze swoim nudnym życiem. Rozdrażniona i zirytowana wstałam i udałam się do mojego nudnego pokoju, gdzie ponownie nie miałam nic do roboty.
Przyciskając głowę do kołder na moim niepościelonym łóżku, wrzasnęłam w poduszkę, wypuszczając na zewnątrz całą frustrację. Dlaczego nie mogłam być jak normalni ludzie? Co? Czy to jest tak wiele? Mieć możliwość wyjścia gdzieś i wyluzowania?
Ale znów, to nie leży w mojej naturze. Urodziłam się i zostałam wychowana jako Chrześcijanka, która wie jak szanować swoje ciało i obyczaje oraz że Bóg obserwuje wszysko, co robię. Wstaw tu zirytowane westchnięcie.
Jeśli moi rodzice dowiedzieliby się, że poszłam robić rzeczy, które robią inni, normalni nastolatkowie, byłabym zamknięta w swoim pokoju na tygodnie (jeśli nie więcej) ukarana brakiem telewizji, komputera i telefonu, które generalnie są jedynym, co pozwala przeżyć.
Będzie o wiele lepiej, jeśli przeleżę tu opłakując wszystko przez resztę życia, a potem, cóż, umrę.
To tak, jakby bogowie nad nami usłyszeli moje wewnętrzne żale, bo nieomal natychmiast dostałam trzy wiadomości, wszystkie o tej samej treści. Block party, tego wieczoru. O północy w Richmond. Wszyscy są zaproszeni.
Czując, jak moje wnętrzności skręcają się z podekscytowania, szybko zchodząc z łózka, zerknęłam na zegarek, który wskazywał jedenastą trzydzieści.To dawało mi jedynie dobre pół godziny na przygotowanie się i wyglądanie seksownie. To jest, tak seksownie jak mi się uda...
Nie wiem dlaczego tego wieczoru czułam w środku taki pęd do ryzyka, ale podobało mi się to. Dało mi zupełnie nowe odczucie życia. Nawet po mojej całej przemowie o tym, co by się stało, gdyby moi rodzice się dowiedzieli. Miałam zamiar zrobić coś nie do pomyślenia. Wymknąć się.
Wpadając do łazienki, szybko się rozebrałam, odkręcając ciepłą wodę przed wejściem do środka i pozwalając kroplom na mnie spłynąć.
Gdy z tym skończyłam, owinęłam ręcznik wokół ciała, przed sprintem przez pokój do mojej szafy. Wyrzucając wszystko ze środka nie mogłam uwierzyć, że nie mam przynajmniej jednego zestawu, który wyglądałby przynajmniej trochę odpowiednio na imprezie, kiedy moje oczy natrafiły na parę wąskich jeansów, białą, blyszczącą bluzkę, kończącą się kilka centymetrów nad moim brzuchem i skórzaną kurtkę na wierzch. Tak, zdecydowanie takich ciuchów szukałam. Nawet nie wiedziałam, że mam coś takiego, ale nie miałam zamiaru narzekać. Raz Bóg był po mojej stronie i tym razem miałam zamiar zrobić z tego pożytek.
Prędko upuszczając ręcznik na podłogę, włożyłam stanik i majtki przed ubraniem jeansów, koszuli i kurtki. Nałożyłam skarpetki, a chwilę po nich swoje czarno białe conversy.
Wyglądałam niesamowicie, jeśli mogę tak powiedzieć zerkając na lustro obok mnie. Czułam się żywa, nowa, świeża i kochałam każdą, cholerną sekundę.
'Teraz czas na makijaż' pomyślałam, wbiegając do łazienki, wyciągając swoje przybory, wyrzucając wszystko co miałam, przekopując się przez nie, aż w końcu nałożyłam na powieki jasny cień, po czym pokryłam twarz podkładem (tylko odrobiną, żeby zakryć wszelkie niedoskonałości), jednocześnie tuszując rzęsy mascarą. Później pomalowałam usta błyszczykiem i byłam gotowa do wyjścia.
Chwytając mój telefon, włożyłam go do kieszeni spodni i wolno zeszłam na palcach do holu, ignorując miejsca, w których deski mogłyby skrzypieć, aż w końcu bezpieczne zeszłam po schodach i wyszłam, zanim ktokowiek się dowiedział, że zniknęłam.
Czując nocne powietrze muskające moje policzki, poczułam coś rosnącego gdzieś w środku. Nową mnie. Nie mogłam uwierzyć, że opuszczałam teren domu, żeby pójść na jakąś imprezę. Ale to zdecydownie byo tego warte.
Kierując się w dół ulicy, przeszłam przez pasy, obserwując drogę. Richmond nie było zbyt daleko mojego mieszkania, co stanowiło plus. Miałam właśnie skręcić, aby udać się wzdłóż Jefferson Street, kiedy mój telefon zaczął brzęczeć w mojej kieszeni.
Odblokowując telefon, zerknęłam w dół, widząc wiadomość od swojego młodszego brata. Cholera.
Od:Dennis
Jesteś martwa, Kels. Kiedy mama i tata dowiedzą się, że wykradłaś się z domu.

Wywracając oczami, odpisałam mu.
Do:Dennis
Nie, jeśli nie chcesz, żeby rodzice dowiedzieli się, że oglądasz pornosy.

Wiedziałam, że osiągnęłam swój cel. Otrzymując kolejną wiadamość uśmiechnęłam się, bo wygrałam.
Od:Dennis
Dobra.

Już miałam schować telefon spowrotem do spodni, gdy dostałam jeszcze jedego sms, tym razem od mojej najlepszej przyjaciółki, Carly.
Od:Carly
Więc, pani 'chcę dla odmiany się trochę zabawić', dziś wieczór jest domówka, wstęp wolny. Piszesz się?
Do:Carly
Jestem krok przed tobą. Odpisałam z uśmiechem.
Od:Carly
Cholera, szybko działasz. Próbujesz mi powiedzieć, że już wyszłaś?
Do:Carly
Tak, wymknęłam się.
Od:Carly
Gnojek.
Do:Carly
Zamknij się ;)
A kiedy skończyła się ta rozmowa okazało się, że doszłam wreszcie do Richmond i, ku mojemu zaskoczeniu, wszystkich, których znałam spędzali świetnie czas, tańczyli, śpiewali, śmiali się, pili i, co najważniejsze, palili.
-Cóż, to zdecydowanie jest coś - zachichotałam, przepychając się przez tłum ludzi, próbując znaleźć Carly.
-Wow, naprawdę ci się udało! - odwróciłam głowę, zastając Carly stojącą za mną z dwoma piwami w dłoniach i łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.
-Mówiłam ci, że tak będzie - wypaliłam z takim samym uśmiechem, na co dziewczyna się zaśmiała.
-Tak, ale nie myślałam, że mówisz prawdę.
-Oh, dziękuję, najlepsza przyjaciółko - mruknęłam, na co ona wytknęła język, po czym podała mi piwo.
-Do usług.
-Czekaj, po co mi to? - podniosłam rękę, patrząc na nieznaną substancję nieufnym wzrokiem, na co Carly spojrzała na mnie, jakbym była nienormalna.
-To piwo?
-Wiem. Pytałam dlaczego mi to dałaś. - podniosłam brwi.
-Chcesz wyluzować, prawda? Cóż, proszę bardzo. Możesz zacząć od picia piwa i byciem normalną nastolatką, chociaż ten jeden raz. Życie masz tylko jedno, Kels, wykorzystaj je w pełni, zwłaszcza dzisiaj.
Wzruszając ramionami, przyłożyłam szklankę do ust, odchylając głowę do tyłu i przełykając ten obrzydliwy płyn, po czym westchnęłam i wytarłam usta.
-Fuj.
-Cholera - powiedziała Carly z szeroko otwartymi oczami. - Wiesz, jak szybko pić to gówno - uśmiechnęła się, zarzucając mi rękę na ramiona. - Jestem dumna.
-Jesteś szalona Carly. Wiesz o tym? - rozbawiona na nią spojrzałam.
-Często to słyszę, właśnie taka jestem - wzruszyła ramionami, na co obie wybuchłyśmy śmiechem.
-Dobra robota, shawty - z ciekawością odwróciłam głowę, zastając za sobą chłopaka z brązowymi włosami, patrzącego na mnie z przebiegłym uśmieszkiem namalowanym na twarzy. Zdjął okulary, ukazując swoje jasno karmelowe oczy.
Podnosząc brew, nerwowo przełykając ślinę, która zaczęła zbierać mi się w ustach, oblizałam je. Czując paznokcie Carly wbijające mi się w ramię, próbowałam nie skrzywić się z bólu.
-Ugh, dzięki?
-Zaslugujesz na szcunek, za wypicie tego tak szybko - zignorował moją zmieszaną uwagę, kontynuując swoją własną.- Zazwyczaj dziewczyny stąd nie wiedzą jak to zrobić. Jestem pod wrażeniem - mrugnął do mnie, po czym załozył okulary spowrotem i nie mówiąc nic więcej przeszedł obok nas z grupą chłopaków, znikając w tłumie.
-Oł - mruknęłam odwracając się, zdejmując jednocześnie dłoń Carly z mojej skóry i zaczęłam pocierać rękę. - Wiesz, nie musiałaś mnie tak chwytać.
-O mój Boże - dziewczyna, jakby oszołomiona, wypuściła powietrze, na co pstryknęłam jej palcami przed twarzą.
-Ziemia do Carly! - tym razem pomachałam ręką. - Co jest z tobą nie tak?
Wybudzając się, odwróciła się do mnie z szeroko otwartymi oczyma.
-Wiesz, kto to był? - gapiła się na mnie, a ja niezdarnie odwróciłam się, oglądając imprezujących ludzi, po czym wróciłam do niej.
-A powinnam?
-Czy ty jesteś poważna? - uderzyła mnie w rękę.
-Ał, znowu! - odsunęłam się, kontunuując pocieranie ręki, a gdy na nią spojrzałam, myślałam, że zgubiła... - Zgubiłaś rozum? Bo mam zamiar pomóc ci go znaleźć.
-Nie żartuję, Kelsey - przełknęła, a gula w jej przełyku zniknęła.
-Nie, ja nie żartuję, Carly. Co z tobą? Czy powinnam wiedzieć, kto to jest? - zmarszczyłam brwi.
-To Danger - zadrżał jej oddech. - Jest najbardziej obgadywanym dzieciakiem w mieście. Robił rzeczy, o których nikomu się nie śniło. Jest przywódcą The Bulls Pack, gangu.
Wzruszyłam ramionami, wciąż nie wiedząc o czym mówi. Dziewczyna jęknęła.
-Kojarzysz tych chodzących w czerni i czerwieni? - wciąż patrzyłam na nią zmieszanym wzrokiem, na co ona westchnęła. - Jakkolwiek oklepanie to brzmi, oni rządzą tym miastem, Kels. Właśnie rozmawiałas z głową całej grupy.
Gdy ta informacja do mnie dotarła, coś zadziało się w moim żołądku. Zdecydownie nie to planowałam, kiedy myślałam o dobrej zabawie.

~~

I jak wrażenia po pierwszym rozdziale? :)
Danger jeszcze nie pokazał na co go stać, ale może zdążył was zaciekawić? ;)

Wprowadzenie.

Dzień dobryyyy :)
 
Blog, na którym się aktualnie znajdujecie będzie w 100% poświęcony tłumaczeniu Danger.
Pytacie - czym jest Danger?
Otóż jest to fanfiction, pisane i publikowane przez JileyOverboard na stronie JBFF. Przeczytałam je jakiś czas temu i wpadłam na pomysł, aby publikować w języku polskim dla osób, które nie wszystko rozumieją, którym czytanie z tłumaczem google nie daje radości lub po prostu dla tych, którym się nie chce ;)
Jeśli będziecie mieli jakiekolwiek uwagi dotyczące mojego tłumaczenia - śmiało piszcie, jestem otwarta na konstruktywną krytykę :)
Mam nadzieję, że opowiadanie to przypadnie wam do gustu tak, jak mi.
 
 
ŻADEN Z PUBLIKOWANYCH TUTAJ ROZDZIAŁÓW NIE JEST MOJĄ PRACĄ.
JESTEM JEDYNIE TŁUMACZEM.
 
 
Nagłówek stworzyła niesamowita @UntamedDemetria :)
W razie jakichkolwiek uwag, wątpliwości czy czegokolwiek, mój twitter : @AyeBiebrauhl
 
 
Życzę miłej przyszłej lektury <3