środa, 17 kwietnia 2013

Sixty.



Kelsey’s POV

Zostałam obudzona przez kilka pocałunków, wzdłuż mojej ręki i ramienia, a następnie wokół szyi. Lekko ssąc moją szyję, Justin delikatnie przejeżdżał po niej zębami. Mruknęłam lekko, pilnując, żeby nie być zbyt głośno.
Poczułam jego uśmiech przy swojej szyi, zanim chichot wydobył się z jego gardła.
- Dobry, skarbie – skubnął mój policzek, po czym się odsunął.
Przysunął twarz do moich włosów, ramieniem obejmując mnie wokół talii i przyciskając do siebie.
Zachichotałam, kładąc swoją dłoń na jego i krzyżując nasze palce razem.
- Która godzina? – mruknęłam niewyraźnie, z tego powodu, że dopiero się obudziłam.
- Odpowiednia na to, żebyś się odwróciła i mnie pocałowała – odpowiedział sprytnie, a ja tylko mogłam sobie wyobrazić, że się przy tym uśmiechał.
Zaśmiałam się i obróciłam, pilnując aby nie rozluźnić naszego uścisku. Próbując się nie uśmiechać, spojrzałam na niego stanowczo, po czym parsknęłam śmiechem.
- Co jest takiego zabawnego? – spytał Justin, patrząc na mnie spod uniesionych brwi.
Potrząsnęłam głową i ukryłam twarz w jego klatce piersiowej, czując jej wibracje kiedy się zaśmiał.
Przyciskając mnie do swojego ciepłego ciała, pochylił się nade mną tak, żeby jego usta znajdowały się tuż przy moim uchu.
- Czyżby to z tego powodu, co zrobiliśmy wczoraj? – szepnął, sprawiając, że moje policzki pokryły się rumieńcem.
Zaśmiałam się, jeszcze bardziej zatapiając twarz w jego klatce piersiowej.
- Skarbie – zachichotał, przebiegając ręką po moich włosach. – Spójrz na mnie.
Potrząsnęłam głową, czując jak moja twarz płonie od gorąca.
Odsunął się ode mnie, a ja jęknęłam, kiedy złapał moją twarz w dłonie, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. Z uśmiechem pochylił się i przycisnął swoje usta do moich.
Oddałam pocałunek, łapiąc go za nadgarstek, nie chcąc żeby ta chwila dobiegła końca.
Justin przejechał kciukami po moich policzkach.
- Jesteś urocza, kiedy czujesz się zakłopotana – popatrzył na mnie.
Skrzywiłam się, zaciskając usta.
Justin ściągnął brwi, zdziwiony moją nagłą zmianą zachowania, kiedy nagle zdał sobie z czegoś sprawę, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Oops, przepraszam skarbie – zaśmiał się. – Miałem na myśli seksowna. Jesteś bardzo, bardzo seksowna – poruszył sugestywnie brwiami, zanim znów przysunął się do pocałunku.
- Mmmm – oblizałam usta. – Kocham kiedy mnie tak całujesz.
Uniósł brew.
- Naprawdę?
Zachichotałam i pokiwałam głową. Pochylając się nade mną, złożył na moich ustach jeszcze kilka pocałunków, po czym objął mnie ramieniem wokół talii.
- Tak o?
- Dokładnie tak – zaśmiałam się, przykładając głowę z powrotem do poduszki i wzdychając.
- Jak się czujesz? – spytał, odgarniając mi z twarzy kosmyki włosów.
Uniosłam brwi w zdziwieniu.
- Co masz na myśli? – oparłam się na jednej ręce, a drugą zaczęłam bawić się jego włosami.
Zamykając oczy pod moim dotykiem, otworzył je z powrotem chwilę później.
- Boli cię coś?
Zmarszczyłam się, zastanawiając się o co mu chodzi, kiedy poczułam jego palce na swoim udzie.
- Oh – przygryzłam wargę, rumieniąc się. – Ja.. ugh.. wszystko jest w porządku. Tak myślę.
Chichocząc, Justin złożył pocałunek na moim czole.
- Jesteś strasznie niewinna. To takie słodk.. um.. seksowne – poprawił się, puszczając mi oko.
- Zamknij się – mruknęłam, lekko uderzając go w ramię.
- To nie jest nic złego, wiesz. W zasadzie cieszę się, że jesteś zmieszana, jeśli chodzi o takie rzeczy.
- Nie jestem – fuknęłam.
Justin ściągnął brwi.
- Dlaczego?
Wzruszyłam ramionami, bawiąc się kawałkiem prześcieradła.
- Nienawidzę nie wiedzieć.. co zrobić – popatrzyłam na niego. – Wtedy czuję się.. dziwnie. Nie wiem jak to wyjaśnić.
- Skarbie.. – Justin potrząsnął głową. – To nic złego – uśmiechnął się. – To znaczy, że masz dla siebie szacunek. Nawet gdybyś wiedziała, co zrobić, niczego by to nie zmieniło, bo tu nie o to chodzi. Próbuję powiedzieć – przesunął się tak, żeby być nade mną i podparł się obiema rękami po moich bokach. – Cieszę się, że nikt więcej cię nie dotykał.
Uśmiechnęłam się, postanawiając z nim trochę pograć.
- Co sprawia, że myślisz, że nikt więcej mnie nie dotykał?
Jego oczy otworzyły się szeroko.
- Co ty próbujesz powiedzieć, Kelsey? Że ktoś miał twoje ciało w swoich rękach przede mną?
Wzruszyłam ramionami odwracając wzrok i próbując się nie śmiać.
- Może.
Chichocząc, Justin pochylił się i przycisnął usta do mojej szyi. Przechyliłam głowę na prawo, dając mu do niej lepszy dostęp. Przesuwając usta wzdłuż mojej szczęki i całując skórę obok moich ust, przysunął się do mojego ucha.
- Nie oszukasz mnie skarbie – pocałował miejsce pod moim uchem. – Wiem, kiedy kłamiesz – odsunął się z uśmiechem. – Poza tym, po sposobie w jakim wczoraj krzyczałaś moje imię, i jak spięta czułaś się kiedy zdjąłem spodnie, od razu mogłem stwierdzić, że to był pierwszy raz kiedy ktoś cię dotknął.
- O mój Boże – pisnęłam, ponownie chowając twarz w jego klatce piersiowej, rumieniąc się jeszcze bardziej. – Przestań.
Śmiejąc się, pochylił się, łącząc nasze usta razem.
- Nie możesz sobie ze mnie żartować, skarbie.
- To był tylko niewinny żart – otworzyłam szeroko oczy. – Nie musiałeś wchodzić w takie szczegóły.
- To było nic. Jeśli chcesz szczegóły, skarbie, mogę ci je wymienić właśnie w tym momencie. Jak to, kiedy robiłaś się mokra, w czasie kiedy cię..
- Justin! – krzyknęłam, uderzając go. – Zamknij się.
Śmiejąc się, Justin zszedł ze mnie i objął mnie ramieniem, przyciągając mnie mocno do siebie.
- Kocham cię – pocałował moją skroń.
- Ja ciebie też – uśmiechnęłam się.
- Prawdopodobnie powinniśmy wziąć prysznic i zjeść śniadanie – oznajmił Justin, po kilku minutach leżenia w ciszy, z naszymi palcami złączonymi razem.
Opuściłam ramiona z grymasem na twarzy.
- Nie chcę wstawać.
- Ja też nie, ale musimy się umyć – opierając się na łokciu, pocałował mnie. – Chodź, skarbie. Wstawaj – odrzucając koc, Justin podniósł się na nogi, a ja wzięłam głęboki oddech i szybko zakryłam oczy.
- Co się stało?
Machnęłam dłonią w jego kierunku.
- Jesteś nagi. Zakryj się!
Justin zaśmiał się głośno a ja tylko wyobraziłam sobie, że zapewne potrząsnął głową.
- To nie jest nic, czego byś wcześniej nie widziała.
Skrzywiłam się.
- Wiem, ale nie czuję się komfortowo.
- Ostatnim razem kiedy sprawdzałem, byłaś z tym twarzą w twarz nie tak dawno temu.
- Jesteś dupkiem – warknęłam.
Chichocząc, Justin oderwał dłonie od mojej twarzy.
- Wyluzuj, skarbie. Tylko żartowałem – pocałował mnie w policzek. – A teraz wstawaj.
Wzięłam głęboki oddech po czym usiadłam i od razu tego pożałowałam, kiedy poczułam ból, który wystrzelił wzdłuż moich nóg.
- Cholera – syknęłam do siebie, lekko przenosząc każdą z nich na skraj łóżka.
- Wszystko dobrze? – Justin podszedł do mnie, z konsternacją wypisaną na twarzy.
Przygryzłam wargę, nie chcąc powiedzieć głośno faktu, że ledwo byłam w stanie poruszać nogami.
- W-Wszystko w porządku..
- Jesteś pewna? – pochylił się, żeby mieć twarz na wysokości mojej. – Mam ci pomóc?
Potrząsnęłam głową. Nie byłam słaba. Jeżeli mogłam przetrwać dzień z wrogami Justina, mogłam też przetrwać pójście do łazienki.
- Wszystko dobrze tylko.. nie jestem przyzwyczajona do tego uczucia.
Justin pokiwał głową i odsunął się, obserwując moje ruchy.
- Widzisz, zrobiłam to. Nie jest źle – uśmiechnęłam się do siebie.
- Teraz twoje wyzwanie, to przejście do łazienki – wskazał kciukiem miejsce za sobą, a ja jęknęłam.
- To jest tortura.
Justin machnął dłonią, a ja zauważyłam, że wciągnął na siebie bokserki, dokładnie tak jak prosiłam.
- To twój pierwszy raz. Przyzwyczaisz się do tego.
- Z pewnością – mruknęłam do siebie i westchnęłam. – Cóż, to idziemy – ominęłam go i ostrożnie zaczęłam przemieszczać się w stronę łazienki. Z każdym korkiem było coraz łatwiej, ale ból był coraz ostrzejszy.
Justin zachichotał a ja nie mogłam powstrzymać się przed sprawdzeniem, co go tak rozbawiło.
- Co?
Wzruszył ramionami, powstrzymując śmiech.
- Nic.
Zwęziłam oczy, nie do końca mu wierząc.
- Po prostu.. chodzisz teraz jak pingwin – parsknął śmiechem, łapiąc się za brzuch.
- Cóż.. przepraszam, że nie mogę iść prosto – odpowiedziałam z irytacją, odwracając się do niego tyłem i wchodząc do łazienki.
- Skarbie ja…
Zatrzasnęłam drzwi, nie pozwalając mu na dokończenie zdania.
Ostro? Cóż, poradzi sobie z tym.
Ściągając z siebie kawałek materiału, którym się przykrywałam, weszłam pod prysznic i puściłam wodę, pozwalając jej spływać po całym moim ciele.
Namydlając każdą część swojego ciała, nałożyłam na włosy truskawkowy szampon Justina. Zamknęłam oczy, kiedy poczułam obejmującą mnie parę ramion.
Praktycznie wyskakując ze swojej skóry, obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Justinem.
- Co do cholery, Justin? – uderzyłam go ramię. – Przestraszyłeś mnie!
- Przepraszam – zachichotał, wpatrując się we mnie. – Nie mogłem po prostu znieść tego, że jesteś na mnie zła.
Westchnęłam, próbując przywrócić sobie normalny oddech.
- Boże, Justin. Nie mogłeś zapukać, przeprosić z zewnątrz? – popatrzyłam na niego. – Albo chociaż ostrzec, że wchodzisz.
- Zapamiętam – uśmiechnął się, całując mnie w usta. – A teraz.. przechodząc do ważniejszych rzeczy – złapał mnie za dłonie. – Wybaczysz mi?
- Nie.
Justin uniósł wysoko brwi.
- Co?
- Słyszałeś. A teraz wyłaź. Chciałabym dokończyć prysznic w spokoju, dziękuję – odwróciłam się i kontynuowałam namydlanie skóry, mając nadzieję, że chociaż raz mnie posłucha i wyjdzie. On jednak zrobił odwrotnie.
Podszedł do mnie od tyłu, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Kelsey.. – mruknął mi do ucha.
 Wzięłam głęboki oddech, kiedy jego usta zaczęły przemieszczać się wzdłuż mojej szyi.
Zaciskając uścisk, zaczął lekko ssać moją mokrą skórę.
Jęknęłam, opierając głowę na jego ramieniu, jedną ręką łapiąc go za szyję.
Całując mnie wzdłuż ramienia, odsunął mnie i odwrócił przodem do siebie, po czym popchnął mnie lekko na ścianę wpijając się w moje usta, a ja przyciągnęłam go bliżej do siebie.
Łapiąc mnie za biodra przyciągnął mnie tak, żebym obejmowała go nimi w pasie, przybliżając mnie do siebie jeszcze bardziej.
Jęknęłam, wplątując rękę w jego włosy.
- Justin.. – mruknęłam.
Jeszcze raz całując mnie w szyję, Justin odsunął się oddychając ciężko. Złączył nasze czoła razem, a jego klatka piersiowa powoli poruszała się w górę i w dół. Oblizał usta.
- Przepraszam..
- Wybaczam ci – szepnęłam, po czym ponownie wpiłam się w jego usta.
Całując mnie wzdłuż klatki piersiowej, Justin wziął jedną z moich piersi do ust, lekko ją ssąc.
- Justin.. – jęknęłam.
- Tak bardzo cię teraz pragnę – mruknął, pozbawiony oddechu. – Chcę cię poczuć..
Przysunęłam się do niego, przygryzając wargę.
- Proszę..
- Skarbie.. – szepnął Justin. – To za wcześnie..
Potrząsnęłam głową, nie będąc w stanie dłużej czekać.
- Zrób to. Teraz.
- Skrzywdzę cię.
- To zrób to powoli.
- Nie sądzę, że będę w stanie, skarbie – jęknął, mocno mnie do siebie przyciskając.
- Dobrze, więc zrobię to sama – zanim Justin miał szansę przetworzyć w głowie to, co właśnie powiedziałam, złapałam jego penisa i umiejscowiłam go w sobie, odchylając głowę w tył.
- Kurwa, Kelsey – wychrypiał Justin, lekko poruszając się w przód i w tył pilnując, żeby mnie nie zranić.
Składając kilka pocałunków na moich ustach, jęknął, biorąc głębokie oddechy.
- Tak jest dobrze, skarbie – szepnął mi do ucha, łapiąc za moje biodra i lekko przyspieszając.
- Justin..
- Kelsey – Justin z całych sił próbował mnie nie skrzywdzić, a przy jego linii włosów zaczęły pojawiać się kropelki potu. – Kurwa – jeszcze raz wszedł we mnie a ja zacisnęłam biodra, czując, że jestem już blisko.
Wkrótce moje ciało odprężyło się, tak samo jak i jego, a on oparł czoło na moim ramieniu. Trzymając Justina za szyję wzięłam głęboki oddech próbując otrząsnąć się z tego, co właśnie doświadczyłam.
Po raz tysięczny dzisiejszego dnia, Justin pocałował mnie w usta po czym delikatnie pozwolił mi stanąć na nogi.
- Wszystko dobrze? – szepnął.
Skinęłam głową.
- Było niesamowicie – wzięłam głęboki oddech.
Justin zachichotał, całując mnie w czoło.
- Jasne, że tak.
Po kilku minutach stania w ciszy, Justin odsunął się ode mnie.
- Prawdopodobnie powinnaś już wziąć prysznic.
Wywróciłam oczami.
- Byłoby miło.
- Chodź, pomogę ci – Justin uśmiechnął się, poruszając brwiami.
- Nie, dziękuję – wzięłam do ręki mydło i cofnęłam się o krok. – Ostatnie czego potrzebujemy, to żeby to się znowu zdarzyło.
- Cóż, wcześniej nie narzekałaś – puścił mi oko.
Zaśmiałam się, wskazując mu drzwi od łazienki.
- Wyjdź.
Unosząc dłonie w obronnym geście zaczął się wycofywać. – Okay, okay, właśnie to robię. Cholera, skarbie – otwierając drzwi, zrobił krok naprzód. – Kocham cię.
Zachichotałam, uśmiechając się.
- Ja ciebie też.
Jeszcze raz się namydliłam i opłukałam włosy z szamponu. Okrywając się ręcznikiem, wysuszyłam włosy, zanim zaczęłam osuszać całe ciało.
Wchodząc do pokoju Justina zdziwiłam się, że łóżko było zaścielone, a on ubrany w szare spodnie i białą podkoszulkę, siedział na nim czekając na mnie.
- Wybrałem dla czyste spodenki i t-shirt. Wątpię, żebyś chciała założyć na siebie ubrania z wczoraj. Oczywiście poza biustonoszem.
Pokiwałam głową i zrzuciłam z siebie ręcznik, zakładając na siebie ciuchy, które przygotował. Przez cały ten czas Justin bacznie mnie obserwował. Uśmiechnęłam się, dokładnie wiedząc jakie robiłam na nim wrażenie. Niby przypadkowo upuściłam koszulkę, po czym zgięłam się i podniosłam ją z podłogi. Nagłe klepnięcie wypełniło cały pokój, a ja krzyknęłam, zszokowana tym, że uderzył mnie w mój nagi pośladek.
- Justin!
- No co? Był sobie tam, zadarty i zachęcający, musiałem to zrobić – wzruszył ramionami z uśmiechem.
Wywróciłam oczami.
- Typowy facet – mruknęłam, zakładając na siebie kolejno majtki, biustonosz i podkoszulek.
- Szczerze, nie możesz oczekiwać ode mnie niczego innego kiedy stoisz przede mną nago. Masz szczęście, że nie rzuciłem się na ciebie i nie zrobiłem tego, co poprzednio.
Skrzywiłam się, myśląc o tym. Wczorajsza noc i dzisiejszy poranek były wystarczające na kolejne kilka tygodni.
- Co to za mina? Nie mów mi, że nie sprawiło ci to przyjemności.
- Zamknij się – mruknęłam, rzucając w niego ręcznikiem.
Łapiąc go w locie, wyrzucił go za siebie i podniósł się, podchodząc do mnie. Zanim zdałam sobie sprawę z tego, co się dzieje, przerzucił mnie sobie przez ramię.
- Justin! – krzyknęłam, śmiejąc się. – Puszczaj!
- Nie mogę skarbie. Rzuciłaś we mnie mokrym ręcznikiem. Karma jest suką – zachichotał, jeszcze raz klepiąc mnie w tyłek, tym razem bardziej subtelnie.
- Tylko żartowałam!
- Nie obchodzi mnie to – otworzył drzwi od pokoju i zszedł po schodach, a moja głowa podskakiwała przy każdym jego kroku. Kiedy dotarliśmy do kuchni, posadził mnie na blacie.
- Co chciałabyś zjeść?
- Cokolwiek, umieram z głodu – wzruszyłam ramionami.
- Ja też – Justin wyciągnął patelnię i spojrzał na mnie. – Lubisz omlety?
- Kocham – uśmiechnęłam się, a on otworzył lodówkę, wyciągając z niej wszystkie potrzebne składniki.
Z zafascynowaniem przyglądałam się temu, co robił.
- Nie wiedziałam, że umiesz gotować.
- Kiedy mieszkasz z szaloną kucharką, jak moja mama, uczysz się tego i owego – zachichotał, kontynuując przygotowanie najlepszych omletów, jakie w życiu widziałam.
Rozejrzałam się wokół zdając sobie sprawę, że byliśmy sami.
- Gdzie są chłopcy?
Justin wzruszył ramionami.
- Prawdopodobnie robią gdzieś interesy.
- Przepraszam, ale czy nie powinieneś być teraz z nimi? – spytałam, unosząc wysoko brwi.
Justin zachichotał.
- Nah, skarbie. Jedynym powodem, dla którego wyszli było to, że my byliśmy zajęci – spojrzał na mnie znacząco, a ja zarumieniłam się wiedząc, do czego zmierzał.
- O mój Boże – zaśmiałam się. – To żenujące. Myślisz, że słyszeli?
- To znaczy, czy myślę, że słyszeli ciebie? – zachichotał. – W takim razie tak, tak myślę.
Skrzywiłam się wiedząc, że nie będę więcej w stanie patrzeć im w twarz bez wyobrażania sobie tego, że ci dokładnie zdawali sobie sprawę z tego, co między nami wczoraj zaszło.
Ustawiając się miedzy moimi nogami, Justin pocałował mnie w nos, opierając się dłońmi po obu moich stronach.
- Za dużo się martwisz. Nie stresuj się. To nie jest nic, czego by wcześniej nie słyszeli.
Na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Ew.. Justin.. Nie musiałeś mi tego mówić.
Zaśmiał się.
- Przepraszam. Chciałem cię tylko uspokoić, to wszystko.
- Chyba przestraszyć – mruknęłam.
Justin potrząsnął głową.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też – pocałowałam go i się odsunęłam. – A teraz dawaj mi jedzenie.
Chichocząc Justin odwrócił się, wziął do ręki patelnię z dwoma omletami w środku i umieścił na talerzach po jednym z nich. Pomagając mi zejść z blatu, wręczył mi danie do ręki.
Wzięłam pierwszy gryz omleta, a moje oczy otworzyły się szeroko.
- O mój Boże, Justin, to niesamowite.
Uśmiechnął się.
- Dziękuję. Uczyłem się od najlepszych.
Zachichotałam. Dokończyłam jedzenia i wzięłam łyka wody.
- Która godzina?
Wycierając usta w serwetkę, zerknął na ekran swojego telefonu.
- Jedenasta. Dlaczego pytasz?
Westchnęłam, odkładając naczynia do zlewu.
- Niedługo muszę wracać do domu.
Justin zdał sobie z tego sprawę, bo pokiwał głową. Wiedzieliśmy, że ten moment nie mógł trwać wiecznie. Rzeczywistość przyszła po nas, przypominając o przykrej sytuacji w czasie kolacji z moimi rodzicami. Odkładając swój talerz na mój, Justin odwrócił się.
- Chodź, zabiorę cię do domu.
Opuściłam ramiona nie chcąc wychodzić ale wiedząc, że będę musiała to zrobić wcześniej czy później. Przechodząc obok niego, wsunęłam buty na stopy i wyszłam na zewnątrz. Wślizgnęłam się na miejsce pasażera w jego aucie i cierpliwie czekałam, aż on również znajdzie się w środku. Kiedy tylko to zrobił, zapiął pas i wjechał na jezdnię.
Po kilku minutach ciszy, stwierdziłam, że nie mogę tego dłużej znieść. Westchnęłam i złapałam jego dłoń.
- Wiem.. co sobie myślisz, ale to niczego nie zmienia, okej?
Trzymając drugą rękę na kierownicy, Justin twardo wpatrywał się w jezdnię przed sobą.
- Justin..
- Co? – spojrzał na mnie, po raz pierwszy odkąd ruszyliśmy w drogę.
- Nie rób tego – mruknęłam.
- Czego? – syknął.
- Tego – wskazałam. – Nie ignoruj mnie.
- Nie ignoruję cię  - odwrócił się.
- Owszem, ignorujesz. Spędziliśmy razem naprawdę wspaniały czas. Proszę, nie psuj tego.
Wiedziałeś, że będę musiała wrócić do domu wcześniej czy później.
- Tak..Cóż, ale część mnie miała nadzieję, że to nie nastąpi.
- Ja też, ale w obecnej sytuacji z moimi rodzicami, nie mamy wyjścia – przygryzłam wargę, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Nie zadasz sobie nawet sprawy, kiedy wszystko się zepsuje.
Justin nie odezwał się ani słowem, nie chcąc się kłócić, po czym ściągając usta skinął głową. Po paru  minutach zatrzymał się kilka domów do mojego, na wypadek gdyby moi rodzice byli na miejscu. Odpinając pas, otworzyłam drzwi samochodu.
- Chodź, potrzebuję twojej pomocy.
Unosząc brwi w górę, Justin spojrzał na mnie, jakbym co najmniej miała pięć głów.
- Co?
- Potrzebuję twojej pomocy, zanim odjedziesz. Proszę? To zajmie sekundę.
Wyciągając kluczyki ze stacyjki, Justin wyszedł z auta, zatrzaskując za sobą drzwi.
- O co chodzi?
Łapiąc go za dłoń, zaczęłam go ciągnąć w stronę swojego domu.
- Chcę, żebyś coś dla mnie przeniósł.
Zamiast iść od strony frontowych drzwi, obeszliśmy dom dookoła.
- Co my r…
- Widzisz tamtą drabinę? – wskazałam, przerywając mu. Justin skinął. – Musisz podnieść ją i postawić blisko mojego okna.
- Dlaczego?
- Muszę wejść do środka, bez wiedzy moich rodziców – powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Skarbie.. nie sądzisz, że już zauważyli?
- Nie. Pokłóciłam się z nimi, weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Wiedzieli, że jestem zła i że nie będę chciała z nimi gadać. A jeśli próbowali, to dostali moją ciszę jako odpowiedź.
- Ma sens – wzruszył ramionami, podnosząc drabinę i ustawiając ją tak, jak prosiłam.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się, wspinając się na palce i całując go w policzek.
- Nie ma za co – robiąc krok w tył, wsunął dłonie w kieszenie i patrząc na drabinę zmarszczył brwi. – Dlaczego nie wpadłem na to wcześniej?
Zaśmiałam się.
- Może nie jesteś tak mądry, jak ci się wydaje.
Posłał mi uśmiech, patrząc na mnie spod uniesionych brwi, a ja podniosłam ręce w obronnym geście.
- Przepraszam.
- Wybaczam – pochylając się, złączył nasze usta razem. – Do zobaczenia później?
Skinęłam głową, jeszcze raz go całując, po czym wspięłam się po drabinie. Otworzyłam okno, po czym najpierw wsunęłam jedną nogę, a dopiero potem wślizgnęłam się cała do środka. Pomachałam do Justina, który wciąż stał na zewnątrz.
- Kelsey?
Popatrzyłam na drzwi, a moje serce podskoczyło mi do gardła.
- Kochanie, wiem, że jesteś zła, ale chcę tylko porozmawiać. Proszę, otwórz – usłyszałam szczerość głosie swojej mamy i wiedziałam, że mówiła poważnie.
Westchnęłam, wiedząc, że w końcu będę musiała się z tym zmierzyć. Otworzyłam drzwi.
- Co? – mruknęłam nie chcąc, żeby psuła mi dzień.
Jej oczy otworzyły się szeroko.
- Kelsey…
- O co chodzi, mamo? – pospieszyłam ją.
- Mogę wejść? – spytała, wskazując na pokój.
Uniosłam brwi.
- Jasne? – cofnęłam się, robiąc jej miejsce. – Gdzie tato?
- W pracy – przełknęła głośno ślinę i stanęła prosto, patrząc na mnie.
Skinęłam, bawiąc się końcem koszulki, próbując się odstresować.
Po kilku chwilach ciszy, postanowiłam się przełamać.
- Więc.. o czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- O ostatniej nocy.
- Mamo..
Uniosła dłoń, żeby mnie uciszyć.
- Przepraszam za to, co się stało. Tak nie powinno być – potrząsnęła głową. – Twojemu tacie jest naprawdę przykro, Kelsey.
- To nie znaczenia – odpowiedziałam. – Nie powinien podnieść na mnie ręki.
- Miał za dużo na głowie, Kelsey. Najpierw prawie zostałaś zabita, potem zdał sobie sprawę, w jakim niebezpieczeństwie byłaś przez ostatnie miesiące. Gromadziła się w nim złość. My wszyscy powiedzieliśmy i zrobiliśmy rzeczy, których nie chcieliśmy.
Odwróciłam wzrok.
- Jeśli przyszłaś mnie skarcić za bronienie Justina, to nie mam zamiaru cię słuchać. Wiem, że zrobiłam dobrze.
- Chcemy tylko.. żebyś była szczęśliwa.
- Jestem szczęśliwa, mamo. Dzięki Justinowi.
Mama ściągnęła usta i skinęła głową.
- Rozumiem, Kelsey, ale musisz zdać sobie również sprawę z ryzyka, jakie to za sobą niesie.
- Mamo, nikt nie jest idealny. Życie jakie prowadzi Justin wcale nie oznacza, że gdybym umawiała się z kimś „normalnym” to byłabym bardziej bezpieczna. Ludzie umierają każdego dnia. Nie możesz nic poradzić na przeznaczenie i na to, co zaplanował Bóg.
Zapadła cisza, podczas której wyraźnie nad tym myślała, bo pokiwała głową.
- Masz rację.
- Mamo – jęknęłam. –Mówię poważnie.. czekaj – zatrzymałam się. – Co?
- Powiedziałam, że masz rację.
Zaskoczenie przebiegło po mojej twarzy, a ja otworzyłam szeroko oczy.
- Naprawdę?
- Mhm – siadając na skraju łóżka, poklepała miejsce obok siebie.
Zajęłam miejsce, które mi wskazała.
- Nie możesz kontrolować planów Boga i nie możesz uniknąć wszystkich zagrożeń w życiu - uśmiechnęła się, łapiąc mnie za rękę. – Po prostu się o ciebie martwię.
Potrząsnęłam głową.
- Nie musisz, mamo. Wszystko jest w porządku.
- Teraz to widzę – z uśmiechem cofnęła rękę, kładąc ją sobie na kolanie i oblizując usta. – Nie spałam całą noc zastanawiając się nad tą sytuacją i mimo wszystko nie mogę zignorować faktu, jak bardzo Justin się o ciebie troszczy.
Przygryzłam wnętrze policzka, czując dziwny uścisk w brzuchu.
- Widziałam strach w jego oczach, kiedy Luke trzymał cię na celowniku – zaśmiała się, potrząsając głową. – Ten chłopak cię kocha.
- Na pewno.
Przyłożyła dłoń do mojej twarzy, odgarniając mi z niej kosmyki włosów.
- Wiem, że czasem mogę być jak wrzód na tyłku ale chcę się tylko upewnić, że jesteś bezpieczna. W każdej sytuacji. To samo jeśli chodzi o twojego brata.
- Wiem – mruknęłam. – Przepraszam za to, co wczoraj powiedziałam -Westchnęłam. – Wcale was nie nienawidzę. Po prostu byłam zła na to wszystko co się stało.
- Rozumiem, skarbie. Nie musisz się o to martwić, wybaczyliśmy ci to – pochyliła się, składając na moim czole lekki pocałunek. – Jesteś moją córką i nie ważne, co się będzie działo, kocham cię.
- Ja ciebie też – uścisnęłam ją.
Przebiegła dłonią po moich włosach po czym odsunęła się, wyraźnie szczęśliwa, że się pogodziłyśmy. Kiedy podeszła do drzwi, do głowy wpadła mi pewna myśl.
- Hej.. mamo?
- Tak skarbie?
- Czy to znaczy, że mogę widywać się z Justinem?
Uśmiechając się do mnie, wzruszyła ramionami.
- Chyba tak.
Pisnęłam i zeskoczyłam z łóżka, ignorując ból w nogach, po czym po raz kolejny rzuciłam jej się w ramiona.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Uśmiechnęła się.
- Nie musisz mi dziękować – odsunęła się. –Jestem na dole jeśli będziesz czegoś potrzebować, dobrze?
Pokiwałam głową, uśmiechając się szeroko jak totalna idiotka, ale mnie to nie obchodziło. Cieszyłam się, że w końcu będę mogła spotykać się z Justinem nie musząc okłamywać rodziców. Jeszcze raz odwróciła się w wyjściu.
- Oh.. i Kelsey..?
Popatrzyłam na nią, unosząc wysoko brwi.
- Kiedy następnym razem zdecydujesz się wymknąć z domu, zabierz ze sobą dodatkową parę ubrań – patrząc na to, w co byłam ubrana uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.

________________________________

@DameBieber :)