Oblizałam usta, przełykając gulę w gardle. Zaczęłam się pocić i mogłabym przysiąc, że serce mi przyśpieszyło.
Czując lekki uścisk ręki, odwróciłam się i zobaczyłam Justina patrzącego na mnie z lekkim uśmiechem. Chłopak po chwili przeniósł wzrok na Carly.
Wzięłam głęboki wdech. Obecność Justina tuż obok dodała mi otuchy. Było łatwiej, gdy wiedziałam, że nie jestem tu sama.
-Carly, hej...
Jej twarz wyrażała zdezorientowanie, marszczyła brwi i miała wydęte usta.
-Cześć.
Nie wiedząc co zrobić, ścisnęłam dłoń Justina jeszcze bardziej. Powinnam wyznać prawdę czy skłamać jej w twarz?
W końcu zdecydowałam. Kłamstwa stały się częścią mojego życia i miałam ich już dość.
-Posłuchaj, to nie to, na co wygląda...
-Chyba jednak tak - warknęła.
Westchnęłam.
-Carly...
Podniosła dłoń, powstrzymując mnie przed kontynuowaniem.
-Nie, Kelsey - potrząsnęła głową. - Okłamałaś mnie.
-Nie, ja...
-Spytałam się, czy rozmawialiście, a ty zaprzeczyłaś. Skłamałaś mi prosto w oczy i zarządałaś zmiany tematu. Sprawiłaś, że poczułam się jak idiotka, kiedy miałam całkowitą rację.
Poczułam jak ogarnia mnie smutek, a do oczu napływają łzy.
-Wiem i przepraszam. Chodzi o to, że... to nie do końca była moja sprawa.
-To nie była twoja sprawa? - zakpiła. - Co to ma do cholery znaczyć?
-To znaczy, że na początku nawet nie wiedziałam co między nami było! Zabroniono mi cokolwiek mówić.
-Jestem twoją najlepszą przyjaciółką! - wyrzuciła ręce w powietrze. - Czy to coś dla ciebie znaczy?
Opadła mi szczęka.
-Oczywiście, że tak! - krzyknęłam. - To znaczy dla mnie wszystko! Wiem, że jesteś moją najlepszą i przepraszam. Nie chciałam kłamać, ale obiecałam! Jakbyś się czuła, gdybyś mi coś powiedziała i poprosiła, żebym nikomu o tym nie mówiła, a ja powiedziałabym... - rozejrzałam się, próbując kogoś znaleźć, gdy mój wzrok padł na chłopaka - o wszystkim Justinowi?
Nic nie odpowiedziała.
-Spodobałoby ci się to?
Zacisnęła usta w cienką linię.
-Huh? - drążyłam.
Odwróciła wzrok, kręcąc głową.
-Nie.
-Dokładnie - wypuściłam oddech. Nawet nie wiedziałam, że go wstrzymywałam.
-Ale to wciąż nie usprawiedliwia skłamania mi prosto w twarz.
-Carly, posłuchaj, mówię ci o wszystkim i dobrze o tym wiesz! Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i uwierz mi, gdybym mogła cokolwiek powiedzieć, zrobiłabym to. Przysięgam, byłabyś pierwszą osobą, do której bym się zwróciła.
Westchnęła, przygryzając wargę.
-Sama już nie wiem w co wierzyć. Skąd mam pewność, że znów mi nie kłamiesz?
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, gdy wyprzedził mnie Justin.
-Nie kłamie.
Patrzyłam na niego zszokowana.
-Co? - przeniosła wzrok ze mnie na niego. Obie patrzyłyśmy na chłopaka jakby miał dwie głowy.
-Powiedziałem, że ona nie kłamie - wzruszył ramionami. - To ja zabroniłem jej cokolwiek mówić. Tylko wykonywała moje polecenia.
Carly wywróciła oczami.
-Ona nie musi cię słuchać. Nie jest twoim pieskiem.
-Nie jest, ale jeśli chciałabyś, żeby była martwa, to...
Jej źrenice się rozszerzyły.
-Zabroniłem jej o tym mówić, bo to nie była niczyja sprawa i tylko w ten sposób mogła zostać bezpieczna. Zaufaj mi, chciała ci o wszystkim powiedzieć, ale jej zakazałem. To nie jej wina. Jeśli chcesz kogoś winić, obwiń mnie - mówił tak noszalancko, że musiałam mrugnąć i upewnić się, że napewno tam stoi.
Carly chwile nad tym myślała, po czym opuściła ramiona, kręcąc głową.
-Nieważne.
-Więc... - prygryzłam wargę. - Wybaczasz mi?
Dziewczyna westchnęła, spoglądając na mnie.
-Sama nie wiem... obiecujesz już mnie nie okłamywać?
Zachichotałam.
-Obiecuję - puszczając dłoń Justina, podeszłam do Carly i ją przytuliłam. - Dobrze jest mieć to już z głowy.
Zaśmiała się.
-Pewnie tak.
-Cieszę się, że sobie to wyjaśniłyśmy. Nienawidzę cię okłamywać - odsunęłam się i założyłam kosmyk włosów za ucho.
Uśmiechnęła się, ale nie trwalo to długo.
-Więc jesteście teraz... razem?
Przechyliłam głowę, nie do końca wiedząc, jak na to odpowiedzieć.
-Tak - Justin się zbliżył i objął mnie ramieniem. - Tak, jesteśmy.
Poczułam, jak czerwienią mi się policzki.
-Dobrze mówi - lekko się zaśmiałam.
Dziewczyna podniosła brew.
-Cóż... to dosyć... interesujące - pokiwała głową. - Nigdy bym tego nie przypuszczała.
Zaśmiałam się.
-Szczerze mówiąc ja też nie.
Justin cicho się zaśmiał.
-Bez względu na to, jak okropnie to dla mnie brzmi - podniosła rękę w obronnym geście. - Bez urazy.
Chłopak wzruszył ramionami.
-Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, troszczę się o ciebie i chcę, żebyś była szczęśliwa - westchnęła. - Nawet, jeżeli narażasz przez to życie.
Poczułam, że Justin drętwieje na jej słowa.
Lekko trąciłam go w bok, chcąc zwrócić jego uwagę i zmusić do spojrzenia na mnie.
Spojrzałam na Carly.
-Cóż, jeśli to tak odbierasz...
-Przepraszam - lekko się skrzywiła. - Tylko w ten sposób mogłam to jakoś nazwać.
Westchnęłam, przytakując.
Carly zaczęła się wiercić.
-Jak przyjęli to rodzice?
Przygryzłam wargę, wzruszając ramionami.
-Nie mam pojęcia.
-Co masz na myśli?
-Uhm - delikatnie się zaśmiałam. - Nie wiedzą...
-Nie wiedzą? - zszokowana otworzyła usta. - Jak ci się to udało?
Justin cicho się zaśmiał.
-Jest w tym bardzo dobra. Potrafi wymyślić dobre kłamstwo od tak.
Carly pokiwała głową.
-Chyba ostatnio często to robisz...
Wzdrygnęłam się.
-Cóż, nie mogłam im powiedzieć prawdy... Wiesz, jaby są.
-Tak i wiem jak zaregują, kiedy się o was dowiedzą. Nie będzie miło, Kels.
-Zaryzykują, a poza tym jak mają się dowiedzieć? Nie wiedzą, kim jest Justin ani że się z nim spotykam.
-Kłamstwo ma krótkie nogi, Kelsey.
-Co to ma być, Carls? Przesłuchanie? - syknęłam, chcąc już skończyć tą rozmowę.
-Nie, po prostu mówię ci prawdę. W przeciwieństwie do twojego chłopaka, nie będę kłamać, że wszystko będzie dobrze.
-Carly!
-Nie - Justin potrząsnął głową. - W porządku.
-Posłuchaj - westchnęła Carly. - Przepraszam. Po prostu... Masz rację. Wiem, jacy są i wiem też, że nie będziesz nawet w stanie zobaczyć światła dziennego, gdy zorientują się, że przez cały czas im kłamałaś.
-Nie dowiedzą się, Carly.
-Dowiedzą, a kiedy to zrobią to koniec. Jesteś skończona.
-Co w ciebie wstąpiło? - spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami. W jednej chwili jest normalna, a sekundę później jej zachowanie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.
Wygląda na to, że nie tylko Justin jest bipolarny.
-Nic... - znów westchnęła. - Zapomnij, że coś powiedziałam. Posłuchaj, muszę iść na lekcję. Do zobaczenia.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale stwiedziłam, że powinna trochę ochłonąć przed kontynuowaniem tej rozmowy.
-Okej, pa.
Szybko mnie przytuliła i odeszła.
-To było dziwne - westchnęłam.
-Yhm, cieszę się, że już się skończyło - Justin cicho się zaśmiał.
-Ta - przerwałam. - Przepraszam za nią. Po prostu się o mnie martwi.
-Ma do tego prawo.
-Tak, ale nie zna cię tak, jak ja.
-Skarbie, ty sama ledwo mnie znasz.
Zmarszczyłam brwi.
-Co to ma znaczyć?
-Nic - potrząsnął głową.
Oblizałam usta.
-Słuchaj, wiem wystarczająco, żeby stwierdzić, że nie ma się o co martwić.
-Nie powiedziałbym tego, Kelsey. Wczoraj prawie cię zgwałcono, nie wspominając o skrzywdzeniu przez ten nic nie warty kawałek gówna - warknął. - Co mi przypomina.... Jak się dziś czujesz?
-Ocaliłeś mnie, okej? Gdyby nie ty, Luke zrobiłby dużo więcej, a u mnie wszystko dobrze. Jestem trochę obolała i takie tam, ale jest okej.
Pokiwał głową.
-To dobrze.
Gdy szliśmy przez korytarz, nie mogłam się powstrzymać przez wracaniem do jego słów. Co miał na myśli mówiąc, że go nie znam? Oczywiście, że znałam. Praktycznie żyłam z nim przez cały dzień, a poza tym byliśmy razem przez resztę czasu. Widziałam rzeczy, o których inni nie mieli pojęcia.
-Zaczekaj, to moja szafka - podeszłam do niej, wpisałam kod, otworzyłam i wyjęłam książki, których potrzebowałam.
-Nie spuszczam dziś z ciebie wzroku. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
Uśmiechnęłam się.
-Wiem i dziękuję za wszystko - zamknęłam szafkę i się do niego odwróciłam.
-Wszystko dla mojego słonka - łobuzersko się uśmiechnął, po czym złączył nasze usta.
Odsunęłam się, trzymając wargi centymetry od jego.
-Jak na kogoś, kto nie chce, żeby ktokolwiek o nas wiedział, okazujesz dużo uczuć publicznie.
Z uśmiechem wzruszył ramionami.
-Będą plotkować odkąd zobaczyli nas razem rano.
Wydęłam usta, chwilę nad tym myśląc.
-Racja - zaśmiałam się.
-Poza tym jeśli spytają - zaprzecz. Im mniej wiedzą tym lepiej.
-Zgoda - figlarnie się uśmiechnęłam. - A teraz chodź, musimy iść do klasy - chwyciłam go za rękę.
Jęknął.
-Nie rozumiem dlaczego musimy chodzić do tej pieprzonej szkoły. To strata czasu. Poza tym mam już pracę, w której dużo zarabiam. Po co mi edukacja? To nie ma sensu.
Zaśmiałam się.
-To część życia, Justin.
-To strata czasu, Kelsey - zaczął naśladować mój głos, po czym wrócił do swojego. - Mógłbym teraz robić lepsze rzeczy...
-Na przykład co? Zabijanie kogoś? - lekko się zaśmiałam, oczekując, że mi zawtóruje, ale ani trochę go to nie rozbawiło. - O co chodzi?
-To nie było zabawne, Kels - warknął.
-Zmarszczyłam brwi.
-Przepraszam.
-Nie - potrząsnął głową. - Jeśli by tak było, nie powiedziałabyś tego.
-Tylko żartowałam, Justin. Uspokój się.
-Nie mów mi, żebym się kurwa uspokoił - zakpił, odsuwając się ode mnie. Jego oczy pociemniały, przez co dostałam gęsiej skórki.
Skrzywiłam się.
-Co w ciebie wstąpiło?
-Co jeśli ktoś by cię usłyszał? Hm? Co być wtedy zrobiła?
-Powiedziałabym, że to był tylko żart?
-Nie rozumiesz, prawda? Żart czy nie, ludzie dużo gadają i wszyscy wiedzą, co robię. Nie słyszałaś plotek, Kelsey?
-Nie interesują mnie plotki.
Zakpił.
-Cóż, może powinny.
Przygryzłam wnętrze policzka, a moje ciało zadrżało z irytacji, że robi to akurat teraz.
-Nie bez powodu nie mam w mieście najlepszej opinii.
-Naturalnie - wywróciłam oczami.
Natychmiast tego pożałowałam, widząc jak jego mięśnie się napinają. Zaczynał się denerwować i to bardzo szybko.
-Ja...
-Wiesz, przez chwilę myślałem, że może się czegoś nauczyłaś, ale wciąż jesteś ta samą suką, którą byłaś wcześniej.
Skrzywiłam się, słysząc jego słowa. Zabolało, ale złość przerosła rozczarowanie.
-Jaki ty masz kurwa problem?!
-Ciebie! - krzyknął, przez co kilka osób się odwróciło, ale gdy zobaczyli, że to Justin się drze, postanowili go zignorować.
Część mnie chciała, żeby słuchali naszej rozmowy, bo wtedy Justin skończyłby temat, ale w moim życiu rzeczy nigdy nie idą po mojej myśli.
-Ty jesteś moim problemem - syknął.
-Więc zostaw mnie w spokoju.
-Nie.
-Potrzebujesz pomocy psychiatry.
-A ty musisz się nauczyć szanować ludzi.
Zwalczyłam chęć wywrócenia oczami.
-Przejdź już do jebanego sedna, Jsutin!
-Jesteś idiotką.
-A ty chujem.
-Wolałbym być chujem niż bezużyteczną dziwką.
Przerwałam, biorąc do siebie jego słowa. Jeśli to, co powiedział wcześniej zabolało, wyobraźcie sobie jak się czuję teraz.
-Oh, więc teraz jestem dziwką?
Jego klatka piersowa gwałtownie się poruszała.
-I ty chcesz mnie uczyć szacunku - sarkastycznie się zaśmiałam, kręcąc głową. - Jesteś niemożliwy.
Justin na moment odwrócił wzrok, po czym spojrzał na mnie.
-Ludzie wiedzą, co robię - zmienił temat. - Jeśli by cię usłyszeli, byłbym skończony.
Zdecydowałam nie bawić się w jego gierki, nie chcąc ciągnąć tematu.
-Nie mają żadnego dowodu, że moje słowa odzwierciedlają prawdę.
-Nie ważne.
-Zachowujesz się, jakbym popełniła przestępstwo, Justin. Musisz się uspokoić.
-Kurwa, nie mów mi co mam zrobić - warknął. - Wiesz jak kurewsko nienawidzę, kiedy to robisz.
Nic nie mówiłam, wiedząc, że w innym przypadku powiedziałabym coś, czego będę żałować.
-Po prostu się zamknij, okej? Bo następnym razem nie będziesz miała tyle szczęścia.
-Grozisz mi? - odpyskowałam. Zrobiło mi się gorąco w kark. Zbliżyłam się do niego, trzymając twarz kilkanaście centymetrów od jego.
-Nie, mówię prawdę. Jeśli byłby tu Bruce...
-Ale Bruce'a tu nie ma, prawda? - przechyliłam głowę na bok, wskazując rękami naokoło.
Brutalnie złapał mój nadgarstek, przysuwając bliżej.
-Nie wymądrzaj się.
Gwałtownie złapałam powietrze, próbując zabrać z siebie jego rękę.
-Puść mnie - syknęłam. - Krzywdzisz mnie - cicho pisnęłam.
Zignorował mnie, a w jego oczaj pojwiła się złość.
-Bruce'a tu nie ma, ale gdyby był i cię usłyszał, kazałby mi cię zabić.
Zamarłam. Podnosząc brew, postanowiłam go sprawdzić. Wydęłam usta i spojrzałam mu w oczy.
-I co? Zrobiłbyś to?
Nie odpowiedział.
Poczułam, jak coś ściska mi serce.
-Więc to tak? Już nic dla ciebie nie znaczę?
-Kelsey....
-Nie - potrząsnęłam głową, wreszcie wyrywając nadgarstek z jego uścisku. - Muszę iść - to było dla mnie za wiele. Odwróciłam się i zaczęłam iść, gdy chwycił mnie za rękę i pociągnął w tył.
-Gdzie idziesz?
-Gdzieś, gdzie cię nie ma - syknęłam, wyrywając rękę. - I nawet nie próbuj za mną iść - odsunęłam się. - I tak jestem bezużyteczną dziwką - pokręciłam głową i odeszłam.
-Kurwa - usłyszałam jak mruczy pod nosem, uderzając pięścią w najbliższą szafkę.
Skrzywiłam się, pocierając nadgarstek. Zerknęłam na niego i zobaczyłam, że jest na nim czerwony ślad, niemal zlewający się z ranami od sznurów.
Westchnęłam, potrząsając głową.
A myślałam, że się zmienił...
~~~
i smell more drama.